Przed dziesięcioma minutami skończyłem czytać Kryzys sumienia. Jeszcze chyba długi czas będę musiał pić herbatki z podwójnych porcji melisy - nieraz o 4 nad ranem. Dużo wniosków miesza się w głowie, bo przerażające jest płynące z niej potwierdzenie obecnych w podświadomości przypuszczeń (a przez długi czas wypieranych) - i to od wielu lat - że to wszystko może tak faktycznie wyglądać; że ktoś po prostu może bezczelnie tym sterować totalnie bez względu na sumienia innych i swą odpowiedzialność przed Bogiem. Ostatnio u nas na zebraniu wieloletni starszy powiedział, że 'niewolnik' bierze odpowiedzialność za swoje słowa i decyzje. Tyle lat jest w orgu, taki stary i niby mądry facet, a jednak nigdy tego nie sprawdził - bo wcale odpowiedzialności nie bierze, tylko jak już, to zwala ją na innych. To jest dla mnie najbardziej przytłaczające w obrazie tego kierownictwa.
A w obrazie życia, który i tak od prawie 10-ciu lat się niesamowicie przeobraził, to przeraża mnie pogodzenie się w wnioskiem, że i tak wszyscy umrzemy, ale tuż przed tym spotkamy się ze swoim sumieniem, staną przed nami duchy naszego życia z pytaniem, czy zrobiliśmy wszystko jak należy, aby u kresu być w zgodzie w samym sobą.
Pierwsze 'dni ostatnie' były umiejscowione w 1799 roku, a KB miało przyjść max. w 1984. Okazało się to ludzkim życzeniem (Strażnicowym życzeniem). Potem kolejne przedziały czasowe z zawodnymi punktami startowymi i końcowymi. Teraz zupełnie nowa idea - iteracyjna sztafeta pokoleń z końcem - dajmy na to - w 100. pokoleniu. Tak, na taką swobodę daje przyzwolenie ta interpretacja. Sto kilka lat temu 'nasi bracia' dziękowali Bogu w modlitwach za światło dot. ich nadziei, tego, że już za kilka lat przeobrażą się w istoty Jemu podobne, a On siedział na swym tronie podpierając brodę o pięść i kiwał głową mówiąc: "Chłopaki, to nie tak, ja to widzę inaczej". Ale już o późniejszym rozczarowaniu tych osób i ich zerowej nadziei nikt nie pisał. Jedynie co, to o ich wygórowanych oczekiwaniach, wyprzedzaniu rydwanu i obwinianiu biednej organizacji o niepewne nadzieje. To samo będzie o nas.
Wniosek dla mnie jest taki - trzeba brać sprawy własnego życia w swoje ręce, pracować na własne zabezpieczenie przyszłości, ogarnąć tematy ekonomiczne i inwestycyjne, aby mieć co jeść na emeryturze. Nie oddawać odpowiedzialności za swoje życie w obce ręce. Odrzucać propagandę w stylu 'nie ufaj zawodnemu systemowi ekonomicznemu' - raczej poznać jego prawidła i rozumieć, że nie wszystkie jego elementy są zawodne; a za to nie ufać zawodnym obietnicom wyzwalającym jedynie podnietę religijną - a płynącym z NY (dawniej Brooklyn, teraz Warwick).
No i jeszcze jeden wniosek drogi obserwatorze forum - nie czytałeś jeszcze tej książki? To przeczytaj.