Przyjelo sie w naszym spoleczenstwie , ze idealem jest tzw. trwaly zwiazek malzenski . A wiec , pobrali sie w mlodych latach ,oczywiscie z wielkiej milosci , splodzili potomstwo , wychowali , a potem razem sie godnie zestarzeli i umarli , najlepiej jeszcze w krotkim odstepie czasu . Taka bardzo romantyczna wizja malzenstwa .
To niestety tak nie funkcjonuje .
Takie harmonijne zwiazki zdarzaja sie ekstremalnie rzadko i dlatego najczesciej mamy do czynienia ze starszymi , skloconymi malzenstwami , ktore sa razem tylko z przyczyn materialnych .
Takie sa realia .
Jezeli trwalosc takich zwiazkow jest motywowana religijnie , to jest jeszcze gorzej , bo zamykaja sobie droge do jedynego , rozsadnego rozwiazania , czyli do rozwodu .
Wlasciwie to nie ma jakiegos idealnego sposobu na udany , dlugotrwaly zwiazek . Czy sie pobrali z wielkiej milosci , czy z rozsadku , to i tak po jakims czasie zwiazek ten moze sie rozpasc .
Moze lepiej wiec , przyjac od samego poczatku zalozenie , ze nie jestesmy ze soba na zawsze ?
Oczywiscie , kiedy wychowuje sie dzieci , konieczna jest stabilizacja w rodzinie i mysle , ze odpowiedzialni ludzie powinni w tym czasie powstrzymac sie od rozwodu .
Jednak pozniej , gdy potomstwo stoi na wlasnych nogach , dobrze jest przemyslec , czy lepsze dla obu stron jest trwanie w toksycznym zwiazku , czy moze jednak rozwod i ewentualne szukanie nowych partnerow .
Taka to moja propozycja pragmatycznego podejscia do malzenstwa i jego trwalosci .