Ona nie mogła pojąć jak to możliwe, że dla zboru jej mąż (cytując piosenkę) znaczy "mniej niż zero".
Podobna historia sprzed kilkunastu lat z mojego zboru:
Młody Świadek, dajmy mu na imię Darek, związał się z dziewczyną 'ze świata'. Chłopak pracowity, zaradny, finansowo niezależny.
Pomimo skomplikowanej sytuacji rodzinnej dawał sobie od zawsze radę.
W zborze pogardzany właśnie ze względu na sytuację rodzinną. Ale nikt nie zapytał czy mu jakoś pomóc.
Złożyło się tak niefortunnie, że w dniu jego ślubu, w pewnym USC na Dolnym Śląsku, wcześniej ślub brał inny Świadek z sąsiedniego zboru. Oczywiście, ten 'poprawny'. Teokratyczny. W Panu. A jakże.
Jak to zwykle bywa, grupy weselników wymieszały się. Stałem dość blisko Darka. W pewnym momencie podszedł do nas ktoś z poprzedniej ekipy i mówi do Darka:
- A ty co, Darek? Oszalałeś? Ze światową się żenisz?
Chłopak rozpłakał się jak dziecko.
- K...wa, nawet w takim dniu nie mogę mieć spokoju
Bardzo długi czas jego żona była traktowana jak powietrze. O ile wiem, facet jest od kilku lat przebudzony. Ma dwoje dzieci. Pierwsze dziecko na początku było dość chorowite, co zborowe plociuchy uznały za karę od Dźehowy za niepobranie się w Panu.