gdzieś czytałam (na stronie Tusi albo Roszady) że dawniej zgwałconą siostrunie brano na dywanik i pytano czy się mocno opierała czy tylko troszkę
Może to:
„Czy osoba, która otrzyma transfuzję w wyniku orzeczenia sądu ignorującego jej postanowienie, by nie przyjmować krwi, jest wolna od odpowiedzialności za pogwałcenie prawa Bożego co do świętości krwi? (...)
Kiedy więc pacjent bywa współwinnym przyjęcia transfuzji nakazanej przez sąd? Jeżeli się nie wysilał, żeby mówić z przekonaniem, gdy miał ku temu sposobność, a później nie sprzeciwiał się zdecydowanie zabiegowi (...) Znane są też wypadki, w których dana osoba wyczerpała wszelkie środki psychiczne i fizyczne, aby zapobiec takiemu pogwałceniu prawa Bożego; w końcu nawet straciła przytomność.
Jeżeli wbrew jej szczerym wysiłkom zniewolono ją do przyjęcia transfuzji, musi pozostawić tę sprawę w rękach Jehowy, pokładając nadzieję w Jego miłosierdziu.
Taki stan rzeczy można porównać z sytuacją niewiasty, którą zgwałcono, pomimo że bez przerwy krzyczała i stawiała fizyczny opór napastnikowi. W myśl Prawa Mojżeszowego kobieta taka nie była winna (Powt. Pr. 22:25-27).
Jeżeli jednak nie krzyczała, uznawano ją za winną (Powt. Pr. 22:23, 24). Stosownie do tego Bóg również dzisiaj oczekuje od chrześcijan, że podejmą wszelkie możliwe środki (oczywiście nie wykraczające poza ramy Słowa Bożego), aby nie stać się współwinnymi naruszenia Jego prawa co do krwi” (Strażnica Rok XCV [1974] Nr 18 s. 24).
A tak swoją drogą co do słów:
"
Jeżeli wbrew jej szczerym wysiłkom zniewolono ją do przyjęcia transfuzji, musi
pozostawić tę sprawę w rękach Jehowy, pokładając nadzieję w Jego miłosierdziu".
Jeśli Jehowa dopiero ma się zastanawiać, czy ona winna czy nie, to ja dziękuję za takiego Boga.