Z ust mi to wyjelas. Przyjecie chrztu przez zainteresowanego oznacza stopniowe wygaszanie zainteresowanie jego osoba. Nie mozna juz nabijac licznika.W zasadzie od tego czasu musisz akceptowac wszystko bez zadnego sprzeciwu.Jakikolwiek przejaw watpliwosci dusisz w zarodku aby nie wyjsc przed szereg.I tak trwa to czesto latami.W pogoni za wyrobieniem odpowiedniej ilosci godzin i lapaniem nowych ofiar, zupelnie zapomina sie o tych co sa w organizacji. Zainteresowanie powraca gdy ktos cos odwali lub na kogos doniesie,w ramach milosci blizniego. Bleee.
Ja to "stopniowe wygaszanie" zainteresowania często widziałam w trybie przyspieszonym. Czasem to się z dnia na dzień działo.
Ciągle mam żywo w pamięci pewną zainteresowaną, która robiła piękne postępy i regularnie uczęszczała na zebrania. Jej przykład był tak budujący, że uczestniczyła nawet w pokazie na zgromadzeniu (to był ideał zainteresowanej: otworzyła Świadkom i od razu zgodziła się na studium
Chodziła do mojego zboru. A w zasadzie jeździła, bo małżeństwo, które z nią studiowało na każde zebranie odwoziło ją prawie aż pod próg Sali Królestwa.
Byłam nawet tym trochę zdziwiona, że ów brat tak mozolnie okrąża pół miasta żeby zawieźć zainteresowaną na zebranie skoro mieszkała ona dość blisko przystanku autobusowego i teoretycznie mogła jeździć autobusem (zwłaszcza, że to była dość młoda i sprawna osoba). Jeździli po nią na każde zebranie choć jak pisałam musieli nieźle okrążać miasto, bo akurat jej dom był w takim miejscu, że trochę tam było ulic jednokierunkowych i trzeba było kombinować. Zainteresowana miała małe dzieci, ale na zebraniach często była sama, tylko czasem z mężem i dziećmi (mąż niezainteresowany).
I zgadnijcie gdzie zobaczyłam ową zainteresowaną niedługo po jej chrzcie - gdy stała się już pełnoprawnym Świadkiem?! Ano na przystanku autobusowym! Wiatr wiał, mżawka, a ona bidulinka z wózkiem na przystanku stała. I od tej pory już tylko autobus jej został. Skończyło się podwożenie do domciu pod sam próg, skończyło!
Najlepsze jest to, że ja z mężem już kilka miesięcy wcześniej przewidziałam taki scenariusz. Cały czas bowiem zadawaliśmy sobie pytanie jak długo uczynni Świadkowie będą ją wozić na zebrania. Odpowiedź była jasna: do chrztu, a później wypad!
Dodam, że to miło z ich strony, że wozili tę kobietę (teoretycznie nie musieli). Ale stworzyło to pozory fałszywej miłości i uczynności. Jeśli są tacy miłosierni to niech cały czas ją wożą - po chrzcie również! Zwłaszcza, że mąż nadal "w świecie" i powinna mieć pomoc od braci. A tymczasem narobili kobiecie apetytu i później na bruk!
Taka to miłość na pokaz u Świadków.
P.S. Powyższy schemat powtarzał się na przykładzie wielu osób - ja opisałam tylko jeden z tych przypadków. I sama również na sobie doświadczyłam tej "miłości" i zainteresowania tylko do chrztu - a później: koniec balu, panno Lalu