Tylko,że odrzucenie naszych wierzeń,norm,praw itp .na pewno nie sprzyja jedności.
Ich odrzucenie [porzucenie,nieuznawanie] jeżeli jest świadomym czynem,jest świadomym wyborem.
Nie ma potrzeby pozostawania w naszej społeczności.
Jeżeli ktokolwiek dopuszcza się moralnie wątpliwych czynów,
sprzecznych z normami społeczności w jakiej pozostaje,
to "wykluczenie" lub odsunięcie go można sprawiedliwie zrozumieć.
Robbo, zauważ jednak, że "jedność" nie polega na tym,
że każdemu narzucisz jakąś doktrynę i założysz blokadę
dyskutowania z nią. Bo wówczas masz formalną jedność,
na zasadzie wymuszonego porządku.
Każdy może coś tam w duchu myśleć, ale ze strachu nie będzie się odzywał.
Prawdziwa jedność jest wówczas, kiedy mamy odrębność
w postrzeganiu pewnych rzeczy, a mimo to jako ludzie
szanujemy się nawzajem i jesteśmy gotowi działać ku dobru,
ponad literę jakiegoś kanonu. I powiem Ci, że wbrew pozorom,
do zrozumienia tego o czym ja piszę naprawdę trzeba dorosnąć.
To nie jest tak, że ja pisząc to czuję się jakiś mądry czy dojrzały -
po prostu pewne rzeczy dostrzegałem już jako usługujący w zborze,
tylko że wtedy nie dopuszczałem do umysłu tego,
jak bardzo jest to ważne.
Jeżeli nie możesz formalnie mówić innym o swoich rozważaniach,
albo wnioskach, nawet jeśli są uzasadnione - to jesteś niewolnikiem.
Gdyby Świadkowie głosili ewangelię ku skrusze i dzielili się dobrem
z każdym, niezależnie od poglądów, zamiast głosić ideologię
korporacji dla nabycia darmowej siły roboczej (nie tylko darmowej, wręcz finansującej)
to nie baliby się żadnych osobistych poglądów, lecz stawiali by na ludzi
pomagających innym. Tymczasem, ponieważ cele są zgoła inne -
a są nimi korzyści dla organizacji - dlatego masz te wypaczone fundamenty
ideologii o tzw. "jedności". Ale jedność polegająca na tym, że każdemu
założysz karton na głowę i zmusisz do patrzenia tylko w jednym kierunku
pod groźbą odrzucenia - to nie jest ta jedność do jakiej zachęcali się
pierwsi chrześcijanie.
Szczególnie przykre było dla mnie, kiedy zrozumiałem,
że org robi dosłownie wszystko co tylko może, by zasłonić swoje błędy
i kłamstwa, chociaż tak chętnie publikowała błędy innych religii.
Świetnie to pokazali kiedy wyszła afera w Australii.
Gdyby Geoffrey Jackson przed sądem, jak również oficjalna literatura,
klepnął się w piersi i powiedział: przepraszam - nie byłoby wody na młyn
krytyki, nie byłoby wątpliwości szczerych SJ w temacie.
Czy rozumiesz co chcę powiedzieć??
Butna i kłamliwa postawa dla zachowania "jedności"
(a to tylko jeden przykład) wskazuje, że to nie szczerość o prawdę
ale zgoła inne cele kierują organizacją.
Jaką wartość ma jakakolwiek "jedność", jeżeli nie służy temu,
o czym się zapewnia, a jej ceną jest ukrywanie faktów, kłamstwo,
propaganda i groźba?
Skoro nie możesz w zborze przyznać się że piszesz tutaj,
a na zebraniach pochwalasz posłuszeństwo "Niewolnikowi",
to ta "jedność" jest tylko formalna.