moim zdaniem, większość opowieści o wypędzaniu demonów to psychologiczny efekt przedziwnego splotu katolickiej pobożności ludowej ze świadkowską pobożnościa ludową...
wiadomo powszechnie, że w Polsce co roku dokonuje się grubo ponad sto różnych cudów, np. komuś tam na szybie ukazuje się Matka Boska, gdzie indziej grasują demony, ale uciekają przed wodą świeconą, itd. itp.
Można się z tego śmiać, można traktować poważnie, ale _istnieją_ ludzie wyznania rzymskokatolickiego, którzy _naprawdę_ szczerze wierzą w autentyczność takich zjawisk...
niewielka część tego ciemnogrodu trafia do świadków Jehowy i co dalej?
Myślicie, że oni ot tak sobie lekką ręką odpuszczą sobie wszelkie wyobrażenia o świętych obcowaniu i o "nieświętych obcowaniu"?
przecież to są dalej ci sami ludzie z taką samą wiedzą i z takim samym poziomem inteligencji i z taką samą wyobraźnią...
przynajmniej część tych osób, chciałaby przeżyć w swoim życiu duchowym "coś ekstra", a niestety, doktryna świadków Jehowy stanowczo wyklucza prywatne objawienia.
Jako świadek Jehowy nie masz najmniejszych szans że Jezus albo Maryja albo nawet Świety Bonifacy przyjdą i skierują do Ciebie jakieś super ważne orędzie na temat czci dla tetragramu...
Jak więc wypełnić tę pustkę? Otóż, wyobraźnią...
a wyobraźnia, wyobraźnia, wyobraźnia jest od tego, aby bawić się, bawić na całego...
i właśnie ta wyobraźnia podsuwa myśli, że myszy grasujące po kuchni to nie są zwykłe myszy tylko demony, które próbują odwieść Ciebie od prawdziwego wielbienia i od wychodzenia do służby kaznodziejskiej od domu do domu...
Może nie wyrzuciłeś do śmieci wszystkich świntych obrazków?
Może została Tobie jakaś pamiatka z pierwszej komunii świętej?
Może gdzieś w kącie za szafą leży od dawna nieużywany różaniec?
Widocznie tak, a wtedy demony mają przystęp i składają wizytę...
Jak ktoś wezwie na pomoc starszego zboru, a tenże starszy zboru poprosi emerytkę siostrę Zosię o porządne wysprzątanie mieszkania osoby "napastowanej przez demony", to...
nie da się wykluczyć, że siostra Zosia przyłoży się do pracy wymiecie wszystkie kąty, a nawet umyje podłogę na mokro. Jeśli tak sie stanie, to być może kolejnej nocy harcujące myszy nie zrzucą jakiegoś przedmiotu na ziemie i nie obudzą domownika...
A jak sie Zosia mocno przyłoży do pracy to być może nawet bezrozumne myszy zrozumieją że darmowa wyżerka niechcący rozsypanych przez niepełnosprawnego domownika produktów żywnościowych w końcu skończyła sie i same pójdą sobie gdzie indziej...
A jeśli Zosia przy okazji znajdzie jakiś "balwochwalczy" przedmiot i "akurat wtedy" muszy sobie pójdą precz, to wtedy "oczywisty wydaje się wniosek", że mamy kolejne potwierdzenie wierzeń świadków Jehowy (teza: nie ma balwochwalczych przedmiotów, więc demony już nie atakują).
tak to działa od strony czysto psychologicznej...