mnie kojarzy się zabawne zdarzenie, które wskazuje że przynajmniej niektóre z tych opowieści o wypędzaniu demonów mogą być fikcyjne.
Na polu namiotowym gdzie nocujemy w czasie trzydniowego kongresu, siedzimy przy herbacie i temat schodzi na demony, aż w pewnym momencie nieochrzczony zainteresowany chwali się że pogonił ze swego domu demony, gdyż (jak to ujął) "zgodnie z radami organizacji" wzywał Tego Imienia.
pytam się, co konkretnie powiedział, a zainteresowany na to, że wykrzyczał pod adresem demonów (cytuję): "w imię Boga Jehowy, rozkazuję wam wypier...ać z mego domu!"
wśród słuchaczy konsternacja, bo nikt nie spodziewał się użycia wulgaryzmu, a do tego wymieszanie świętości nad świetościami, jaką powinno być Imię Boga z rynsztokową mową wydawało się wszystkim mocno niestosowne.
zainteresowany odwołując sie do swoiście rozumianej "logiki" tłumaczył nam że jak policja zatrzymuje mafiozów to nie mówi "szanowni panowie będą uprzejmi położyć się na podłodze", ale krzyczy (językiem _zrozumiałym_ dla adresata) np. "na podłogę, k..., na podłogę, natychmiast!"
niewątpliwie wulgaryzm powinien być "zrozumiały" dla demonów
mimo to, jakoś nikt nie chciał wierzyć, że demony faktycznie "poszły sobie"...
kolejnego wieczora zainteresowany adorował jakąś panienkę (był nieobecny podczas rozmowy), a pozostali rozmówcy doszli do wniosku, że "przynajmniej niektóre" opowieści o wypędzaniu demonów imieniem Jehowa mogą być jednak zmyślone...