Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie => Wątek zaczęty przez: gedeon w 07 Czerwiec, 2015, 22:03

Tytuł: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 07 Czerwiec, 2015, 22:03
Otrzymałem list z prośbą o podanie go do publicznej wiadomości. List zawiera niesamowitą historię.

Do 18 roku życia żyłam bez metryki urodzenia

Uwierzyć we własne istnienie

Cytuj
[quote]Na to, co się wydarzyło w kontekście tego tytułu musiałam czekać dziewiętnaście lat. Jako
dziecko wychowywałam się w dużej i biednej rodzinie w Krakowie, która odkąd pamiętam
była wiedziona przekonaniami religijnymi mojej matki. Nakładała na mnie obowiązek
bezwarunkowego okazywania wiary wyznaniu Świadków Jehowy. Nie miałam nic przeciwko
temu, do momentu nastania moich nastoletnich lat, ponieważ tak naprawdę nic nie
rozumiałam. Po prostu jak trzeba było udać się na spotkanie religijne, wziąć udział w
rozgłaszaniu orędzia tego ugrupowania na ulicy albo czytać Biblię, to trzeba było to zrobić
bez podawania czegokolwiek pod dyskusję. Myślę, że ona sama bardzo pasywnie przyjęła
wierzenia od Świadków Jehowy i sama też tak mnie uczyła. Ten początek jest jedynie
wprowadzeniem do moich przeżyć związanych z tym wyznaniem, które nie były miłe, ale
mimo wszystko intrygujące.
Radykalne zachowanie mojej matki we wpajaniu ideologii o końcu świata i bliskiego
Armagedonu, który miał nastać w 1975 roku nie straciło na sile i w chwili, gdy proroctwo
wtedy nazywane „światłem”, okazało się głęboką ciemnością. Tak głęboką, że matka nie
zauważyła swoich ślepych wytycznych co do wychowania dzieci i poglądów jakże
niezmiennych mimo porażki jej duchownych. Czternaście lat po zakończeniu kampanii
głoszenia o rychłym spełnieniu się proroctwa nadszedł moment, by zająć się życiem na
własny koszt, gdy miałam dziewiętnaście lat. Potrzebując dowodu osobistego, by podjąć
zatrudnienie poprosiłam matkę o metrykę urodzenia. Zaskoczona dowiedziałam się, że jej
nigdy nie wyrobiono. Do dziś nie wiem, jak można było dopuścić do jej niewyrobienia ze
względu na wyznanie albo wiarę w jakiś koniec świata. Tak właśnie tłumaczyła się moja
matka; brakiem potrzeby spełnienia tej powinności, ale ja po prostu uważam to za
niepohamowany fanatyzm. Przez to musiałam tłumaczyć się w urzędzie ze wstydem za swoją
rodzinę.
I to w nie jednym, ponieważ główny urzędnik w Krakowie, by spełnić swoje zadanie
potrzebował konkretnych informacji, które musiałam zdobyć od wszystkich wytypowanych
organów gmin w okolicy Krakowa. Gdy je przekazałam, wówczas w końcu przyjęto, że
urodziłam się 10 kwietnia 1970 roku i dostałam do ręki dowód osobisty. Trudno żyć z
domniemaną datą urodzenia. Tą myśl zawsze ukrywałam przed ludźmi, z obawy przed
wyśmianiem. Tym bardziej, jeśli do tego doprowadziła głupota o końcu świata.
Do tej chwili byłam przesiąknięta strachem wpojonym przez organizację Świadków Jehowy
przed śmiercią w dniu sądu. Jedyną drogą, by pozbyć się wciąż omawianego na zebraniach
lęku było branie udziału w działaniach tego związku i to z maksymalnym oddaniem. Niestety,
narzucone rzekomo chrześcijańskie obowiązki przerastały możliwości człowieka, dlatego
praktycznie zawsze istniało poczucie winy i dlatego wzmianki o sądzie Bożym wywarły efekt
na mnie i na wszystkich w to wmanipulowanych.
Jednakże żaden Armagedon nie mógł zatrzymać tego, że podejmuję zatrudnienie i dążę do
życia na własna rękę. Ale szybko przekonałam się, że liderzy wyznania matki są
przygotowani na wszelkie ewentualności; nie wspominając o tym, jak zareagowali, gdy im
„światło” zgasło w 1975. Widocznie za mało sypali do skrzynek na datki, bo jeden z nich
2
wprost przedstawił mi, że należy zdecydować, ile pieniędzy mogę zaplanować w kierunku
przekazania na rzecz organizacji. Wygląda na to, że u nich za „światło” się płaci.
Zdecydowałam, że zapłaciłam już swoją cenę, ale uległam presji, bo bałam się, że jeśli się nie
podporządkuję, to będę mieć kłopoty w domu i stracę rodzinę. Na dodatek działało we mnie
to nieposkromione poczucie winy, które wymuszało na mnie brak innego wyboru. I tak przez
wiele lat kierowałam się brakiem podejmowania wyzwań i dążenia do celów przez zawsze
nasuwającą się wątpliwość w to, czy warto, skoro wszystko straci znaczenie w Armagedonie.
W ten sposób moje życie traciło kolory w cieniu tej organizacji i wpływu matki.
Jednak nic nie trwa wiecznie i w chwili, gdy życie mojej matki uchodziło, odeszły wszelkie
jej przekonania wpływające na moje życie i rodzeństwo. Najbardziej szczerą wypowiedź
usłyszałam właśnie w tej chwili, gdy przed śmiercią przeprosiła mnie za wszystkie
nieszczęścia, które sprowadziła na swoich bliskich i brak silnej woli, by w obliczu presji
organizacji postępować inaczej. Że doprowadziła do tego wszechobecnego lęku i
wprowadziła swoje dzieci w tryb wyznania, którego się teraz wypiera.
W ten sposób zostawiła po sobie wielkie rozczarowanie. A sama umarła w zwątpieniu w
prawdziwe intencje tej religii. Całe życie łożyła pieniądze na nią kosztem swojej rodziny
sprawiając, że dziś mam wspomnienia o tym, jak zimą chodziłam w dziurawych butach, a w
wychłodzonym domu nie było co jeść.
Poruszona zmianami następującymi po jej odejściu, postanowiłam prześledzić te intencje,
dokładnie sprawdzając pochodzenie Świadków Jehowy, ich doktryny i historyczne
potknięcia. Do czego sama chcę zachęcić innych tym krótkim listem. Wzmocnić tych, co boją
się odważyć, by odzyskać swoje życie. Przekonać, że nie warto tego przegapić. Tym samym
po czterech latach badań mogę stwierdzić, że nie jest to wyznanie prowadzące do Boga tylko
do szaleństwa.
Dziś jednak jestem wdzięczna, że Bóg prowadził mnie w tych dociekaniach, ponieważ
odnalazłam komfort w poznaniu Pana Chrystusa i Boga Ojca z właściwej strony.
Katarzyna L
[/quote]

Historia jest autentyczna, oglądałem metrykę urodzenia wystawioną po latach.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 08 Czerwiec, 2015, 09:09
?????????????????????????????????????
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Magda w 08 Czerwiec, 2015, 12:02
Co za niesamowita historia. Pani Katarzyna dobrze to podsumowała : nie jest to wyznanie prowadzące do Boga tylko
do szaleństwa. Nic dodać nic ująć.
Trudno w to uwierzyć...Jeszcze jeden dowód na to jak świadkowie są mentalnie zamknięci na świat i życie.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Kitty w 08 Czerwiec, 2015, 13:08
Mnie w tej historii -na równi z krzywdami Katarzyny- zmartwiło to,co spotkało jej matkę.Zastanawiam się,jak długo ta kobieta musiała się męczyć ze świadomością,że tkwi w fałszywym wyznaniu do którego wprowadziła swoje dzieci i że jest na takie życie skazana...Jakie to musiało być dręczące; zaangażowała się w pełni w coś,z czym się w pewnym momencie przestała zgadzać,ale nie miała sił,by to odrzucić i zacząć postępować według własnego uznania.Nie wyobrażam sobie takiego udawania na co dzień przed sobą,swoimi dziećmi,znajomymi,braćmi w wierze...Jak głosić ludziom w terenie,odpowiadać na pytania w trakcie zebrań,gdy się już samemu wie,że to bujda na resorach? Jeszcze do tego wychowywanie dzieci w takim wyznaniu i zastanawianie się: co ja robię,przecież to nie jest prawda!
To,że na łożu śmierci wyznała,jak widzi swój pobyt w organizacji świadczy o tym,że musiało ją to bardzo męczyć i chciała zrzucić ten ciężar z serca.

Ile takich ludzi tkwi w przeróżnych związkach wyznaniowych,sektach,a są tam tylko dlatego,że brak im sił na odejście?
Dzień po dniu dźwigają swój krzyż i wiedzą,że przegrali życie.
Mogliby odejść,zrezygnować z tego,ale nie potrafią zrobić pierwszego i najważniejszego kroku: nie umieją przyznać się głośno (głównie przed sobą) do tego,że to wszystko jest kłamstwem i nie chcą już tego popierać.
Nie na darmo organizacja zakazuje prowadzenia takich "niebudujących" rozmów i zachęca do donoszenia na braci,którzy zaczynają wątpić i "siać zamęt" w zborze.Ludzie zwyczajnie boją się przyznać do swoich słabości i poprosić o pomoc,bo zaraz przylgnie do nich etykieta potencjalnego odstępcy i znajdą się na tapecie u starszych.
Zostają więc sami ze swoimi zgryzotami,niszcząc w ten sposób siebie i swoich najbliższych.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Czerwiec, 2015, 18:17


 Wiem co znaczy matka fanatyczka i głęboko współczuję.
Ale jak Katarzyna przez te lata funkcjonowała na poziomie podstawowym? Meldunek, szkoła jeśli tak naprawdę jej nie było?
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 08 Czerwiec, 2015, 19:44

 Wiem co znaczy matka fanatyczka i głęboko współczuję.
Ale jak Katarzyna przez te lata funkcjonowała na poziomie podstawowym? Meldunek, szkoła jeśli tak naprawdę jej nie było?

Tego nie wiem, ale do szkoły trzeba było jakoś zapisać. Metryka faktycznie została sporządzona 18 lat później.

Jest cicha nadzieja że sama sama Katarzyna nam to opowie.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 08 Czerwiec, 2015, 19:58
O metrykach to nie słyszałem dotychczas, ale o tym że nie chcieli odbierać książeczek wojskowych, nawet z kategorią E, czyli niezdolny do służby wojskowej, to słyszałem.

Przed 1962 r. słyszałem o przypadkach najbardziej fanatycznych ŚJ ze wsi, co nie chcieli ponoć nawet dowodów osobistych wyrabiać.
To był czas, gdy werset o "władzach zwierzchnich" (Rz 13:1) odnosili do Jehowy i Jezusa, a nie do władz świeckich.

Na wsiach kiedyś dowód na ogół nie był potrzebny, bo rolnicy i tak nie byli ubezpieczeni i nie dostawali emerytury od państwa, a wielu pracowało jako parobkowie, więc i wśród niekoniecznie ŚJ też zdarzały się takie przypadki.
Sam znałem parobków u mojego dziadka i wujka, co żyli z dnia na dzień najmując się za jedzenie i piwko oraz jakieś lumpy do włożenia na siebie. Często spali w stajniach czy szopach. Jeden nazywał się "Jaśko owsiany" inny "Junek". :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roberta1 w 10 Czerwiec, 2015, 21:06
Tego nie wiem, ale do szkoły trzeba było jakoś zapisać. Metryka faktycznie została sporządzona 18 lat później.
Pamiętajcie, że w starych dowodach były wpisane dzieci. To wystarczyło do zapisania dziecka do szkoły.
Wybaczcie, ale metryka nie była do niczego dziecku potrzebna. Dopiero przy wyrabianiu dowodu osobistego trzeba było mieć akt urodzenia, ale czy na pewno??? Teraz tak myślę i nie pamiętam  :-\
Do ślubu to tak :D
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 10 Czerwiec, 2015, 21:46
http://www.infor.pl/prawo/dziecko-i-prawo/dziecko-w-urzedzie/89598,Rejestracja-dziecka-po-urodzeniu.html

Powyzszy link to co prawda aktualny stan prawny ale jesli chodzi o rejestracje naodzin to akurat niewiele sie zmieniło

Pierwszym zobowiązanym do rejestracji jest ojciec, drugim lekarz lub położna odbierający poród a dopiero na trzecim miejscu jest matka. Jest to skądinąd rozsądne biorąc pod uwagę fakt ze poród jest wyczerpujący a matka w pierwszych dniach życia dziecku niezbędna.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Ariana w 11 Czerwiec, 2015, 08:40
Tak sobie mysle, ze osiemnascie lat to jednak spory kawal czasu, aby zglosic fakt urodzenia dziecka. Przez kogokolwiek.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 11 Czerwiec, 2015, 11:09
Zyjemy w na tyle zbiurokratyzowanym kraju ze nie odnotowanie narodzonego człowieka jest mozliwe pod warunkiem ze rodzi sie na odludziu np w Bieszczadach. tacy nie chodzą do szkoły ai do lekarza.
Pozostali obywatele są rejestrowani w USC gdzie nadaje sie PESEL Bez numeru PESEL sie nie istnieje
Kazde narodzone dzicecko miało miejsce zamieszkania przy matce - w latach 70 siatych bardzo dbano o obowiązek meldunkowy a ponieważ był i  jest obowiązek szkolny szkoła wzywała w odpowiednim momencie ze nie wspomnę o tym iz niektórzy wczesnej chodzili  do przedszkola Ponadto juz w latach 70 siatych były obowiązkowe szczepienia i opieka dentystyczna wraz z obowiązkową fluoryzacją O męzzyzn ponadto upominało  sie WKU Podroż pociągiem wiązałóa sie z koniecznością okazania legitymacji. Nie jest po prostu możliwe by istnienie człowieka uszło uwadze machiny biurokratycznej w dużym mieście jakim jest Kraków. Mozna nie pobrać z urzędu odpisu aktu urodzenia ale nie oznacza to ze nie został on sporządzony A odpisy mogą być konieczne w rożnych momentach życia - przeciez gdy sie człowiek rodzi to trudno przewidzieć ile sztuk będzie trzeba
Trochę rozsądku w ocenie wiarygodność takich historii
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: matus w 11 Czerwiec, 2015, 11:23
Zdziwiłabyś się, jakie rzeczy umykają "machinie biurokratycznej".
Ale widzę, ze wracasz do swojego podejścia "skoro ja uważam, że to się nie mogło zdarzyć, to kłamiecie"...
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 11 Czerwiec, 2015, 12:57
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 11 Czerwiec, 2015, 13:06
Zdziwiłabyś się, jakie rzeczy umykają "machinie biurokratycznej".
Ale widzę, ze wracasz do swojego podejścia "skoro ja uważam, że to się nie mogło zdarzyć, to kłamiecie"...

No właśnie trochę więcej wiary.

Podając tą historię, oparłem się na na faktach i napisałem: "Historia jest autentyczna, oglądałem metrykę urodzenia wystawioną po latach".

Obowiązuje mnie dyskrecja i Ustawa o Ochronie Danych Osobowych, dlatego nie opublikuje metryki urodzenia tej osoby.

Mogę tylko zapewnić, że data sporządzenia aktu urodzenia i wystawienia metryki jest taka sama.

Jeżeli nadal  ktoś nie wierzy, trzeba będzie postąpić tak jak Jezus postąpił z Tomaszem..... ;D ;D 8)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 11 Czerwiec, 2015, 13:09
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .

Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Znam wiele różnych historii nie "trzymających się kupy" a jednak prawdziwych.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: R2D2 w 11 Czerwiec, 2015, 13:27
Kochani, mamy taka sytuację, że Stowarzyszenie pomaga w dziesiątkach spraw. Piszą Indywidualne osoby z historiami mrożącymi krew w żyłach, z historiami "nie do wiary".
W większości osoby nie chcą aby ich historię opisywać publicznie.... niektóre osoby zgadzają się na opis ogólny.....
Jeśli słowo Prezesa Zarządu nie wystarczy do "uwiarygodnienia" historii - należałoby UPUBLICZNIĆ JAK AKTA AFERY PODSŁUCHOWEJ całe źródła......
Tylko, że nie ma takiej możliwości. Mam nadzieję, że zrozumiecie to i inne podobne sprawy.....

Jeśli Gedeon mówi, że oglądał ten akt i jest w nim taki sam rok sporządzenia metryki i wystawienia..... to Ja mu wierzę, bo jeszcze nigdy mnie nie okłamał. I rozumiem, że jest między młotem a kowadłem. Wie, że mówi prawdę, ale nie może udowodnić......

Ciężki temat, ale proszę nie podważajcie prawdomówności gedeona :)

Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: matus w 11 Czerwiec, 2015, 13:29
Ta  historia kupy się nie trzyma .
Też bym pewnie tak twierdził, gdyby nie kilka znanych mi osobiście zdarzeń podobnego typu.

Zresztą, sam przez jakieś 2 lata posługiwałem się "przeterminowanym" dowodem osobistym, i nawet konto bankowe udało mi się założyć bez żadnych problemów (na pamiątkę mam stary dowód i dokument z urzędu z datą wystawienia nowego).

We wszelkich urzędach panuje tak straszny bałagan, że mało kto sobie z tego sprawę zdaje, włącznie z pracującymi w tych urzędach.
Przez taki bałagan przedawniło mi się 10 lat płacenia podatku za działkę rekreacyjną. Nie wiedziałem nawet, że taką się w pewnym momencie stała. To znaczy stała się taką w jednym dokumencie, a w innym nie, ten sam teren figurował w kilku miejscach, do tego z różnymi nadanymi numerami. A żeby było jeszcze "śmieszniej" - adres korespondencyjny do nich "poprzypinany" ktoś sobie zwyczajnie wymyślił, bo nigdy nie istniał :D
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Ariana w 11 Czerwiec, 2015, 13:47
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .


W gabinecie zetknęłam się z niejedną taką kupa.
W wielu wypadkach wydawało się że jest nieprawdziwa. Byly tak odrealnione.
Potem okazało się że każda z nich jest prawdą.

Nauczyłam się się żeby nie zakładać, że ktoś do mnie przychodzi i kłamie.
nawet jeśli pozornie wydawalo się że ta historia nie miałaby sensu.
Taka kupa śmierdzi nawet z duzejodległości. wielu ludzi nie chce  jej dotknąć (bo kto by chcial dotykac kupy).
Wielu ludzi nie chce zatem wierzyć w taka  hiatorie. Bo mało prawdopodobna, nierealna.
 Czasem nie jesteśmy w stanie podejść do czyjegoś życia jak do prawdziwych,autentycznych historii poniewaz sa za trudne, obarczone duzym cierpieniem i nie mieszcza sie w naszym pojmowaniu rzeczywistosci.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 13:51
Zresztą, sam przez jakieś 2 lata posługiwałem się "przeterminowanym" dowodem osobistym, i nawet konto bankowe udało mi się założyć bez żadnych problemów (na pamiątkę mam stary dowód i dokument z urzędu z datą wystawienia nowego).

Ja też przy sobie noszę tylko przeterminowany dowód od 2 lat.
W razie czego, gdyby mnie np. policja czy straż chciała sprawdzić albo gdybym np. zemdlał na ulicy. ;)
A aktualny mam w domu.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 13:57
Zyjemy w na tyle zbiurokratyzowanym kraju ze nie odnotowanie narodzonego człowieka jest mozliwe pod warunkiem ze rodzi sie na odludziu np w Bieszczadach. tacy nie chodzą do szkoły ai do lekarza.

Nadal wiele osób rodzi się poza szpitalem i od woli rodziców zależy kiedy zgłoszą ten fakt do urzędu. Szczególnie na wsiach, niekoniecznie w Bieszczadach.

Sam znam osoby co miały o rok zmienioną datę urodzenia, bo rodzicom się tak chciało gdy rodzą się na przełomie roku dzieci.

Kardynał z Wrocławia (wyleciało mi nazwisko) miał o 2 lata sfałszowaną datę urodzenia, by go nie gnębiło wojsko niemieckie.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 13:58
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .

Konkrety prosimy.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 11 Czerwiec, 2015, 14:09

W gabinecie zetknęłam się z niejedną taką kupa.
W wielu wypadkach wydawało się że jest nieprawdziwa. Byly tak odrealnione.
Potem okazało się że każda z nich jest prawdą.

Nauczyłam się się żeby nie zakładać, że ktoś do mnie przychodzi i kłamie.
nawet jeśli pozornie wydawalo się że ta historia nie miałaby sensu.
Taka kupa śmierdzi nawet z duzejodległości. wielu ludzi nie chce  jej dotknąć (bo kto by chcial dotykac kupy).
Wielu ludzi nie chce zatem wierzyć w taka  hiatorie. Bo mało prawdopodobna, nierealna.
 Czasem nie jesteśmy w stanie podejść do czyjegoś życia jak do prawdziwych,autentycznych historii poniewaz sa za trudne, obarczone duzym cierpieniem i nie mieszcza sie w naszym pojmowaniu rzeczywistosci.

Bardzo słusznie Ariana.
Ja na szczęście nie muszę stawiać diagnozy i nie jestem do tego uprawniony.
Robię czasami za "pokój zwierzeń" ale taka jest nasza rola, ludzie piszą i dzwonią w różnych kwestiach i nie mi to oceniać czy to się trzyma "kupy". I tu na tym forum są osoby które do mnie zadzwoniły i opowiedziały swoją historię i nigdy nie wpadłbym na taki pomysł aby ich opowieść skwitować słowami: "no co ja mam Wam lub Tobie pomóc, Twoja historia nie trzyma się kupy".

Każda historia jest ważna ale też jest inna, osoby które je opowiadają są w różnym stanie emocjonalnym i maja różne potrzeby. 
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 11 Czerwiec, 2015, 16:05

W większości osoby nie chcą aby ich historię opisywać publicznie.... niektóre osoby zgadzają się na opis ogólny.....
Jeśli słowo Prezesa Zarządu nie wystarczy do "uwiarygodnienia" historii -

Ciężki temat, ale proszę nie podważajcie prawdomówności gedeona :)
zycie mnie nauczyło ze jesli cos jest  dziwne nieprawdopodobne nie miesci sie w głowie to nie jest to prawda. Opis ogólny pominiecie szczegółów  moze znacząco z mieniac obraz rzeczy nawet o 180 stopni Osoby dokonujące opisu zdarzeń  robia to w jakimś celu i opis jest temu celowi podporządkowany Pominięcie szczególów może zmieniać sens.
Po drodze w Polsce mieliśmy stan wojenny były kartki na cukier na mięso nawet na buty były Opróz szkoły i słuzby zdrowia te okoliznosciI takze przymuszały do podporządkowania sie prawu
Gdybym to ja wysłuchiwała takiej historii to normalne ze stawiałabym pytania o szzegóły
Nnie twierdze ze gedeon kłamie miesci mi się natomiast w głowie ze nie rozumie zdarzeń

A poza tym dlaczego to słowo Prezesa Stowarzyszenia  miałoby być wiecejlub mniej  warte niz słowo mieszkańca śmietnika przy ul Miedzybrockiej 5 a lub tz słowo prezydenta Stanów Zjednoczonych?
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 16:09
A poza tym dlaczego to słowo Prezesa Stowarzyszenia  miałoby być wiecejlub mniej  warte niz słowo mieszkańca śmietnika przy ul Miedzybrockiej 5 a lub tz słowo prezydenta Stanów Zjednoczonych?

A czy twoje zdanie też jest równe temu słowu człowieka ze śmietnika?
Jeśli tak to remis i nie czaruj więcej. :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 16:20
Kardynał z Wrocławia (wyleciało mi nazwisko) miał o 2 lata sfałszowaną datę urodzenia, by go nie gnębiło wojsko niemieckie.

Chodzi o kardynała Gulbinowicza:

Henryk Roman Gulbinowicz[1] (ur. 17 października 1923 w Wilnie)

jako rok urodzenia podali rok 1928. Później kardynał Gulbinowicz wyjaśnił, że zmiana roku urodzenia w jego dokumentach została dokonana w 1942 w trakcie okupacji Wileńszczyzny przez Niemców. Była ona podyktowana groźbą wywozu Gulbinowicza na roboty do Niemiec.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Gulbinowicz#cite_note-rok_urodzenia-2

No proszę aż 5 lat podczas wojny zachachmęcono. ;)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: R2D2 w 11 Czerwiec, 2015, 17:58

Gdybym to ja wysłuchiwała takiej historii to normalne ze stawiałabym pytania o szzegóły
Nnie twierdze ze gedeon kłamie miesci mi się natomiast w głowie ze nie rozumie zdarzeń

A poza tym dlaczego to słowo Prezesa Stowarzyszenia  miałoby być wiecej lub mniej  warte niz słowo mieszkańca śmietnika przy ul Miedzybrockiej 5 a lub tz słowo prezydenta Stanów Zjednoczonych?


My kobiety już tak mamy że wyciągniemy więcej szczegółów :) haha :) Masz rację :) Ale Gedeon to TYLKO facet :)

A co do Prezesa..... No żeby zostać prezesem to ileś osób musiało oddać swój głos na daną osobę.... więc musieli mieć zaufanie, że będzie godnie reprezentował  ....... to taka demokracja ..... pewnie znasz to choćby z ostatnich wyborów prezydenckich..... natomiast tego Pana koło śmietnika nikt nie wybrał, nikt na niego nie głosował więc nie reprezentuje iluś tam osób....... i taka to jest różnica....

Co do tego czego mnie życie nauczyło :) Każdego z nas uczy ! :) I każdy z nas ma prawo do swoich odczuć! Dziekuję za Twoje! Za to że piszesz o nich, to cenne, dla mnie bardzo, zawsze się zastanowię i pomyślę że na każda sprawę można spojrzeć z xxx stron :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Magda w 11 Czerwiec, 2015, 19:19
A ja tak sobie myślę, Ta Pani urodziła się w 1970 r., armagedon miał być w 1974 - 5 (?), to bardzo prawdopodobne, że jej mama uznała, że  nie warto wyrabiać jej jakiejś tam metryki z powodu właśnie tego zbliżającego się Armagedonu. Dla kogoś kto bardzo wierzy jest to wielce prawdopodobne! Sama wychowałam się w tych czasach i nie jestem pewna czy do wyrobienia legitymacji szkolnej np była potrzebna metryka, poza tym wtedy wiele rzeczy się "załatwiało" i nie takie numery robiło...
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 19:29
Różnych rzeczy ŚJ nie robili przed 1975 r.
Oto przykłady opisane po roku 1975:

“Czy Jezus chciał przez to powiedzieć, że powinniśmy tak ułożyć swe sprawy finansowe i zawodowe, aby nam wystarczyło środków tylko do pewnej daty, która naszym zdaniem może wyznaczać koniec? Jeżeli nasz dom wymaga remontu, czy powinniśmy na to machnąć ręką, zakładając, że będziemy go potrzebować jeszcze zaledwie parę miesięcy? Albo jeśli na przykład ktoś w rodzinie potrzebuje specjalnej opieki lekarskiej, czy powiemy: Odłóżmy to, bo już niedługo ten system rzeczy przeminie? Jezus nie doradzał nam takiego rozumowania. (...) Nie byłoby jednak wskazane, żebyśmy się zasugerowali jakąś datą i zlekceważyli sprawy codzienne, o które chrześcijanie normalnie powinni się troszczyć (...) Jeżeli ktoś czuje się zawiedziony, bo rozumował inaczej, powinien się teraz zająć skorygowaniem swego poglądu, uświadamiając sobie, że to nie słowo Boga zawiodło ani nie wprowadziło go w błąd i rozczarowało, tylko jego własne zrozumienie było oparte na niewłaściwych przesłankach” (Strażnica Rok XCVIII [1977] Nr 10 s. 10 [ang. 15.07 1976]);

Nie znaczy to również, by odłożyć sobie fundusze wystarczające akurat do określonej daty około połowy lat siedemdziesiątych” (Strażnica Rok XCVII [1976] Nr 1 s. 14).

I przed tym rokiem:

Dochodzą wieści o braciach sprzedających swoje domy i własność i planujących zakończyć resztę swoich dni w tym starym systemie, w służbie pionierskiej. Z pewnością jest to świetny sposób spędzenia tego krótkiego czasu, który pozostał przed końcem tego niegodziwego świata. – 1 Jana 2:17” (Kingdom Ministry Nr 5, 1974 s. 3).

Nie dziwi mnie, że ktoś mógłby nie wyrobić metryki czy dowodu.
Słyszałem, że na Zachodzie niektórzy ŚJ brali kredyty przed 1975 nie przypuszczając że będą musieli je spłacić.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Czerwiec, 2015, 20:14
zycie mnie nauczyło ze jesli cos jest  dziwne nieprawdopodobne nie miesci sie w głowie to nie jest to prawda. Opis ogólny pominiecie szczegółów  moze znacząco z mieniac obraz rzeczy nawet o 180 stopni Osoby dokonujące opisu zdarzeń  robia to w jakimś celu i opis jest temu celowi podporządkowany Pominięcie szczególów może zmieniać sens.


Uncjo....a mieści Ci się w głowie aby chodzić po wodzie, żyć w brzuchu ryby, zamienić wodę w wino albo żeby kaszka z nieba spadała?
Może też ktoś zwyczajnie nakłamał bo miał w tym jakiś cel,  a ludzie w to wierzą. :P
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 11 Czerwiec, 2015, 21:01
Jeśli słowo Prezesa Zarządu nie wystarczy do "uwiarygodnienia" historii -

A co do Prezesa..... No żeby zostać prezesem to ileś osób musiało oddać swój głos na daną osobę.... więc musieli mieć zaufanie, że będzie godnie reprezentował  ....... t

Nie chce sie kłócić ale fakt ze ktoś pełni określoną funkcje nie czyni go bardziej wiarygodnym czy tez innych ludzi mniej wiarygodnymi. Takie podejscie to dyskryminacja Pan ze śmietnika moze sie nie nadawać do pełnienia funkcji ale nie musi tto byc spowodowane brakiem wiarygodności
To w dawniejszych wiekach słowo chłopa czy murzyna albo kobiety znaczyło mniej niz szlachcica białego lub mężczyzny
Gdyby Sedzia uzasadniając wyrok odwoływał sie do funkcji czy pozycji społecznej uznając określone zeznania za prawdziwe a inne za nieprawdziwe byłby niesprawiedliwy

Taki słynny ostatnio Prezes to Sepp Blatter wielu na niego głosowało mu zaufało na 4 kadencje został wybrany a kradł miliony od wielu wielu lat .....

A historia Katrzyny jest dziurawa pełna niejasnosci niedopowiedzeń powoduje w mojej głowie mnostwo pytan kwestionujacych jej wiarygodność jest usensacyjniona, nie zawiera istotnych faktów - nic o ojcu o środkach utrzymania - to  budzi moja głęboką nieufność
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: R2D2 w 11 Czerwiec, 2015, 21:07
Odwrócę .......
To że ta historia budzi Twój niepokój nie oznacza, że jest niewiarygodna :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 11 Czerwiec, 2015, 21:37
Jest nieiarygodna bo nie zawiera istotnych szczegołow Kiedy czytam mam wrażenie jakbym gazetę pokroju "Fakt" czytała i czuje sie tak jakby ktols chciał mnie oszukać

Dla porównania kiedy czytam lub słuchamt tego co mówi Robert Rient jest to spójne scalone i mam przekonanie ze to prawda nie kłębia mi sie po głowie liczne pytania i wątpliwości

Jestem przeciwna publikowaniu takich budzących wątpliwości historii albo ktoś chce pokazać swa historie ze szczegółami uczciwie bez przemilczeń bez wątpliwości wyjaśniając to o nieprawdopodobne albo niech nie zawrcaa głowy...

Jeśliby sie okazało ze np ojciec był alkoholikiem dręczącym rodzinę albo ze matka była samotna to rzuca inne świkatło na całokształt a ta historia zawiera wiele przemilczeń tego co istotne
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Mario w 11 Czerwiec, 2015, 22:11
Ale Rient opisuje własne przeżycia więc wzbudza to zaufanie i dlatego ma przewagę.


A Gedeon przekazuje historię  czyjąś , obowiązuje Go zapewne dyskrecja a być może tajemnica pewnych danych.


Niemniej poznałem Gedeona już na tyle dobrze, że wiem iż nie szuka ona "tanich sensacji" a " na sercu leży mu " dobro każdego człowieka , który doznał krzywdę. I myślę, że ta troska o drugiego człowieka jest podstawą do wiary w Gedeona jako w człowieka  prawego.
Są ludzie , którzy zdobywają sobie w określonym czasie publikę i brawa. Gedeon na rzecz pokrzywdzonego człowieka pracuje codziennie, od kilku lat. Jeżeli ktoś z Nas jest w stanie wziąć na siebie ten "ciężar" i odpowiedzialność , Gedeon chętnie zaprasza do współpracy. Ja nie byłbym w stanie zrobić tyle co On. A Ty Uncjo?


Po czym można poznać, że coś jest dobre?  Moim zdaniem po zaufaniu, którym darzą ludzie Gedeona powierzając mu swoje historie i powierzając mu tajemnice, wiedząc , że On umiejętnie przedstawi to co istotne , nie zdradzając niepotrzebnych szczegółów.


A teraz tak schodząc z patosu - gdzieś w Biblii było zapisane, że podwójnym szacunkiem obdarza się osoby ciężko pracujące ( dla innych ..).  Ja chylę głowę przed Wyzwolonymi i przed tobą Gedeonie.


I to tyle. Dziękuję za przeczytanie do końca...
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 11 Czerwiec, 2015, 22:15
Jest nieiarygodna bo nie zawiera istotnych szczegołow Kiedy czytam mam wrażenie jakbym gazetę pokroju "Fakt" czytała i czuje sie tak jakby ktols chciał mnie oszukać

A mój znajomy zna tę osobę osobiście.
I nie czuję się jakbym Fakt czytał.
Jakby mi zależało to bym też ją mógł poznać. 8)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: R2D2 w 11 Czerwiec, 2015, 23:11
Robert Rient odkrył się całkowicie.... każdy zakamarek ciała i duszy! I jak najbardziej jego historia jest spójna, autentyczna.
Jeśli już padło to porównanie....
Robert jest wykształconym człowiekiem, psychologiem, dziennikarzem, pisarzem..... napisał niejedną książkę, niejeden artykuł.... Jego ksiązka ma kilkadziesiąt stron..... 

Jak można do tego przyrównać kogoś, kto po prostu w KILKUNASTU  zdaniach chciał przedstawić swoją historię najlepiej jak potrafił????


A jeśli ta historia jest prawdziwa, jak czuje się osoba która próbowała coś powiedzieć, ale po kilku zdaniach jest już oceniona, że jej historia jest naciągana, nieprawdziwa, niewiarygodna......

"Mały chłopiec z wściekłością rzucił kamieniem w uciekającego kota.
- Dlaczego to robisz? – zapytał dziadek.
Mały, obrażony na cały świat, milczał. Dziadkowi udało się jednak wydobyć z niego prawdę. Chłopiec lubił zwierzęta i gdy przeszła mu złość, żal mu się zrobiło kota. Wszystko zaczęło się od… Nie wiadomo, gdzie był początek. Policjant miał bardzo zły humor i z całą surowością karał najmniejsze przewinienie. Nauczyciel zapłacił mandat i lekcję rozpoczął od bezlitosnego sprawdzania wiadomości, nie uwzględniając żadnego usprawiedliwienia. Starszy brat dostał jedynkę, zanim zdążył otworzyć usta i po powrocie do domu dał młodszemu bratu porządnego kuksańca za to, że tamten włożył jego sweter. Chłopiec wybiegł na podwórko i zobaczył kota…
Dziadek wysłuchał wszystkiego i zaczął opowiadać chłopcu pewną historię.
- Przed wielu, wielu laty mały, biedny lud przemierzał pustynną, kamienistą ziemię w poszukiwaniu urodzajnego kraju, gdzie miałby pod dostatkiem wody i pożywienia, gdzie mógłby osiąść na stale. Jak w każdym narodzie byli w nim ludzie mali i wielcy, i tacy sobie, średni. Każdy nosił ze sobą z miejsca na miejsce to, co nagromadził w swoim życiu: radości i smutki, dobre i złe czyny, pragnienia, porażki i sukcesy, codzienne kłopoty… Skórzane worki z cierpieniem były bardzo ciężkie, ale były proporcjonalne do wielkości człowieka. Każdy miał własny worek. Nawet dzieci dźwigały swoje małe woreczki. Początkowo wszyscy wędrowali z ochotą, bo wizja bogatego, szczęśliwego kraju, w którym osiądą, dodawała im sił. Gdy jednak mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem i nie widać było końca drogi, a worki stawały się coraz cięższe, bo przybywało cierpienia – zaczęli szemrać. Strach podpowiadał im, że opadną z sił i zostaną gdzieś na pustyni. Wielcy zaczęli więc zrzucać swoje worki na plecy średnich, a średni na plecy małych, mali zaś na plecy tych najmniejszych.
Ludzie przeciążeni ponad miarę zaczęli słabnąć, szli coraz wolniej. W dodatku, zajęci tylko własną wygodą, nie zauważyli, że zeszli z drogi i zaczęli kręcić się w kółko. Im bardziej bali się o swoje życie, tym mocniejszy stawał się wewnętrzny głos, który podszeptywał, że ocalą swoje życie, gdy najmniejszy pojawiający się ciężar od razu zrzucą na innych. Lud marniał z każdym dniem i pewnie wszyscy by zginęli, gdyby wśród nich nie objawił się wielki i mocny król. On jeden nie bał się o swoje życie i wiedział, jak odnaleźć zgubioną drogę.
- Nie bójcie się – powiedział do przerażonych ludzi. – Obiecuję, że doprowadzę was do urodzajnego kraju. Jest tylko jeden warunek: każdy poniesie worek mniejszego od siebie, a ja, ponieważ jestem najsilniejszy, wezmę najcięższy worek.
Mali przyjęli to z radością, ale wielcy byli zbyt dumni, by dźwigać cudze ciężary. Ufni w swą siłę poszli własną drogą… Podobno ich duchy do tej pory błąkają się po pustyni – opowiadał dziadek.
- A pozostali? Co z nimi? – zapytał chłopiec.
- Przy królu pozostała garstka tych najsłabszych. Droga była jeszcze długa, ale teraz każdy z nich niósł ciężar mniejszy niż mógłby udźwignąć i wszyscy mogli iść szybciej. Ludzie słuchali króla i bezpiecznie dotarli do pięknego kraju. Odpoczęli tu po trudach wędrówki i założywszy osadę wspólnie się weselili – zakończył opowiadanie dziadek. Po chwili milczenia dodał:
- Jeżeli nie chcesz, aby „twój duch błąkał się po pustyni”, nie zrzucaj ciężaru swego życia na słabszych. Przyjdź do mnie, pomogę ci go nieść, bo jestem silniejszy." Elżbieta Polak




Może TA dziewczyna po prostu chciała aby ktoś pomógł jej nieść ciężar......



Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Mario w 11 Czerwiec, 2015, 23:34
Cytuj



Może TA dziewczyna po prostu chciała aby ktoś pomógł jej nieść ciężar......





Czasem tylko to możemy zrobić. Czasem tylko to wystarcza.
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Liberal w 12 Czerwiec, 2015, 02:02
A co do Prezesa..... No żeby zostać prezesem to ileś osób musiało oddać swój głos na daną osobę.... więc musieli mieć zaufanie, że będzie godnie reprezentował  .......

A ja do tej pory byłem święcie przekonany, że nikt inny się tego podjąć nie chciał ;)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: R2D2 w 12 Czerwiec, 2015, 09:04
Masz rację Lib :) Nikt nie chciał zostać Prezesem dlatego wszyscy tak ochoczo zagłosowali za Gedeonem :) Haha
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 12 Czerwiec, 2015, 10:39
Masz rację Lib :) Nikt nie chciał zostać Prezesem dlatego wszyscy tak ochoczo zagłosowali za Gedeonem :) Haha

Ja też bym nie chciał. Ciągle być na świeczniku. :-\
Odbierać dziesiątki telefonów, czasem od osób niezrównoważonych psychicznie, 'doradzaczy', krytykantów itp.

Już wiem coś o tym, bo mój nr telefonu też był kiedyś u Piotra na wierzchu. Teraz jest głębiej więc mam więcej spokoju. ;)

Przy okazji dowiedziałem się co myślą o mnie niektórzy nie znający mnie osobiście exy. Jaka ze mnie zmora katolicka. :-\
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Ariana w 12 Czerwiec, 2015, 10:47
Ja też bym nie chciał. Ciągle być na świeczniku. :-\
Odbierać dziesiątki telefonów, czasem od osób niezrównoważonych psychicznie, 'doradzaczy', krytykantów itp.

Już wiem coś o tym, bo mój nr telefonu też był kiedyś u Piotra na wierzchu. Teraz jest głębiej więc mam więcej spokoju. ;)

Przy okazji dowiedziałem się co myślą o mnie niektórzy nie znający mnie osobiście exy. Jaka ze mnie zmora katolicka. :-\


A ja sie ciesze, ze jestes 'zmoro katolicka' :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 12 Czerwiec, 2015, 13:28
Jest nieiarygodna bo nie zawiera istotnych szczegołow Kiedy czytam mam wrażenie jakbym gazetę pokroju "Fakt" czytała i czuje sie tak jakby ktols chciał mnie oszukać

Dla porównania kiedy czytam lub słuchamt tego co mówi Robert Rient jest to spójne scalone i mam przekonanie ze to prawda nie kłębia mi sie po głowie liczne pytania i wątpliwości

Jestem przeciwna publikowaniu takich budzących wątpliwości historii albo ktoś chce pokazać swa historie ze szczegółami uczciwie bez przemilczeń bez wątpliwości wyjaśniając to o nieprawdopodobne albo niech nie zawrcaa głowy...

Jeśliby sie okazało ze np ojciec był alkoholikiem dręczącym rodzinę albo ze matka była samotna to rzuca inne świkatło na całokształt a ta historia zawiera wiele przemilczeń tego co istotne

Powiem Tobie Uncjo, że trudno się z Tobą nie zgodzić, fajnie by było aby wszyscy pisali poprawną polszczyzną, literacko i ze zrozumieniem, dołączając do  tego uwierzytelniony dokument potwierdzający zdarzenie, listę naocznych świadków itd. Oczywiście przez upublicznieniem listu, musieliby odpowiedzieć na szczegółową ankietę.

Wyobraź sobie, że to Ty jesteś osoba potrzebującą pomocy, tak na cito, masz taką potrzebę z kimś porozmawiać, napisać i wyrzucić z siebie a musisz spełnić powyższy warunek......(?)
Czujesz to, co byś pomyślała o tej organizacji która zamiast pomocy postawiła by Ciebie w tak kłopotliwej sytuacji.

Stowarzyszenie Wyzwoleni takich warunków nie stawia, każdy może napisać tak jak potrafi i zadzwonić, TY też Uncjo. ;D ;D ;D i nikt nie odpowie Tobie "nie zawracaj głowy"
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Czerwiec, 2015, 19:04


  List może budzić jakieś wątpliwości, ale to jeszcze za mało aby kogoś skreślać i z góry zakładać, że to co pisze nie jest prawdą. Jeśli ktoś większość życia czytał tylko strażnicę i Pismo też może mieć problemy z wysławianiem się czy też obnażaniem swoich "bolących miejsc". Nie oszukujmy się, literatura TS nie jest językowo wysokich lotów.
Jeszcze nie tak dawno czytaliśmy list człowieka który zgłosił się o pomoc do Stowarzyszenia, bo został bez dachu nad głową. Domaganie się jakiś szczegółów jest dziecinadą. Gdyby Stowarzyszenie puszczając ten list do obiegu ujawniło jakieś detale, to ono byłoby wtedy niewiarygodne. Bo kto by chciał się zgłosić  do takiej papli?

Kto chce niech wierzy, kto nie chce niech sobie przypomni Łukasza 6:37... ;)
 
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 12 Czerwiec, 2015, 19:06

A ja sie ciesze, ze jestes 'zmoro katolicka' :)

Powiem Tobie Ariana, jestem tego samego zdania, będzie trzymał z diabłem......i też będę jego przyjacielem.
Ja osobiście nie znam drugiego tak pracowitego człowieka. ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 12 Czerwiec, 2015, 19:09
Ja osobiście nie znam drugiego tak pracowitego człowieka. ;D ;D ;D

A moja świętej pamięci mama mówiła mi, jesteś śmierdzący len, jak nie chciałem pomagać na działce. :)
Ale ja zawsze mówiłem, chcieliście działkę to macie, a ja się na nią nie prosiłem. ;)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 12 Czerwiec, 2015, 20:12

  List może budzić jakieś wątpliwości, ale to jeszcze za mało aby kogoś skreślać i z góry zakładać, że to co pisze nie jest prawdą. Jeśli ktoś większość życia czytał tylko strażnicę i Pismo też może mieć problemy z wysławianiem się czy też obnażaniem swoich "bolących miejsc". Nie oszukujmy się, literatura TS nie jest językowo wysokich lotów.


To nie o brak sprawnosci językowej chodzi ale o fakty o rzetelność . Jeśli kobieta ma lat czterdzieści parę i pisze o zdarzenia sprzed 20 stu 30 lat z myślą .o tym aby to zostało opublikowane to powinna sie nad tym chwile zamyslic 20 lat to dosc czasu by ułożyć sensowną opowiesc zwłaszcza jeśli w tej opowiesci sie kogoś oskarża obciąza winą.
Tak sformułowane mysli pomijanie faktów przypominaja ploty bazarowej przekupy a ja plot nie lubie
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 12 Czerwiec, 2015, 20:15
To nie o brak sprawnosci językowej chodzi ale o fakty o rzetelność . Jeśli kobieta ma lat czterdzieści parę i pisze o zdarzenia sprzed 20 stu 30 lat z myślą .o tym aby to zostało opublikowane to powinna sie nad tym chwile zamyslic 20 lat to dosc czasu by ułożyć sensowną opowiesc zwłaszcza jeśli w tej opowiesci sie kogoś oskarża obciąza winą.
Tak sformułowane mysli pomijanie faktów przypominaja ploty bazarowej przekupy a ja plot nie lubie

Ja też swój życiorys 'świadkowy' opublikowałem w książce w roku 2009, choć się zaczął w roku 1973. ;)
Co w tym dziwnego? Tradycja ustna wcześniej istniała. :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: uncja w 12 Czerwiec, 2015, 20:24
Nie ma w publikowaniu po latach nic złego ani dziwnego wręcz przeciwnie pozwala to na przemyslenia na zdystansowanie sie do opisywanych przezyć
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 12 Czerwiec, 2015, 20:29
Nnie ma w publikowaniu po latach nic złego ani dziwnegowrecz przeciwnie pozwala to na przemyslenia na zdystansowanie sie do opisywanych przezyć

I pięknie napisane, ale niezbyt po polskiemu, trudno zrozumieć. :)
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: M w 12 Czerwiec, 2015, 21:27
Tak trudno zrozumieć, że w roku 1970 to nie był ten sam kraj co teraz? W tym roku w mieście z którego pochodzę (całkiem niemałym) przy ulicy gdzie mieszkałem zamiast bloków stały rzędy jabłoni. A polska służba zdrowia kuleje nawet dzisiaj, co dopiero 45 lat temu. Jakoś nietrudno mi uwierzyć w takie przeoczenie. Rozumiem jednak, że uncja ma po prostu uraz po pobycie w SJ do uwierzenia komukolwiek "na słowo", niezależnie od tego jakim autorytetem się cieszy u innych ;).
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: matus w 12 Czerwiec, 2015, 21:53
PROTIP: uncja nie jest "po".
Tytuł: Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 14 Czerwiec, 2015, 18:24
Odnośnie "posłuszeństwa" władzy, to Towarzystwo nie propagowało go aż tak jak dziś.
Oto stanowisko sprzed roku 1962:

„Tacy nie spoglądają już na ludzi jako na zwierzchności wyższe, którym by musieli służyć i być posłuszni (Rzym. 13:1)” (Strażnica Nr 19, 1950 s. 10).

Pewnie w niektórych ŚJ ta niechęć do nakazów władzy została dłużej niż uczono.