Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie piszę po to, aby wzbudzić litość, wiem, że niektórzy mają dobre wspomnienia, ja też przez cały okres trwania w świadkach o ile można to tak nazwać nie przechodziłam tylko katurgi, również były chwile, które wspominam miło. Najczęściej zgromadzenia w Sosnowcu; za dziecka jeździłam na kolonie, gdzie poznawałam (choć rzadko) dzieci takie jak ja i dzieliła nas odległość.. Jedynie pisanie listów wtedy było. Spotykaliśmy się właśnie na zgromadzeniach. Gdy miałam ok 10 lat to śpiewałam "pieśni królestwa" dzieciom na podwórku i ich rodzicom, siedziałam nieraz na religii tylko po to, aby podyskutować z księdzem, który nie traktował mnie jako tej czarnej owcy, a dziecko które na temat "religii" wie bardzo dużo jak na swój wiek. To fakt, to trzeba przyznać organizacji, takiej wiedzy nie miał niejeden katolik- oczywiście nie mówię o kwestiach spornych- krzyż czy pal; trójca czy ojciec i syn i duch święty. Był okres kiedy naprawdę wierzyłam, że Jehowa nas wskrzesi, że po co mi te koleżanki ze świata skoro i tak nie spotkam się z nimi po Armagedonie.
A co do pijaństwa świadków.. Hm... kiedy poznałam mojego obecnego narzeczonego to trochę imprezowaliśmy, wiadomo, młodzi
I kiedyś przyszła grupka na wódkę wśród której znajdował się OCHRZCZONY ŚWIADEK! Z dziada pradziada w organizacji.. Ojciec starszy, matka pionierka (dowiedziałam się tego podstępem, nie wiedział, że miałam do czynienia z ŚJ) I co? I pił wódkę z tymi światowymi ludźmi, i to nie kieliszek; jedna flaszka, druga... Kiedy zapytałam go, że słyszałam, że świadkowie nie mogą nadużywać alkoholu to mi powiedział, ze mają limity... heh. Nie raz nie dwa słyszałam, widziałam co robią przykładni ludzie ze zboru. Tak jak w mojej rodzinie ten starszy... Kupił towar za 200zł sprzedał starszej siostrze za 800zł mówiąc, że to świetna okazja i tylko dla niej taka cena.
Potem powoli przejrzałam na oczy, że widzę tylko to, co chcę widzieć, że są pewne rzeczy, które jasno klarują się przede mną, ale ja przez pryzmat organizacji tego nie widzę.
Szkoda, naprawdę szkoda mi tej mojej rodziny.. Ale skoro nie chce ze mną kontaktu, to ja się prosić nie będę, do ŚJ nigdy nie wrócę, wiem, że ta ich prawda to za przeproszeniem g... prawda.
Fajnie, że mogę porozmawiać z ludźmi, którzy przeszli podobne doświadczenia, nieraz koleżanki pytają, a ja muszę tłumaczyć od a do z.. Nie rozumieją pewnych kwestii, no bo jak zrozumieć kogoś, kto dał się zmanipulować na tyle, żeby nawet pytać w zborze o to, czy może kartkę z okazji rocznicy ślubu wysłać. Dla nich takie zniewolenie jest po prostu nie do zrozumienia.
Dziękuję za ciepłe przyjęcie.
Edit. Teraez popatrz jak bardzo byłaś zniewolona, żeby z chorowitym malutkim dzieckiem zamiast bajek oglądać chodziłaś głosiłaś coś, na co tak naprawdę dowodów nie ma.. Jaki człowiek był głupi, prawda? Tylko teraz informacje mamy przed monitorem, kiedyś podejrzewam skrupulatnie się ukrywało to i owo, no fakt było łatwiej.
Dlatego dziękuję Bogu, że to byłam ja, a nie moja córeczka; zamiast chodzić od domu do domu oglądamy bajki, bawimy się, inwestuję w coś co w przyszłości owoc przyniesie. I że to ja nie miałam dzieciństwa, a nie ona. Podejrzewam, że mama ma takie właśnie wyrzuty sumienia, ale wiele razy powtarzałam jej, że nigdy nie miałam tego za złe, rozumiem jak została omamiona. Zauważyłam też, że ŚJ celują w ludzi skrzywdzonych przez życie, takich łatwiej jest do siebie zbliżyć.