Wyciągnąłem pierwszy rękę do świadkowskiej części rodziny z propozycją rzeczowej dyskusji np: o roku 1975. Zaprosiłem do dyskusji i .... trzeci tydzień czekam na odpowiedź. Z tego co wiem, to się nie doczekam. Bo z człowiekiem zdominowanym przez demony nie można dyskutować . Wiara większości ortodoksyjnych świadków przypomina kolosa na glinianych nogach. Jest wielka, potężna ale boją się że byle wstrząs może ją skruszyć. Dlatego unikają "wstrząsających" dyskusji.
Raczej się nie doczekasz, chyba że nalotu starszych z werbunkowym orężem, które będzie brzmiało...wróć do nas.
Masz rację, są pełni wiary szczerej i głębokiej, ale boją się najmniejszego drgnięcia podmuchu świeżego powietrza.
Mój mechanik ma szwagra świadka który jak to on mówi....jest zakałą rodziny. Wszędzie głosi i werbuje, nawet jak przyjdzie do warsztatu też go próbuje nauczać. Nie dziwie się, że ludzi to męczy i gościa unikają.
Kiedyś zachodzę po odbiór samochodu , już od brany słyszę rozmowę, a raczej monolog ze znajomymi kwestiami. Podeszłam bliżej, chwilę posłuchałam o czym gada i dołączyłam się do rozmowy. Początkowo bojowy, później zaczynał wymiękać, aż w końcu wytarł ręce w szmatę i wyszedł bez słowa.
Mechanik mi później powiadał że szwagier mu mówił iż tak jak ja wygląda osoba opętana, na co miał mu odpowiedzieć a tak jak ty wygląda osoba zamotana w organizacyjne sidła.
Teraz gdy mnie widzi z daleka przechodzi na drugą stronę ulicy. I po co? Przecież ja jestem taka miła, grzeczna, nie ubliżam, nie wymyślam nie straszę.
Normalnie janioł.