Od 17 lat nie składam sprawozdania, nie chodzę na zebrania, nikt nie próbował się ze mną kontaktować. Ta sytuacja była dla mnie wygodna ze względu na rodzinę, nie byłam pewna ich stanowiska co do traktowania wykluczonych/odłączonych ale utwierdziłam się w przekonaniu że mają otwarte umysły. W tak zwanym między czasie zbór został połączony z innym zborem, zmienili się starsi, aktualni nawet nigdy nie widzieli mnie na oczy więc podejrzewam że nie wiedzą co zrobić z moją osobą. Mieszkam w innym mieście, incognito, chodzący po domach śJ nie mają pojęcia że pukają do drzwi kogoś kto formalnie zasila ich szeregi. "Rodzimy" zbór nie zna mojego numeru telefonu ani adresu a nikt trzeci nie jest upoważniony do jego podawania (chociaż uważam że gdyby się postarali to bez trudu by znaleźli sposób na skontaktowanie się ze mną). Myślałam żeby wysłać list rezygnacyjny ale czy to mam sens w moim przypadku? To co chciałabym przekazać całej społeczności śJ i tak nie było by odczytane publicznie.