Po prostu boję się tego, co czeka mnie po drastycznym zwolnieniu tempa.
Osobiście się nie modlę. Nie zauważyłem różnicy w moim życiu od kiedy przestałem się modlić.
Po gorliwym udzielaniu się w zborze, a odkrytej aferze pedofilskiej w Australii, zaczęłam w szybkim tempie znikać z horyzontu zboru.
Pamiętam, jak postanowiłam już, że napewno nie wygłoszę punktu w tssk i musiałam o tym powiadomić nadzorcę wtedy jeszcze.
Na szczęście, za wiele nie pytał, bo być może w szczegółach bym się pogrążyła.
Choć już wcześniej układałam tę "mowę" na argumenty.
O zebrania jakoś zapomniał zapytać, dlaczego mnie nie ma?
Potem przyszedł czas na rezygnację ze zgromadzenia letniego i pierwszą opuszczoną pamiątkę.
To było to zgromadzenie z filmem propagandowym o schowku piwnicznym przed końcem świata.
Nikt telefonu do mnie nie wykonał ze starszych zboru.
Tylko niektórzy bracia w trosce o mnie, poinformowali, jak to już armagedon blisko.
A potem, to już było tylko z górki.
Na dziś czuję się wolna od tej korporacyjnej organizacji.
A jeśli chodzi o modlitwy do sztucznie wytworzonej osobistości universum.
To stwierdzam, że bez modlitw, nawet mi się lepiej, a nawet bardzo dobrze dziś powodzi, niż wtedy, kiedy gorliwie się modliłam.
I tak się zastanawiam
jaki to "bóg" mi dzisiaj błogosławi ... skoro nie Jehowa!? Co tylko dodatkowo mnie utwierdza w tym, że cała ta mistyfikacja świadków Jehowy, to grubymi nićmi uszyte kłamstwo.
Nie wspomnę już o błogosławieństwie zyskanego wolnego czasu, który mogę poświęcić sobie, dzieciom, rodzinie, przyjaciołom.
Czy po prostu odpocząć jak chcę, bez wyrzutów sumienia, że w tym miesiącu nie jestem pionierką.
Także Blue, nie obawiaj się tego, co będzie jak zwolnisz tempo?!
Zobaczysz, sam będziesz zaskoczony efektami takiej decyzji.
Ja jestem i to bardzo pozytywnie.
Pozdrawiam.