Czytając na forum różne wątki dotyczące statutu zauważyłem, że w kwestii uznania jego mocy nad kimś rozważa się raczej ważność chrztu, niż inne czynniki. Chciałbym w ogóle oderwać się od tej oraz innych kwestii i skupić się w tym wątku tylko i wyłącznie na jednej sprawie, mianowicie:
Dlaczego uważamy, że statut jest wiążący wobec osób, które przyjęły chrzest? Czy uważamy tak dlatego, że mówi tak statut?
Uważam, że to są podstawowe i najważniejsze pytania w całej tej sprawie. Zgodnie z powyższym rozumowaniem wiążemy statutem osoby, które są ochrzczone, bo tak mówi statut, a statut jest wiążący dla tych osób, ponieważ zostały ochrzczone.
Jest to błąd logiczny, tzw. błędne koło (łac. circulus in demonstrando). Błędne koło zakłada, że do udowodnienia wniosku A stosujemy przesłankę B, następnie by wykazać słuszność przesłanki B wykorzystujemy wniosek A. Rozpisane na literkach brzmi tak głupio, że ciężko uwierzyć w to, że ktoś mógłby tak myśleć, ale właśnie takie rozumowanie stosuje się w przypadku statutu (i jeszcze częściej w życiu codziennym, jeśli zastanowić się nad tym, co mówią pewni ludzie), co jest absurdalne i niepoprawne. Nie powinniśmy w ogóle zaczynać takich rozważań, bo u samych podstaw są obarczone błędem.
Uważam, że statut nie obowiązuje żadnego znanego mi, a być może w ogóle żadnego, Świadka Jehowy w Polsce.
Żeby to wykazać, posłużę się analogią (analogii w logice w zasadzie rzadko kiedy przypisuje się moc dowodową, jednakże swobodnie można jej używać do wysuwania hipotez i właśnie to w gruncie rzeczy teraz zrobię. W jaki sposób przyjęło się zawieranie w Polsce umów cywilnoprawnych? Większość szanujących się obywateli, w tym znakomita większość przedsiębiorców, nawet w drobnych sprawach unika zawierania umów ustnych. Zazwyczaj spisuje się je na papierze, przynajmniej w dwóch kopiach. Każda kopia jest podpisana przez każdą ze stron i w większości wypadków nie pozostawia to wątpliwości co do tego, czy taka umowa wraz z jej warunkami jest wiążąca. Biorąc udział w kilku procesach sądowych dotyczących tego, czy umowa pomiędzy firmą w której pracowałem, a innym podmiotem jest wiążąca, rzuciło mi się w oczy, że jest to oczywiste w zasadzie tylko wtedy, kiedy umowa jest podpisana przez obie strony. Często jednak zdarza się, że firmy wysyłają pomiędzy sobą umowy w formie elektronicznej. Umieszcza się w nich wtedy zapis mówiący o tym, że po określonym okresie czasu od otrzymania umowy bez reakcji ze strony zleceniobiorcy staje się ona wiążąca (na wypadek, gdyby zleceniobiorca postanowił nie odesłać podpisanego skanu umowy). Okazuje się jednak, że nie jest to oczywiste i prawnicy często podważają takie zapisy w umowach, a sąd przychyla się do ich argumentacji. Innymi słowy - jeśli umowa nie jest podpisana przez wszystkie strony, wątpliwe jest, aby sąd uznał jej ważność. Zdarza się, że sąd uznaje ważność takiej umowy, jako odnoszącej się do pewnego ogółu czynności, ale wykluczając większość jej zapisów (przede wszystkim o charakterze kar umownych), a opierając się jedynie na przyjętych konwencjach, co z reguły oznacza, że zastosowanie mają znacznie 'lżejsze' przepisy (a kary umowne nie mają zastosowania).
Chcę pomalować dom. Znajduję pana Zbyszka i mówię mu, żeby mi pomalował. Jak pomaluje to mu zapłacę, a jak nie pomaluje, to nie zapłacę. Proste. Pomyślałem jednak, że się zabezpieczę i przygotowałem umowę o objętości 13 stron, na którą składa się 238 punktów (małym drukiem). Umowa zawiera zapis, który mówi, że podmiot podejmujący się malowania domu akceptuje wszystkie warunki niniejszej umowy. Oczywiście pan Zbyszek nie widział tej umowy na oczy, tym samym nie zapoznał się z jej warunkami i oczywiście jej nie podpisał. Pan Zbyszek dostał lepszą robotę i po pomalowaniu mi jednej strony domu stwierdził, że porzuca fuchę i idzie gdzie indziej. Idę więc do sądu i wskazuję na punkt 192 mojej umowy, który wyraźnie mówi, że podmiot porzucający wykonanie zlecenia przyjmuje bez zastrzeżeń karę umowną w postaci kary łagru. Czy sąd uzna mnie za poważnego człowieka? Czy zasądzi na rzecz pana Zbyszka karę łagru? Wydaje mi się, że nie muszę odpowiadać na te pytania.
Dlaczego inaczej ma być ze statutem? Przecież nikt nie mówi przed chrztem o istnieniu statutu, w żadnej z publikacji sygnowanych przez Świadków Jehowy w Polsce nie ma treści obowiązującego statutu. Wśród pytań do chrztu nie porusza się tej kwestii. Ostatecznie nikt nie podpisuje statutu i tym samym nie akceptuje jego treści. Dlaczego więc uważamy, że on obowiązuje? Czy dlatego, że tak mówi statut? Jak już wykazałem, to błąd logiczny. Nie rozważamy tego w ten sposób. Jaki miałby więc być inny powód, żeby uznać jego ważność?
Temat jest dla mnie bardzo ważny, w miarę możliwości proszę o merytoryczne wypowiedzi osób, które chcą wnieść do tego coś więcej, niż powtarzanie, że to sektokorporacja, że manipulacja, że coś tam... Z góry dziękuję.