Widzisz Roszado, jeśli myślisz że zrobi na mnie wrażenie powołanie się na Dawkinsa to robisz błąd logicznego myślenia zwany projekcją zakładając iż u ateistów czy nonteistów (do których się zaliczam) istnieje coś w rodzaju hierarchii, jakby lustrzanego odbicia religii w sensie organizacji o charakterze wodzowskim a cała różnica między nimi a chrześcijanami polega na przeciwnym kierunku pogladów.
Tymczasem jest odwrotnie; pierwsza rzecz od której zaczyna się wolnomyślicielstwo to odrzucenie polegania na cudzym autorytecie. W ogóle nie działa argument "muszę mieć rację bo ktoś znany coś takiego napisał". Do wszystkiego trzeba dojść swoją własną drogą. Tak że nie widzę tu związku między postacią Dawkinsa i tematem dyskusji. Wspomnienie jej nic do niej nie wnosi. On szedł swoją drogą i osiągnął na niej swoje postępy. No i co z tego? Ja idę swoją, być może trafiłem w podobne miejsce co on i tyle mamy ze sobą wspólnego.
Drugim błędem jest twoje (wydaje mi się że z automatu negatywne) pojmowanie motywacji kierującej rozmówcą z którego wynika wysuwanie dosyć niewybrednych zarzutów o charakterze personalnym. Krytykuję sensowność świętej książki więc muszę być z jakiegoś powodu sfrustrowany. Otóż tak nie jest. Krytykuję ją bo w swoim życiu obrałem drogę poszukiwania prawdy obiektywnej, częścią te drogi był etap studiowania tak zwanych "świętych pism" i przekaz Biblii z którą się dosyć gruntownie zapoznałem kłóci się z moim pojmowaniem idei dobra piękna i prawdy a właściwie to wręcz podstawowych zasad uniwersalnego sensu i logiki. Coś tu po prostu mocno nie gra. Tak to widzę i daję temu wyraz, to wszystko. Możesz tego nie lubić ale istnieje coś takiego jak swoboda wypowiedzi, nawet według KK, przynajmniej odkąd zlikwidowano Kongregację Świętego Oficjum w 1965 roku.
Kolejną rzeczą jaką robisz i nie do końca to rozumiem jest twój osobisty emocjonalny stosunek do czyjejś niewiary. Wiara bądź niewiara jest czymś bardzo osobistym. Własna wiara lub niewiara, nie cudza. A zachowujesz się jakby ciebie osobiście dotykało że ktoś w ogóle śmie odrzucać przekaz ewangelii a do tego go otwarcie kwestionować. I - ponownie - projektujesz to odczucie na oponenta. Tymczasem mnie nie dotyka osobiście że ktoś inny w coś wierzy, jakkolwiek absurdalna może mi się wydawać jego wiara, czy wierzy w Jezusa czy garbate aniołki. Nie zarzucam temu komuś nieczystych motywów, nie wyśmiewam go ani nie próbuję obrazić. Próbuję się jedynie porozumieć w drodze dyskusji gdyż interesuje mnie na czym ten określony człowiek swoją wiarę zbudował, dlaczego wyznaje właśnie takie a nie inne poglądy (gdyż z wiary wynikają określone poglądy, nieprawdaż?), co go do wiary popchnęło i jakie z tej wiary widzi określone korzyści w swoim życiu. Z moich obserwacji wynika że w większości przypadków określone przekonania religijne rozwijają się u danej osoby drogą głębokiej indoktrynacji w rodzinie i lokalnej zbiorowości a kondycjonowanie zaczyna się jeszcze przed wykształceniem osobowości, ba! przed powstaniem świadomości siebie jako osoby, i trwa latami, właściwie przez całe życie osobnika o ile nie wyrwie się ze swojego otoczenia. Katolicyzm i jehowityzm są pod tym względem bardzo do siebie podobne.
Być może jednak istnieją ludzie którzy stali się głęboko religijni na innej drodze, może wskutek samodoskonalenia umysłowego jakim ukształtowali swoją religijną świadomość. Może nawet jesteś jedną z takich osób i byłbym bardzo zaciekawiony gdybyś zechciał w pozytywny sposób opowiedzieć o swojej drodze do wiary. To chyba nie jest obraźliwe że pytam o coś takiego?