Jezu Chryste (...) Wracając do tematu chodziło mi raczej o to że nie wiem jak Wy, ale ja muszę ułożyć zyc sobie niektóre żeczy od nowa- bo przecież nie będę gościem który ma ciągle wyrzuty sumienia ze za mało robi chociaż wywala z siebie ostatnie krople krwi(bo takim człowiekiem byłem ale sporo osób które tkwią w WW takimi osobami są), nie mogę e mieć takiej samej moralności jak dawniej bo co mam na przyklad nie odzywać się do kumpla bo zgrzeszył przeciwko Jehowie? Nie pytam jak znaleźć fun w życiu bo na to nie ma jednakowej odpowiedzi, pytam raczej co Wam pomogło zacząć być normalnymi ludźmi. O tym że jak słyszysz że gdzieś jest trzęsienie ziemi to przez głowę przechodzi myśl że może Oni mieli rację nie wspomnę 😂 z tym irracjonalnym strachem będę pewnie żył do końca życia, ale mam to w dupie.
Madko Boska! W końcu trochę po ludzku napisałeś. Nie jestem zbyt dużym autorytetem, dlatego o bańce sekciarskiej nie napiszę. Bańkę mogę przekuć jak materac dmuchany. Tak samo mogę wchodzić, wychodzić, wchodzić, wychodzić, do znudzenia, i nie ma świadkojehowizmu we mnie. Na tym etapie powinieneś zrozumieć, przynajmniej podstawę.
A teraz do tekstu, by było merytorycznie, gdyż niemerytorycznie ląduje nie zawsze na Księżycu.
Od nowa wielu ludzi sobie musi ułożyć życie. Np. w wieku 50+ niektórzy się rozwodzą. Wtedy właśnie muszą zaczynać życie od nowa.
Wyrzuty sumie są wyrzutami Twojego sumienia. Naucz swoje sumienie niewyrzucać. Jak masz kumpla, to się z nim kumpluj. Przebacz mu jego głupoty, grzechy. Może mu nawet pomożesz. Czym jest moralność? Czym chcesz ja zmierzyć?
O tym jak znaleźć fun w życiu to pisać nie będę. Każdy sam określa swoje 'wesołe miasteczko'. Osobiście byłem zawsze normalny, więc nie wiem co by mi miało pomóc być normalnym? Jak Ty oceniasz normalność? Jak sobie ją wyobrażasz? Czemu jej jeszcze nie osiągnąłeś?
Mówisz trzęsienie ziemi. Hmmm? Jedno przespałem. Duże nie było. Trochę pęknięć. Nikt nie zginął. Ktoś się tylko wywrócił. Miałem mniej lat niż Ty teraz. Może mnie właśnie ukołysało, niczym niemowlaka. Zrozumiałem wtedy, jak dużo atrakcji przesypiamy.
Zacznij żyć po swojemu. Z poznawanymi ludźmi jest według poniższego wzorca. Wchodzisz do jakiejś firmy/organizacji/czegoś podobnego, to wywalasz 50%. Drugie 50% zrobi to samo w tym samym czasie. Później jest rozreklamowana zasada 20/80. Z tym, ze trzeba pamiętać o jej normatywnych odchyleniach, czyli 30/70 lub 10/90. Ta ostatnia, czyli jeden z dziesięciu jest zasadą podaną nawet w Biblii. Niby skrajna, ale ma duży margines bezpieczeństwa. Inaczej mówiąc, z dziesięciu kolegów musisz dziewięciu się pozbyć. Tak samo z dziesięciu poznanych dziewczyn wybierasz tylko jedną. Problem sprowadza się do tego czy umiesz trafić. Jeśli nie strzelisz, to nie wiesz.
Niech mocz również bywa z Tobą