(mtg): Znałem, tak powiedzmy kilkunastu sJ, którzy zamieszkały w budynkach kultu, pełniąc obowiązki jako: Gospodarz Sal Królestwa
(Ww), funkcje owe sprawowały między innymi: małżeństwa, pionierzy a nawet pionierki, którzy za swoje poczynania względem sekty uchodziły za pewien nazwijmy to - '' kanon''
Nie pamiętam, może ktoś z WAS ma list (Ww) dotyczący opuszczenia takiej kwatery zajmowanej przez rodziny, małżeństwa... itp. - prosiłbym o umieszczenie w tym wątku, jego treść- dziękuję Ten list już mnie nie dotyczył ponieważ, wspólnie podjęliśmy decyzję wcześniejszej wyprowadzki z takiego służbowego mieszkania. Jako najemca rozwiązałem umowę zawartą z Nadarzynem, który przychylił się pozytywnie do mojej decyzji ( każda ze stron może rozwiązać zawartą umowę).
Z doświadczenia mogę teraz obiektywnie spojrzeć i wyjawić ową Puszkę Pandory, być takim stróżem czyli gospodarzem nie jest rzeczą łatwą może pochlebne to wyglądać tylko pośród wyznawców sekty '' życie jest usłane różami''.
Lecz diametralnie jest inna ta rzeczywistość, żyjesz w ciągłym napięciu, bojaźni … , gdyż jesteś na świeczniku, wynika z tego jasno, że reprezentujesz swoją postawą i zachowaniem - centralne biuro
(Ww) – /Qrdemool zapominałem, JEHOWE/, dając wydźwięk w nieposzlakowanej postawie w postępowaniu jako przykładny brachol wobec owieczek, które przebywają w tej zakłamanej sekcie oraz tzw. nieme świadectwo dla ogółu, które nie jest powiązane z sektą.
W pierwszej chwili, kiedy zaproponowano mnie tak ważny, odpowiedzialny ''przywilej'' poprzez grono pastuchów, jak wiadomo wszystkim, że każda funkcja o szczebel wyżej w tej sekcie, to tzw. przywilej, przywilej i błogosławieństwo Jehowy, jak również indywidualny wypracowany pewien wzór w postępowaniu na co dzień, świecąc wszem i wobec blichtrem, jak stary błyszczący mosiądz, wobec innych owieczek czy baranów tego ruchu religijnego ( bo inaczej nie można tego nazwać)
Takim jednoznacznym wyborem (jak na konklawe), by piastować ową posługę czy usługę gospodarza, byłem nader zaskoczony taką nominacją, a nawet powiem więcej, zaszokowany!? - otrzymaną z samego nieba propozycje czy jak mówią sJ błogosławieństwo Jehowy.
Głośno się zrobiło jak na jarmarku , że ''brat króla'' będzie gospodarzem sali, plotkowano głośno w klikach zborowych a wieść niosła się szybko po okolicach.
Wyraziłem pokornie błyskawiczną zgodę, nie widząc jakie będą dalsze skutki owej decyzji, mówiąc prosto założyli na mnie szatańskie sidła, bo jako '' namaszczony'', będę pod całkowitym ich monitoringiem.
Natomiast ze strony pastuchów w dalszym owczym pędzie w tej sprawie, było szybkie i zdecydowane działanie, więc kując żelazo na gorąco zaproponowano mnie, abym w towarzystwie macierzystego zborowego pastucha pojechał na umówione spotkanie z kilkoma kowbojami tego nieznanego zakątku i oglądnął lokal jaki proponują do zamieszkania.
Spotkanie było bardzo spięte, chłodne, surowe bez żadnego wyrażonego entuzjazmu dla przyszłego portiera posesji, natomiast w jednej chwili odczułem nie wypowiedziany z ich strony wydźwięk '' po co tu przyjechałeś'', my ciebie tu nie chcemy i bacznie świdrując moją postawę, przenikliwym, jadowitym spojrzeniem - ten jak widoczny wyraz twarzy, ta ich surowość, obojętność przeszyła mnie boleśnie.
Dla rozładowania narastającego napięcia szczerze się uśmiechałem poklepałem nieomylnych po ramieniu rozmawiając przyjazne z małą dozą humoru (jak sami ex-sy wiecie, kiedy piszę posty tu i tam na Forum)).
Moje szczere, uprzejme zachowanie wywarło, tak myślę - subtelny pozytywny odzew na poniektórych kowbojów, gdyż zauważyłem lekki uśmiech i pewną dozę odprężenia wobec intruza, który zawitał do nich (zaiskrzył pozytywny błysk w ich błędnych oczach), lecz inni w tym towarzystwie zachowywali się nadal zimno i sztywno, patrząc z niedowierzaniem jak ich współbraty reagują zmieniając nagle swoje nastawienie wobec przyjezdnego gościa.
Przebieg tego spotkania z mojego punktu widzenia jaki okazałem kowbojom był otwarty i nad wyraz szczery, lecz zarazem dość krótki, natomiast z przeciwnej strony zachowanie było służbowe, pełne tajemniczości i wyraźnej obojętności, bez żadnego wyrazu (takie martwe rybie oczy) otulone jakimś tam szacunkiem wobec mojej osoby, następnie przeszliśmy do meritum sprawy, rzuciłem pobieżnie okiem na zaproponowane lokum, żadna rewelacja taka zwyczajna służbówka, nie wyraziłem żadnego entuzjazmu wśród pastuchów, co bardzo zaskoczyło wszystkich, tłumaczyli, było to według osobistego odczucia, krótkie skwitowanie mojego zapytania - że takie wytyczne otrzymali z centrali i jest co jest, następnie wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, uwag, pożegnawszy się z całą świtą pojechałem w swoją stronę.
Kiedy wróciłem, do domu usiadłem przy kawie i zacząłem szczegółowo analizować całe owe zaistniałe zajście oraz zapoznanych nowych funkcyjnych. Doszedłem po krótkiej zadumie do jednoznacznego wniosku, że nie będzie z niektórymi łatwo egzystować, nastąpią spięcia, zgrzyty … itp (nie pomyliłem się wcale w tych przypuszczeniach).
Po dwóch tygodniach otrzymałem telefon od NO (w moim nazewnictwie ex- sJ, to spadochroniarz), wszystko jest załatwione pozytywnie jesteś gospodarzem, taką otrzymałem wiadomość.
W dalszej przyjaznej rozmowie wyjawił spadochroniarz, pewien bardzo istotny fakt z którym trudno jemu samemu się uporać i pewne sytuacje rozwiązać, mianowicie, że owcze pastuchy w tych zborach przebywających w swoim królestwie są bardzo, trudni, skryci, a nad wyraz wymagający nawet wobec samych siebie ( w moim osobistym odczuciu najzwyklejsza cierpka podejrzliwość zauważona na pierwszym spotkaniu z nimi). Zapytał, czy wytrzymam taką zakorzenioną presje zachowania z ich strony, diametralnie inną jaką do tej pory znam.
Odpowiedziałem nie martw się, mam dużo fantazji i na pewno będzie wszystko dobrze.
Po zakończeniu rozmowy telefonicznej, coś nagle błysło w umyśle – EUREKA !!, nasunęła się przerażająca myśl jednoznaczna, prawidłowa odsłaniająca rzeczywisty cel do jakiego zmierzała sekta, jak wyrachowany zastosowali chwyt, cyniczny i podły, chcąc zawładnąć moim jestestwem trzymając mnie w całej swojej garści - obnażonego z wszystkiego.
Jak wspomniałem wcześniej towarzycho krawatowe składające się z kilku starszaków, jawnie lecz z pewnym subtelnym naciskiem w swojej postawie, dawało do zrozumienia, że niechętnie widzą mnie u siebie, dlatego z ich strony taka jednoznaczna emanowała sprzymierzona apatia.
Nagle inny obrót sprawy, niespodziewanie pastuchy wyrażają ogólną zgodę, popierają mój przyjazd, abym piastował dozorstwo na sekty włościach.
W czym tkwi tak sprytny wyrachowany plan sekty....? Bez wątpienia, nasuwa się niepodważalny argument ''brat króla'' i cała układanka w mgnieniu oka została ułożona.
Ale się rozpisałem nie na temat tylko koło tematu, szybko więc przechodzę do głównej myśli w założonym wątku, bo to jest istotne, najważniejsze, puszkę Pandory trzeba otworzyć.
Wiele takich osób jak ja, zostało skazanych na więzienną parcelę
(Ww), znalazło się w wielkim potrzasku, załamaniu nerwowym, kiedy oznajmił Nadarzyn swoim glejtem o opuszczenie lokum przy salach.
I tak, na wstępie coś skrobnę:
Jedno z małżeństw, bez jakichkolwiek środków finansowych, nie miało żadnego punktu zaczepienia więc sekta
(Ww) zaproponowała im wyjazd na teren gdzie są większe potrzeby a zamieszkają u rodziny kowboja zboru, który zaoferuje dach nad głową, miskę zupki i kromkę chleba.
Biedacy nie mieli innego wyjścia, zostali przyparci do muru więc wyrazili na takie warunki zgodę, długo na tym terenie nie pozostali, jak do mnie doszły pewne wieści ślad po nich wszelki zaniknął urwał się ten osobisty kontakt,
może są tutaj na Naszym Forum.W innym przypadku, kiedy w zamierzchłym czasie prowadziłem ośrodki pionierskie na jednej z kwater gdzie ów przebywaliśmy dziesięć dni, zamieszkiwało podobne małżeństwo pionierów tacy ''frontowi żołnierze Nadarzyna''.
Odczuwalna była niesprzyjająca atmosfera pomiędzy domownikami a tym napływowym małżeństwem, pretensje, niedomówienia .. itp., jak z jednej czy drugiej strony.
W prywatnej rozmowie przy wieczornym małym drinku dowiedziałem się, że kowboj z rodzinką tej posesji, był zniechęcony, zniesmaczony w dalszym przetrzymywaniu i żywieniu niebieskich ptaków, określam takich ludzi ''osoby skrzywdzone przez los'', natomiast z ich strony, tego małżeństwa, kiedy opuszczałem z grupą zakwaterowanie usłyszałem przy pożegnaniu, jakie utrudnienia sprawiają im gospodarze więc zdecydowali się wyprowadzić i biorą pod uwagę, czy nadal warto pozostać w sekcie
(Ww).
Pomyślałem, że małżeństwo o którym wspominałem na początku, gdzie wspólny kontakt pomiędzy nami nagle się urwał, być może doświadczyło podobnej sytuacji życiowej.
I takim wyrachowanym sposobem sekta
(Ww) postępuje wobec swoich wyhodowanych wazeliniarzy, którzy jej całkowicie zawierzyli myśląc, że żyją w raju, BOŻYM RAJU.
Nie napotkałem gorszego, tak tępego prymitywnego myślenia jak takowe, sam wszedłem i to jeszcze dobrowolnie w to, co rogacizna zostawia na łące, czyli g.... , a smród do tej pory się wlecze.
Znam również dramatyczny przypadek, gdzie spadochroniarz stał się bezdomnym właśnie z tego powodu, jego kwatera to obecnie ławka pod baldachimem nieba, i flaszka oranżady czy coli, inni natomiast umieli swoje gniazdko w dobrobyt zamienić i żyć nadal w sekcie, jeszcze inni nie przebywają w sekcie
(Ww) i dobrze im się powodzi.
Miałem zamiar ten post wstawić do swojego wątku (WWW), lecz przedstawiony, ów temat- dramatyczny los człowieka w zakłamanej sekcie
(Ww), zupełnie nie pasuje '' ni w pięć ni w dziewięć'', ponieważ tamten wątek zawiera rozrywkową i bajeczną cząstkę.
Natomiast w wywołanym temacie, tak przypuszczam?, nie obejdzie się bez gorących komentarzy Szanownego Gremium tego Forum, dlatego urodziłem w bólu ten wątek. Zapytam nieśmiele: M
oże jest jakiś były portier
(Ww), tutaj obecny …? - pozdrawiam