Dane te wskazują na fakt, że organizacja Świadków J. nie może być w pełni uznawana za prostą kontynuację ruchu zapoczątkowanego przez C. T. Russella, gdyż brak jej wyraźnej personalnej ciągłości w latach 1918 - 1931. Wydaje się, że w znacznie większym stopniu nurty niezależnych badaczy Pisma Świętego, choć mniej liczebne, przechowały ducha i ciągłość tradycji oryginalnego ruchu."
-Można im wierzyć. To właśnie oni byli rugowani przez Rutherforda, a często byli zmuszeni do ucieczki z organizacji. I to oni mają też często dokumenty z tamtych czasów. Cały ten zeszyt Straży z końca 2018 roku opisuje prawdziwe wydarzenia z czasów rozłamu. Natomiast Strażnica z10. 2018 roku na str. 3 i 4 zakłamuje tamtą historię i kamufluje to następnym artykułem "Mówmy prawdę". Sekciarska psychomanipulacja!
Hmmm... powiem szczerze, że tak na to do tej pory nie patrzyłam! Dzięki NNN za wpis
Oczywiście jeśli to pisali Badacze ze swojej perspektywy, to przedstawią się w takim świetle, w którym racja będzie po ich stronie. Jednak Russell, że swoim zadufanym podejściem, że tylko jego książki prowadzą do wybawienia nie jest dla mnie autorytetem, więc ja bym się nie cieszyła, że akurat on zapoczątkował ruch Badaczy.
Zawsze znałam wersję z rozłamem od strony Świadków. Zawsze było tak, że był "dobry Rutherford" i kilku złych z Betel, co się wyłamali. Więc myślałam, że faktycznie prawie wszyscy zostali przy Rutherfordzie, a tylko nieliczni odeszli. Ale jeśli odeszło ich aż tak dużo (3/4), to znaczy, że Rutherford zbudował swoją ideologię na zgliszczach poprzedniej. To nie była płynna kontynuacja trwania organizacji, tylko nagły skok. Takie nagłe zmiany mogli znieść tylko ci, którzy osobiście Russella nie znali i dla nich w danym momencie, gdy Russell już nie żył, autorytetem był Rutherford.
Myślę, że analogicznie było z rokiem 1975... ci, którzy zawiedli się że Armagedon nie nastąpił, masowo odeszli z orga, a na ich miejsce, po 1975 zaczęli przychodzić nowi... ci, którzy nic o niespełnionym Armagedonie nie wiedzieli i w związku z tym nie żyli w poczuciu, że własna religia ich zawiodła.
Jak ktoś coś przeżył osobiście na sobie (np. wojnę), to będzie to pamiętał całe życie i podchodził do tego emocjonalnie. A ten który dowiedział się o czymś tylko z artykułu czy książki, to nie będzie tego tak przeżywał.
Jak ktoś osobiście przeżył molestowanie seksualne, to będzie bardziej oburzony na ukrywanie pedofilii przez orga, niż osoba, która nigdy nie była skrzywdzona (może dlatego tak wielu Świadków nieudolnie próbuje tłumaczyć swoich przywódców, bagatelizując występujący w ich religii problem...?!).
Co prawda poruszony temat bardziej pasuje do innego działu (historia Świadków), ale mi akurat bardziej otworzył oczy, więc mi to nie przeszkadza