W ubiegłym roku siedzimy z Adamem ( tym z mojego wątku) przy kawie i pyta mnie:
- Pamiętasz Roberta....?
- Pewnie, że pamiętam. Choć byłam smarkata to do dziś pamiętam te zachwyty wszystkich nad biednym Robertem jak miał iść do paki za wojsko.
- Wyobraź sobie odnalazł mnie przez starych znajomych, podał numer telefonu i kiedyś do niego dzwoniłem. Mówił jak będę w okolicy, żeby do niego zajrzeć. Idziesz ze mną?
- Hmm...czy to znaczy, że on już nie świadkuje?
- Na to wychodzi.
Dopiliśmy kawę i pojechaliśmy do niego. Robert był jednym z trójki rodzeństwa, jego brata wykluczono, siostra była przed symbolem. Matka była tylko świadkiem, ojciec im życia z tego powodu nie ułatwiał ( podobno). Nie bardzo miał szanse na wsparcie i ratunek przed więzieniem, ale jednak nie poszedł siedzieć.
Przyjął nas ten sam Robert tylko lekko posiwiał, mnie oczywiście nie poznał, dopiero gdy mu przypomniałam moją matkę i siostrę, trochę go oświeciło.
Siedząc i wspominając stare ''dobre''czasy ,dowiedzieliśmy się, jak to udało mu się uniknąć odsiadki.
Wpływowy starszy zaproponował mu układ...on mu załatwi, że nie pójdzie siedzieć, a Robert w zamian ożeni się z jego prawie 40 letnią córką i przejmie rodzinny biznes. Nie bardzo miał na to ochotę, ale pod presją matki, z obawy przed murami, poszedł na układ.
Tak sobie żyli, aż do momentu gdy zaczął wątpić w to i tamto. Żona nie podzielała jego dylematów, a więc się rozstali, gdy nie mogli rozmawiać o org..nie mieli już o czym. Ona została w rodzinnym majątku, a on mieszka w wynajętej kawalerce, powiedział że poszedł tam z walizką i z walizką wyszedł, a lata pracy...żył, jadł, mieszkał.
Teraz sam się z tego śmieje, mówi jak będzie ( jest już po rozwodzie) szukał kandydatki na żonę, teraz będzie bardziej wybredny. Będzie musiała mieć podobne poczucie humoru do niego i choć trochę lubić stare filmy.