Cześć,
moje przywitanie możecie znaleźć tutaj:
https://sjwp.pl/powitanie/czesc-bardzo-mi-trudno/msg160120/#msg160120Co prawda zostałam trochę objechana, na szczęście nauczyłam się odrzucać słowa ludzi, na których opinii mi nie zależy. Wszelkie konstruktywne rady wzięłam pod lupę i oto, dalej tu jestem.
Od tego czasu minęły prawie 4 miesiące i chciałabym napisać coś więcej. Jako, że w ostatnim poście skupiłam się na - jak mi się wydawało - największym problemie, teraz chciałabym napisać coś więcej o moich wewnętrznych odczuciach, które przeżywałam będąc czynną w organizacji, a które tłumiłam lub uważałam za ludzkie, ale niepotrzebne. Dalej czasem tak myślę - przecież nawet dobra organizacja ma wady, ludzie są grzeszni. W związku z tym chciałabym zaznaczyć, że nie jestem osobą wyzywającą organizację ŚJ od najgorszych, niszczycielskich sekt, skupiającą się tylko na negatywach i szukającą powodów anty. Nie. Ja chcę być w zgodzie ze swoim sumieniem. Organizacja wniosła też wiele dobrego w moje życie i w tym poście zdań pełnych nienawiści nie przeczytacie. Wiąże się to z moim hasłem w stopce...
. Przejdźmy do rzeczy.
Jako osoba dorastająca w gronie ŚJ, jednak nieposiadająca bezpośredniego wsparcia/ciśnienia w domu, niemająca studium, fanatycznych rodziców, itp., wszelkie postępy robiłam sama. Byłam ambitna, ale nigdy nadgorliwa. W międzyczasie pojawiały się pewne małe głosy o tym, co w organizacji było dla mnie trudne do przełknięcia, ale tłumaczyłam to moim ludzkim myśleniem lub robiłam po swojemu. Jeszcze do niedawna nie chciałam się przed sobą przyznać, że takie aspekty istniały, uważałam to za radość, że miałam swoje zdanie i trzymałam się zasad. Dopiero niedawno zadałam sobie pytanie: Kiedy tak naprawdę JA, osobiście, czułam dyskomfort? Otóż:
1. Szkoła podstawowa.
W szkole byłam śmiała. Głosiłam wychowawczyni, która bardzo mnie chwaliła za odwagę i posiadanie własnego, odmiennego od reszty zdania. Szanowała mnie i miło wspominała też po czasie. Nie miałam problemu z odmową śpiewania hymnu, itp. Nie lubiłam świąt. Naprawdę, wiadomo, że to kwestia tego, jak mnie uczono, ale faktycznie wydawały mi się sztuczne. Cukierki urodzinowe chyba brałam, bo to tylko cukierki i nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Jedyna rzecz, której nie rozumiałam to fakt, że nie mogę się zgłosić do pełnienia roli przewodniczącego/skarbnika. Byłam jedną z lepszych uczennic i wybierano mnie do tej funkcji, zawsze wtedy ze spuszczoną głową mówiłam, że NIE CHCĘ. Kłamałam. Kłamstwo wydawało mi się bardziej moralne niż zgoda na bycie skarbnikiem.
2. Świeccy znajomi.
Zawsze miałam więcej znajomych wśród ludzi ze świata, moja najlepsza przyjaciółka również nie była w prawdzie, wszelkie wyjazdy / wakacje, spędzałam ze znajomymi świeckimi. Kiedy w zborze byłam pytana o dany wyjazd i o to, z kim go spędzałam, czułam bardzo niewygodny dyskomfort w związku z powiedzeniem prawdy. Czułam, jak bym popełniła największy grzech świata. Gdy pojechałam na wyjazd z braćmi, czułam się jak wśród bydła, a nikt uwagi mi nie zwracał. Nie patrzono zatem na moralność osoby, z którą się spotykam, a na jej poglądy. Osoby z odmiennymi od razu uważano za złe towarzystwo.
Na szczęście olewałam temat i dalej robiłam swoje. W zborze mogłam szukać przyjaciół tylko w przedziale wiekowym 50-90, a będąc nastolatką/dwudziestką nie była to zbyt zadawalająca wizja. A, byli też młodzi, ale nie zaliczali się do "tych gorliwych", więc, oczywiście, też byli złym towarzystwem.
3. Zasady.
Nie mogłam nosić sukienki odkrywającej delikatnie kolana, bo wzrok starszych sióstr mówił "ladacznica słaba duchowo". Nie mogłam zrobić drugiego kolczyka w uchu. Bracia nie mogli nosić brody, mimo, że w tygodniu jej nie golili, a w naszym społeczeństwie nie jest to już odbierane jako niechlujstwo i BIBLIA o tym nie mówi. Nie mogłam iść na sylwestra. Każde zwrócenie uwagi na ten temat powodowało moje zawstydzenie.
4. Nie wypada/fajnie byłoby, gdybyś.
Tylko 4 godziny na sprawozdaniu? Nie byłaś na zbiórce grupowej. Brakuje nam ciebie. Szkoła zaoczna? Praca? Sprawy duchowe miej na pierwszym miejscu, a manna spadnie ci z nieba. Wakacje zamiast ośrodka? Czemu nie było cię na sprzątaniu sali? Chyba nie interesujesz się chłopakami?
5. Polegaj na Jehowie. Zbór pełen jest miłości.
W moim życiu nastał bardzo trudny okres. Co prawda przez świeckie zajęcia przestałam mieć czas na zebrania i służbę, ale poza tym były inne problemy różnej natury, o których generalnie zbór wiedział. Ani razu nikt mnie do siebie nie zaprosił, nie zapytał JAK MI W TEJ SYTUACJI, nie zaproponował podwózki na salę. Cała "troska" opierała się o moją obecność na sali i w służbie. O całej tej sytuacji jedynie plotkowano. Jeśli ktoś coś o mnie mówił, nigdy wprost. Jeśli komuś coś we mnie nie pasowało, słyszałam o tym z boku.
6. Chrzest.
Wypada już oddać się Jehowie. Pomyśl o tym. Stań się sługą Jehowy, a On ci to wynagrodzi.
7. Wykształcenie.
Tu aż brak mi słów. Nigdy tego nie rozumiałam. Skoro prawda sama się broni, dlaczego...? Skoro chodzi o czas, który mogłabym poświęcić Jehowie, co z czasem, który będę musiała poświęcić w mało płatnej pracy, aby zarobić na chleb? Prawdopodobnie musiałabym pracować więcej...
Jako, że nigdy nie byłam mocno zaznajomiona ze skomplikowanymi tematami, jak rok 1914 czy interpretacja proroctw (zasypiałam prawie na tych zebraniach...), nie to zaczęło mnie zastanawiać w ostatnim czasie. Zaczęłam zadawać sobie pytania:
Skoro ewolucja odbywa się tylko w obrębie gatunku, jakim cudem mamy tyle gatunków, skoro sporo potopiło się w potopie?
Dlaczego Bóg Starego Testamentu jest całkiem inny niż Ten opisany w Nowym Testamencie?
Dlaczego ukrywa się pewne sprawy przed głosicielami? Dlaczego członek CK jawnie skłamał, że oskarżenia o pedofilię to kłamstwo Szatana?
Dlaczego Biblia ma tyle interpretacji i musimy się głowić, która jest prawdziwa?
Skoro Bóg jest miłością, dlaczego nie miłość, w ludzkim rozumieniu (z jakim nas stworzył!) nie jest najważniejsza?
Skąd mam pewność, że coś, co teraz jest mi zakazane, nie okaże się złym rozumieniem za jakiś czas?
Skoro kosmos się rozszerza, czy Bóg nadal stwarza?
Skąd u członków CK przekonanie, że kieruje nimi duch, skoro ich decyzje podejmuje się na drodze głosowania?
I wiele wiele innych pytań, które prawdopodobnie zadał sobie każdy wątpiący. I wiecie co? Pierwsza panika, strach i rozżalenie zaczynają mijać. Powoli, ale mijają. Tylko... co dalej? Dalej jestem nieczynnym ŚJ, nie da się w nieskończoność wisieć w próżni i odmawiać spotkań braciom. Nikt jeszcze nie wyśledził mojego trybu życia, boję się sama odłączyć. Co robić?
Nadal szanuję ŚJ i uważam, że skoro nie pałam nienawiścią do członków/przywódców innych, destrukcyjnych grup, nie będę tego też robić względem ŚJ - nie lubię takiej niekonsekwencji.
Nie wiem, czy ten post miał jakąkolwiek wartość, ale być może przeczyta mnie jakiś "gość", który czuje się samotny, a czuje się przerażony forum. Jak ja na początku, kiedy widziałam w Was tych odstępców, przed którymi mnie ostrzegano. Dalej przeraża mnie słowo "wybudzenie", czuje dyskomfort i myślę, że tak zostanie. Droga osobo, być może młoda, zagubiona, chętnie porozmawiam.
Pozdrawiam