Jeśli taki bijący rodzic po latach dozna jakiegoś przebłysku zrozumienia po refleksji dlaczego dziecko ma dystans to daje już bardzo dużo dla dorosłych dzieci. Niestety takich rodziców jest jak na lekarstwo. Większość wypiera te wspomnienia z pamięci, racjonalizując, że inaczej się nie dało, bo byłeś/aś tak "trudnym dzieckiem", bo wyrósłbyś/aś na byle co, bo to był przykład dla reszty rodzeństwa, bo nie uderzyć wtedy równałoby się akceptacji "zła" jakiego dopuszcza się dziecko itd...
Rodzeństwo i rodzice np zaśmieszają temat mówiąc "nie przesadzaj już, nie było tak dramatycznie..." Takie zachowanie ma na celu wymazanie z dziejów rodzinnych niechlubnych postępków i nakaz skupiania się na tym, że w garnku zawsze było, że ciuch na tyłku był... Marne pocieszenie.
Idealnym przykładem jest wyparcie z pamięci matki, która nie pamięta faktu znalezienia listu pożegnalnego dziecka w szufladzie, które miało serdecznie dosyć atmosfery w domu. Odwraca definicję i wina finalnie za bycie złym ląduje na dziecku. Domaganie się słów choćby współczucia od takiej rodziny jest w pewnym momencie traceniem energii i drażnieniem obu stron.
Co pozostaje... Podobnie jak Ella zdecydowałem się na izolację i wtedy zaczyna się więcej spokoju, poczucia kontroli nad własnym życiem. Oczywiście w oczach takich wychowawców jest to niesprawiedliwe potraktowanie, ale jeśli dorosły człowiek nie bierze na siebie odpowiedzialności za notoryczne w przeszłości bicie dziecka, krzyki, wypominanie, że jest złe itp dewaluację. Kazanie przepraszać jednocześnie nie przeprasza - takiej osobie nie przejdzie przez usta nawet 1 słowo przepraszam czy przykro mi. Z reguły taki rodzic przez całe swoje życie traktuje swojego syna/córkę jak "dziecko", która zawsze nie ma wiele do powiedzenia w kwestii swojego dorosłego już życia. Zamiast uszanować decyzje dorosłego potomstwa, nadal próbuje mówić, sugerować, sterować jego życiem przez mówienie jak ma być, co robi źle, za mało dobrze, jaką pracę ma mieć, jakie mieszkanie, dzieci, jakie wykształcenie, jak wydawać pieniądze. Tego nie widać zawsze jak na dłoni, ale macki działają nawet przez słuchawkę telefonu...
A niezaprzeczalnym faktem jest, że dziecko nie rodzi się na ten świat żeby być wychowawcą, pocieszycielem, rodzicem, partnerem, rodzeństwem itd rodzica, który uwikłał się w toksyczny związek, marne życie, kiepską pracę, towarzystwo, religię, nudne zycie, ciągłe narzekanie i robienie z siebie ofiary.
Każdy człowiek rodzi się po to żeby żyć i przede wszystkim zadbać o siebie, a będą zdrowym i silnym emocjonalnie może potem pomagać innym - i robić to świadomie/z wyboru, a nie pod presją/ w poczuciu winy.
Najtrudniej pozbyć się poczucia winy kiedy decydujemy się odciąć toksyczne sznurki, nitki i powrozy za jakie pociąga ktoś tak bliski. Ale jak już się uda to i człowiek mniej choruje, niej napięć w ciele, więcej czasu dla siebie/dzieci/przyjaciół. Trzeba być świadomym, że podczas odcinania sznurków manipulacji cała familia zazwyczaj staje jak jeden mąż i próbuje wzbudzaniem poczucia winy zawrócić nas do roli jaką dostaliśmy już w dzieciństwie. Ja zawsze miałem łatkę czarnej owcy i buntownika więc było mi może łatwiej. Nie dawałem się wkręcić w rolę, o której nie będę pisał tutaj. Z kolei dzieci "te dobre i zawsze posłuszne" muszą najpierw wzmocnić poczucie odrębności, własnej wartości - ogólnie ego, a potem próbować, mając przygotowanych na boku ludzi, którzy staną się zastępcza rodziną. Inaczej skostniały mechanizm rodzinny wchłonie je z powrotem do sztywnej konstelacji trybików.
Można też jeszcze inaczej. Odwiedzać rodzinę i nie mówić jej niczego o swoim życiu. Prowadzić rozmowy na poziomie kulinarnym ("ale te ziemniaczki były smaczne, komuś jeszcze...?"), pogoda, kiełbaska z grilla, piwko, mecz piłki nożnej, uprawa warzywniaka itd. Przy tym trzeba się pilnować co by nie zacząć mówić o sobie, bo będzie się czego chwycić i sterować.
Na rodzinę, która nie ma własnego życia i żyje sterując nami nie ma innej rady. Odcinka, albo tematy kulinarne, pogodowe. W obu przypadkach potrzebne jest wyrobienie w sobie umiejętności stawiania granic. Tego trzeba się nauczyć w dorosłości, bo z pewnością jako dzieci nie mieliśmy takiego prawa. Wszystkiego można się nauczyć i poprawić jakość życia, tak samo jak wyjście z JW. W tym temacie "świecka mądrość" daje dużo narzędzi co mnie osobiście cieszy od kilku lat. Są to wizualizacje, kotwiczenie, pisanie listów, ćwiczenia, metody odprężenia ciała, afirmacje. Najtrudniejsze może być eksplorowanie otoczenia spoza rodziny i ŚJ w poszukiwaniu potencjalnych zdrowych/zdrowszych ludzi, bo program postrzegania światusów jako podwładnych szatana tkwi we wszystkich ŚJ.
Moje motto? Czytać, czytać, czytać. Jeśli programowanie w JW działa, znakiem tego, że można też się przeprogramować. Mózg jest plastyczniejszy niż nam się wydaje. Każdy mały sukces dodaje pewności i przybliża nas do samych siebie. Nie zważać na potknięcia i porażki, bo takie są gwarantowane. Z czasem nauczymy się być myśleniem o krok od manipulatora.
Nom... Tak sobie pomędrkowałem

Może komuś się przyda. To forum zrzesza ludzi mocno kiereszującej sekty więc myślę, że może być też jednym z miejsc gdzie wymieniamy się metodami na odzyskanie tożsamości/wolności, jaką odebrano nam kiedy jeszcze byliśmy bezbronni.
Ave:)