Estera czasami jest tak ,że starsi są informowani ,że osoba wykluczona dalej tkwi w grzechu wobec tego starsiu podejmują decyzję ,że nie zostanie zaszczycona wizytą.Raz w roku mają obowiązek rozpatrzyć który wykluczony zasługuje na taką wizytę .
Dokładnie, jak w podkreśleniu. Tyle, że już nieaktualne.
Starsi maja monitorować segment rynku zwany 'byli a nie są'.
Ma to zapobiegać kontaktom przeciętnych owiec z wykluczonymi. Tym bardziej, że dziś wielu o statusie wykluczonego może mieć negatywny wpływ na ŚJ ze względu na odstępcze poglądy. W skrócie pisząc - chodzi o to gdzie wróg mieszka.
Przeciętnie inteligentny starszy, każe zapisać odpowiednią informację dołączoną do kart terenu, by tego mieszkania nie odwiedzać. Dodatkowo z innym starszym zrobi osobiste rozpoznanie jeśli ta osoba nie jest znana - czyli jakiś nowy lokator, który sprowadził się z drugiego końca PL.
Mimo, że przyjmuje się, iż większość głosicieli wie co zrobić w sytuacji, gdy ktoś się przyzna do swojego wykluczenia, to praktyka zaskakuje. Podczas jednej ze zbiórek, zupełnie przypadkowo, dokonano doświadczenia. Prowadzący zadał pytanie: jak się zachować gdy drzwi otworzy osoba, która twierdzi, że już nie jest ŚJ? Tylko parę osób ogarnęło temat. Reszta wymyślała niestworzone historie.
Co do praktyki rozpatrywania, kogo z wykluczonych można było odwiedzić, to też było różnie. Pierwszy czynnik techniczny - adresy i telefony nieaktualne. Drugi czynnik - nie ma czasu na pierdoły w zborze.
Cholery można było dostać, gdy się prosiło sekretarza o listę osób wykluczonych, a on nie wiedział jak ma sporządzić taką listę!
Miejscowi wykluczeni (czyli tacy 'nasi, swojscy') są na ogół dobrze znani wśród lokalnej społeczności. Ich się omija. A jak ktoś nieuświadomiony, to współgłosiciel zaintonuje: "to wykluczony!". I wtedy odruch jak u psów Pawłowa.