Hej.
Jestem osobom raczej konkretną, ambitną czasem głupio upartą. Staram się być szczery i często "wale między oczy" ludziom to co myślę choć i w życiu wiele razy kłamstwem nie gardziłem.
Byłem związany z tą religią od małego dzięki mojej matce która zaczęła studiować że ŚJ gdy miałem może ze 4 lata.
Wychowałem się bez ojca, z mamą siostra, babcia i dziadkiem.
Lata wczesno szkolne i szkolne to nic szczególnego po za tym że z racji wyznania swoje przeżyłem od rówieśników.
W wieku 15/16lat zostałem głosicielem pomimo że miałem już problem z paleniem, ale przy omawianiu pytań czy jak to nazywają, sprawę przrzemilczałem. Zacząłem naukę w liceum, lubiłem towarzystwo a towarzystwo mnie, palilem papierosy, chodziłem na randki, imprezy jeśli tylko miałem taką możliwość a w między czasie żyłem jako "prawdziwy chrześcijanin" chodząc na zebrania, do służby, na zgromadzenia, Pamiątki itp.
Często odzywało się moje sumienie któremu wybijalem zęby ilekroć dawało o sobie znać, żyłem podwójnym życiem ale cały czas walcząc O"wyższy stopień wtajemniczenia" i tak w wieku lat 17 zostalem ochrzczony że spora ilością "grzechów" niewyznanych(picie palenie wulgaryzmy).
Żeby żyć i się nie zadreczac nie czytałem ani publikacji ani Biblii, na zebraniach gdy temat pasował do mnie i czułem że rady odnoszą się do mnie, mój mózg zwyczajnie wyłączał myślenie(zastępując je obrazami koleżanek, znajomych i sympatii
.), nie modlilem się do Boga. A sam nie wiem po co wtedy to robiłem. Chyba z uwagi na matkę.
Ogólnie duchowy trup.
Po chrzcie poznałem jedna siostrę, motywacja była dodatkowa żeby być w org ale nie żeby coś robić. Spotykaliśmy się. Z czasem sytuacja się skomplikowała dość mocno: mnie spodobał się charakter siostry mojej lubej, zaraz potem obie zostały wykluczone.
Z poczty pantoflowej wiedziałem że mój nowy obiekt westchnień(młodsza z sióstr) chodzi na zebrania więc czekałem(była w innym zborze) aż wróci sam nie mając cywilnej odwagi się przyznać przez apodyktyczna matkę.
Czekając na powrót lubej
lista grzechów i to tych pod komitet się powiększyła o nowe, byłem młody, więc szalalem. Nie planowałem układać sobie życia z nikim ani z sióstr bo było epizodów sporo ani z tak zwanymi "moabitkami że świata".
Cały czas czekając na moją K. w jakiś cudowny sposób zacząłem się u ubiegać o przywilej sługi i co?
Zostałem zamianowany! CUD! Byłem chyba z ostatniej partii mianoiwanych przez BO bo potem to już No choć roku już sam nie pamiętam w którym to było.
Nastąpił pierwszy objaw że coś z tą święta organizacja jest nie tak skoro taki grzesznik został zamianowany. Ale to nie było przetarcie oczu.
Wracając do życiorysu byłego świadka moja K. wróciła do zboru, zaczęły się spotkania, spacery, służba razem. Myślałem naiwny że to moja miłość, młody byłem, głupi
O mało co już bym biegł po pierścień mocy narzeczenstwa
z rozdartym na pół łbem że wcale takiego życia nie chce bo to wbrew mnie a tu pyk: zostałem kopniety w d*&e przez moją K. Zostawiła mnie dla syna starszego z jej zboru, pioniera (sama też została będąc jeszcze ze mną, ja odmowilem z racji mojego podejścia do pracy którego nauczył mnie dziadek).
Bylem przybity. .Wyklady szły jak po gruzie, służba tragedia. Zdałem sobie sprawę że moje wszystkie przywileje pełnię tylko dla podbicia samooceny i dla checi bycia widocznym.
Odreagowywalem na motorze. Do czasu. 180km/h na zegarze, hamowanie, 8 kości w lewym nadgarstku zlamanych jechałem kuprem, pustakiem w kasku i wszystkim po rowie podobno 100 czy 150 metrów i nie straciłem nawet przytomności. Czemu o tym wspominam?
nie chodziłem na żadne zebranie i do służby i przez dwa miesiące od wypadku i z automatu straciłem przywileje. Ufff. Pierwszy stopień odwtajemniczenia.
Byłem w org ciągle bo pracowalem w firmie brata, pracując z 3 starszymi z mojego zboru, a w cała firma jest oparta wręcz o tania siłę roboczą ŚJ bez kwalifikacji.
Po wypadku wsparcia udzieliła mi najbardziej koleżanka ze szkoły podstawowej która mieszkała 4km ode mnie(mieszkałem już tylko z matką bo dziadkowie zmarli a siostra za mąż poszła) która miała męża i dziecko. Bracia nawet słowa.
Moja demoniczna osobowość nie widziała żadnego problemu żeby dobić rozpadłe już prawie małżeństwo i miałem powiedzmy szczerze romans z kobietą, mężatką która dziś jest moja narzeczoną, największym wsparciem, miłością i największym utrapieniem mojej matki:synowa katoliczka o zgrozo!
Nowy związek, życie po za zborem, ciągłe palenie o którym matka wiedziała niemal cały czas doprowadziły ja w końcu do nakablowania do braci starszych. Samo pytanie o grzechy dwaj starsi zadali mi w pracy i stekali jak to z siebie wydusic że chodzi o niemoralnosc. Spotkaliśmy się jak ludzie po zebraniu w niedziele, powiedziałem im co chcieli wiedzieć i za tydzień już miałem komitet. Sam komitet to rzecz najmilsza: wielkie oczy mojego kierownika (jeden z członków komitetu) po usłyszenia prawdy o mnie bo traktował mnie jak syna. Ten bidok strasznie chciał żebym te skruche wtedy okazał. Tak prosił, tak pytał czy wiem co tracę. Ale ruscy są nie ugięci. Z uśmiechem i błogim spokojem odpowiedziałem że wolę żeby Bóg mnie potępił ale chce przeżyć to życie po swojemu. I tak o to 14 10 2018 zostałem Wykluczony bo najmilszym pierwszym i ostatnim komitecie.
To tyle co do życiorysu. Sorry ze tak długo.
Co do moich przemyśleń: opiszę je kiedyś jeszcze ale krótko:
Czuje się jak Maks w seksmisji po wyjściu z podziemia! Trzeba było tylko głośno powiedzieć hasło: Ku*&a M@ć! A potem cieszyć się że bocius leci! Ze żyje i że ja też mogę!
Nie będąc świadkiem!