Ale mnie zaskoczyło
Uwaga: W tym wątku nie pisano od 120 dni.
Jeżeli nie masz pewności, że chcesz tu odpowiedzieć, rozważ rozpoczęcie nowego wątku. To już tyle czasu? Przepraszam Was.
CD. więc tak, pojechałem na KU. To było tak.
Pod koniec lat 90.tych XX wieku, gdy jako młody brat uciekłeś przed WKU, byłeś na każdym kroku atakowany, tłumaczeniem, że skoro ne jesteś w wojsku ani 2 lata w więzieniu (pamiętam ten czas gdy siedzieli w więzieniu za odmowę służby wojskowej) to musisz oddać te lata Jehowie. No i trzaskało się w służbie 90h miesięcznie. Ale to jeszcze za mało - pamiętam była wówczas u nas moda na KU. Dopiero co odbyła się pierwsza klasa KU. Ach co to za szkoła. Same ochy i achy. Brat ze zboru skończył bodaj 4-tą klasę i wyjechał do Petersburga. Ach co to był za wzór. Jak przyjeżdżał do zboru to był jak "bóg". To jest misjonarz. Później inny znajomy skończył kolejną chyba X klasę. A ja? Ja nie? I tak to szło... Nowy Nadzorca Obwodu, taki co to wiecznie szukał swojej 18.tki. Skoro nie mógł znaleźć to on jedzie na KU, ale tylko ze mną. No i tak w ciągu 3miesięcy dostałem powołanie.
Miałem mieszane uczucia, z jednej strony chciałem, a z drugiej zakochany. I dylemat co po KU? Na szczęście można już było wracać do zboru i nie trzeba było wyjeżdżać za granicę. Choć może jednak wyjechać choć na rok? Była taka myśl w trakcie KU.
Ale jednak uczucie wygrało. Nie zapomnę jak na przepustce z KU w rodzinnym mieście spotkałem się z dziewczyną i ... stało się ... zaręczyliśmy się. A później cała noc powrotna na szkolenie w Warszawie. Ciężkie były te pierwsze lekcje po nieprzespanej w pociągu nocy. Opłacało się ;-)
Pamiętam jak w niedziele po zebraniu ciotki szukające żon dla swoich córek starały się nas z KU jakoś zainteresować i zaprosić do siebie na obiad. To było aż takie nachalne. Co ciekawe, nigdzie nie byłem, bo jeździłem do swojej dziewczyny. Czasami nawet wymiksowałem się z zebrania niedzielnego, bo przecież po co po tylu godzinach studiów. Dziewczyna czekała.
A później to egzaminy, dyplomy i powrót do zboru. Taka duma rodziny i zboru...
Nie wszystkim starszym ze zboru jednak się to podobało, że pojechałem i wróciłem po KU. Bo przecież ich synowie to jeszcze nie pojechali. Ciekawie zaczęło się później