Pamiętam jedną z takich dla mnie głupich sytuacji. Byłam swego czasu farbowaną blondyną miałam może z 23 lata.Z resztą farbowała mi te włosy moja siostra i na końcu robiło się tzw. płukankę o odcieniu lekki fiolet dla uzyskania platynowego efektu. Pech chciał, że przesadziłam z ilością i wyszły mi bardziej fioletowe, ale spieszyłam się na zebranie więc nie miałam czasu jeszcze raz ich myć.
Przed zebraniem zaczepił mnie brat straszny i powiedział;
Agnieszka,wyglądasz jakby atrament tobie się wylał na głowę.
Dodał uważam, że jest to bardzo nie stosowne mieć taki kolor jako młoda chrześcijanka. Ja się pytam a starsze siostry mogą. Oczywiście że nie.
Ciekawe bracie W. a mówiłeś to też siostrze F. ma taki kolor od lat.
Po za tym bracie W. dla mnie ważne jest co mam w głowie, a nie co na niej. I wkurzona zajęłam miejsce.
Dzisiaj zastanawiam się nad tym dlaczego nie poszłam sobie do domu?
(na marginesie starsza siostra może miała wówczas z 70 lat, ta to miała dopiero fiolet )
Dla mnie jego uwaga w moim kierunku wydała się złośliwa,kąśliwa,absurdalna , niż w trosce o mnie czy obecnych.
Na sali kompletnie nikt na mnie nie zwracał uwagę.
Dziwne, że nie czepiał się, że w szpilkach chodzę.
Podobnie miała moja żona.
Byliśmy niedługo po ślubie (ok 2-3 lata), choć już nie najmłodsi (oboje po 30-tce).
Zona wcześniej stale malowała włosy na "bląd", wręcz na białe. Nagle postanowiła przemalować na "rude". Ale nie jakieś jaskrawo-czerwone, raczej wpadające w kasztan.
Ponieważ byliśmy wtedy nie w samodzielnym zborze, a grupą na oddaleniu zboru z sąsiedniego miasta - gdy przy jakiejś okazji byliśmy na zebraniu na sali w "macierzystym" zborze - przewodniczący zboru zaczepił moją żonę z mocnymi uwagami, pretensjami i nakazami by zmieniła kolor włosów. Niestety, nie widziałem całej tej sytuacji.
Gdy tylko zaraz po wyjściu z sali, zobaczyłem że żona ma łzy w oczach, wyciągnąłem (choć z oporami) dlaczego, wróciłem wściekły na salę, i zaraz dopadłem tego starszego.
Krótko ale dość oschle go poinformowałem, że nie życzę sobie, by podważał moje "zwierzchnictwo" w rodzinie, i nagabywał moją żonę bez mojej obecności. Jeśli coś ma do jej wyglądu który ja zaakceptowałem - ma się zwracać do mnie, mi się jej kolor włosów podoba, wyzywający nie jest, a w ogóle to może niech zacznie od swojej żony, która miała kolor nie rudy, a wręcz "wściekle czerwony", a nie czepia się mojej bez powodu.
Od tamtej pory starsi zaczęli mnie unikać, i straciłem kilka "zadań" w zborze, co akurat mi na złe nie wyszło.