Jeżeli w domu pojawia się przemoc w jakiejkolwiek postaci, to już jest źle, a nawet bardzo źle.
Akty przemocy z aktu na akt, są coraz silniejsze i coraz częstsze.
Jeśli nikt nie przerwie tej amplitudy faz przemocy, jest ich trzy:
* miesiąc tzw., "miodowy" serwowany przez kata, by zmylić ofiarę, że będzie zmiana na lepsze ...
* narastanie napięcia, które w swoim apogeum doprowadza do wyładowania, czyli prędzej czy później, trzeciej fazy ...
* aktu przemocy ...
Dochodzi w rodzinach do tragedii.
Ponieważ w tej sekcie jest ogromny nacisk na to, żeby wszystko ukrywać dla dobrego imienia,
niewiele kobiet decyduje się na radykalne kroki i włączenie w to organów ścigania.
KOBIETKI, PAMIĘTAJCIE.
Pobicie żony przez męża, jest takim samym przestępstwem, jak pobicie obcej osoby w jakimkolwiek miejscu. Tu musi wkroczyć policja, prokuratura, lekarz, który wystawi obdukcję, lekarz psychiatra, który oceni wasz stan psychiczny.
W przypadku znęcania się psychicznego.
Same musicie tylko wykazać się odwagą i zacząć bronić swej godności.
NIE JESTEŚCIE NICZYM GORSZYM OD MĘŻCZYZNY, KTÓRY PRÓBUJE NAD WAMI ZAPANOWAĆ.
Przemoc psychiczną też jest bardzo łatwo udowodnić.
O ekonomicznej i seksualnej nie wspomnę.
TO, CO RADZI STRAŻNICA, ŻEBY NAWET W ZAGROŻENIU ŻYCIA TRWAĆ W TAKIM TOKSYCZNYM ZWIĄZKU JEST CHORE !!!
Ale ona robi to w swoim interesie, żeby pokazywać się jako religia doskonała wręcz.
Żadna przemoc w małżeństwie, nie zasługuje na tolerancję i przyzwolenie, a niestety ich rady do tego się sprowadzają.
I bardzo często bywa jeszcze tak, że na wizytach pasterskich, to się wzbudza poczucie winy w kobiecie, żonie.
Że w czymś tam zawiodła, "nie posoliła zupy, jak trzeba", mówiąc skrótowo.
Nie dajcie się nabierać na takie manipulacyjne gierki.
Mówię to również z własnego doświadczenia, wiem jakich chwytów starszaki się chwytali.
I to było przykre, że zamiast szukać rozwiązania problemu i wziąć się za kata rodziny,
to szukali przysłowiowego "rąbka" u spódnicy, źle przeze mnie przyszytego.
Pomijam już całkowicie fakt, że starszyzna, to kumplostwo mojego męża, która nawet przymknęła oko na pijacką noc spędzoną u pewnej kobiety.
Dzięki swoim zdecydowanym działaniom, na dziś jestem uwolnioną kobietą od przemocy serwowanej przez męża.
No oczywiście, w oczach "strażnicy" to jestem ta gorsza, bo nie zdecydowałam się na codzienny ból i cierpienie w toksycznym małżeństwie.
I gdybym tam jeszcze tkwiła, to pewnie żyłabym w wielkim poczuciu winy.
A tak, mam prawdziwą wolność również psychiczną, że skutecznie stanęłam w obronie tego, by prowadzić godne życie.
BEZ PRZEMOCY W ŚRODKU MAŁŻEŃSTWA I RODZINY.
I to jest cudowne uczcie, że zrobiłam, co należało zrobić.
Pozdrawiam wszystkie udręczone kobiety i życzę odwagi i determinacji.