Ciąg sie kleju
Byłem trochę nieobecny,bo zalała mi się klawiatura.
Ale już wracam.I na czym to stanęliśmy,aha,na bajeczce,obiecałem więc opowiem.
A więc to będzie trochę więcej niż zwykła bajka,bo życiowe zdarzenie oplecione w "bajkę".I niech ktoś nie myśli,że to będzie kolejne romansidło,ale raczej wszystkiego po trochu.Może komuś to da do myślenia.A jak kogoś ona uśpi,do miłych snów.
Była więc Małgosia,młodá dziewczyná i piękná w dodatku,jak wiele zresztą dziewczát na świecie.Pochodziła z katolickiej rodziny,matka moherka,biegajãca co rusz do Kościoła,w domu Radio Maryja,a i ksiádz czasami bywał u nich w domu,to na kawie,to na ciasteczku.Małgosi też zaszczepiono wiarę,czy była ona głęboka,tego nie wiem,wierzyła bo wierzyła i już,w tym wieku kiedy młodość ma swoje prawa to się za bardzo nie zastanawia,a zresztá obracała się praktycznie w środowisku w większości katolickim,choć spotykała w swoim życiu jakiś tam dziwnych z innych wiar,ale jak to młoda osoba,po prostu żyła życiem i cieszyła się nim.Miała kilku chłopaków,ale jakoś nie bardzo jej się podobali,bo nie chciała mieć tam pierwszego lepszego,ale żeby czymś się wyróżniał,był orginalny,taki inny niepowszedni i oczywiście koniecznie przystojny.Dla matki marzył się zięć katolik,dobry i uczynny,a jeśli miałaby zostać stará panná to chętnie widziałaby swojá córkę w zakonie,bo przecież Bogu przeznacza się to co ma najlepsze i najpiękniejsze.Małgosia spojrzenie to uznawała za co najmniej mało nowoczesne.I tak życie płynęło swoim spokojnym rytmem.Aż pewnego dnia
Cdn.