Myślę sobie, że mechanizmy przebiegłych Żydo-Amerykanów przeplatały człowiekowi mózg na obu płaszczyznach - a to dla większej skuteczności.
Ci niekumający doktryn pociągani prostotą, nią się zadowalali, ale słysząc doktryny wiedzieli, że gdy wytężą mózgi to mają pewność, że ktoś się nad tym głowi.
Są jeszcze tacy jak ja - z dziedzictwem 'prawdy' byli wychowywani i nie rozważali tego, dlaczego opłaca się być śj - czy bardziej dla doktryn czy dla prostego życia. Potem człowiek obrywa plombę od rzeczywistości. I jak u wielu, potem tam się już nie wraca, bo nie ma po co. U mnie tak jest - doktryny się wypaliły i stały nieważne, a nawet szkodliwe, a prostota życia to już dla mnie za mało - mam i wreszcie widzę poczucie sprawczości pracy własnych rąk i umysłu w swoim życiu i już nie dam sprytnym Amerykanom wmówić sobie, że czarne jest białe.