Znam dwa przypadki z mojego byłego zboru, gdy doszło do rozwodu "biblijnego" bez wykluczenia kogokolwiek.
Jest bardzo prosta metoda: jedna osoba z nieudanego małżeństwa (w obu znanych mi przypadkach była to żona) "dopuszcza" się zdrady, sama zgłasza się do starszych, "zaprzestaje", "żałuje", okazuje skruchę, zostaje jedynie"napomniana i ograniczona".
Współmałżonek "zdradzony" nie wybacza - i mamy rozwód "biblijny" bez wykluczenia.
W obu znanych mi przypadkach było to tak grubymi nićmi szyte, że szok, ale przeszło, bo było korzystne dla wszystkich.
Za to w innym znanym mi przypadku, gdy maltretowana żona rozwiodła się z pijakiem nie pomagającym nawet w utrzymaniu dzieci, zaciągającym gdzie się tylko udało kredyty, który i tak wyprowadził się do mamusi - starsi napomnieli kobietę, że rozwód jest nie ważny, jednocześnie stwierdzili że "on nadal jest 'głową' twoją i rodziny, i musisz mu być posłuszna".