1. Czy pokładasz ufność w ekonomicznych decyzjach Niewolnika, nie polegając zarazem na własnym, błędnym zrozumieniu?
I. Współczesność, sala królestwa.
(Na scenie widzimy brata Grzegorza, przechadzającego się po zebraniu po opustoszałej sali królestwa, monologując pod nosem, podczas gdy w ostatnim rzędzie siedzi sędziwy brat Rajmund)
Grzegorz: Ach, ile to już lat minęło odkąd pomagałem budować tę salę dla naszego zboru? Będzie ze dwadzieścia. Ile wspomnień. Niebywałe jak się człowiek potrafi przywiązać do miejsca. I pomyśleć, że niedługo będziemy musieli je opuścić i połączyć się z pobliskim zborem, bo sala będzie sprzedana kościołowi baptystów. Nie potrafię się z tym pogodzić...
Rajmund: A pomyśleć z iloma rozstrzygnięciami Niewolnika ja nie potrafiłem się pogodzić gdy byłem młodszy!
Grzegorz: Brat Rajmund? Och, zupełnie nie zauważyłem, że tu jesteś. Wybacz, tak tylko sobie mruczę pod nosem, nie zwracaj na mnie uwagi.
Rajmund: Już zwróciłem uwagę. I sądzę, że rozumiem twoją postawę, samemu zdarzało mi się przejawiać ją nieraz w przeszłości. Usiądź tutaj przy mnie, porozmawiajmy chwilę.
( Brat Grzegorz siada obok brata Rajmunda)
Rajmund: Twoja postawa nie jest wcale tak niezrozumiała ani rzadka, jak mogłoby się wydawać. Chrześcijanie już w pierwszym wieku potrafili mieć wiele wątpliwości względem decyzji Niewolnika. Wybuchały na tym tle mniejsze i większe spory. Przywiązanie do miejsc, osób, doktryn czasem potrafi być dobrą cechą i świadczyć o gorliwości, oddaniu i miłości chrześcijańskiej; innym zaś razem potrafi zaślepić, sprowadzić na manowce i wzniecić swary między braćmi. Stąd też brały się napominające listy apostolskie do zborów. Ostatecznie rzecz w tym, by potrafić należycie ocenić własne pobudki i nie polegać przesadnie na własnym zrozumieniu, co tak bardzo chciałby rozbudzić w nas Szatan.
Grzegorz: Mówisz bracie Rajmundzie, że chrześcijanie potrafili mieć wątpliwości względem decyzji niewolnika od samego początku?
Rajmund: Tak, pierwsi naśladowcy Chrystusa mierzyli się z bardzo podobnymi rozterkami co twoje...
II. Pierwszy wiek naszej ery, rzymski rynek.
( Na scenę wchodzą opatuleni w totalnie amatorsko wykonane z prześcieradeł togi rzymskie młodzi mężczyźni, Markus i Klaudiusz. Stopy w sandałach. Zaczynają w kółko chodzić po scenie żywo gestykulując; z głośników leci nagrany odgłos gwaru targowego, rozrzuceni po scenie statyści odgrywają role sprzedawców i kupujących)
Markus: Kończąc mój wywód: jesteśmy chrześcijanami, czyli jak już sama nazwa wskazuje, służymy Jehowie Bogu.
Klaudiusz: Tak, masz pełną rację, bracie Markusie.
Markus: Co z tobą, bracie Klaudiuszu, wyglądasz na zasępionego, czyżby nie dawały ci spokoju prześladowania, którym jesteśmy ostatnio poddawani? Nie minął tydzień odkąd gwardziści rzymscy wtrącili do lochu głoszącego przy stojaku ze zwojami brata Tytusa.
Klaudiusz: To też, bracie Markusie. Ale bardziej myślę o zbliżającej się sprzedaży naszej urządzonej w katakumbach sali królestwa. Tyle wysiłku włożyliśmy w jej urządzenie, a teraz Ciało Kierownicze zarządza, że ma być sprzedana na świątynię czcicielom Bachusa, a my mamy się połączyć ze zborem Fenicjan. Nie lubię Fenicjan, a poza tym ich sala jest za daleko, chciałbym zostać tu gdzie jestem.
Markus: Ależ Klaudiuszu, rozumiesz chyba, że na skutek prześladowań spada liczba głosicieli i zbory się kurczą. Decyzja o połączeniu zborów jest właściwa z ekonomicznego punktu widzenia. A poza tym sprzyja integracji pomiędzy zborami. Mnie też smutno, że musimy opuścić nasze katakumby, zżyłem się z nimi, ale pokładam ufność w rozstrzygnięciach Niewolnika i tobie polecam to samo!
Klaudiusz: Tak, rozumiem…
Markus: Spójrz, Klaudiuszu, oto ten sprzedawca o którym ci mówiłem. Sprzedaje wykrwawione i niepoświęcone bożkom mięso godne chrześcijan. A co za smak, mówię ci, musicie koniecznie z Euniką spróbować!
III. Dom Klaudiusza
( Klaudiusz siedzi przy stole. Jego małżonka Eunika krząta się przy palenisku przygotowując przyniesione przez niego mięso).
Klaudiusz: I pomyśleć, że tyle czasu własnymi rękami, nie bacząc na prześladowania budowałem i urządzałem te katakumby, by teraz zostały sprzedane czcicielom Bachusa. A gdzie mamy iść? Do Fenicjan. Rozumiem, że to nasi bracia i należy im się miłość agape, ale wolę żeby zbory zostały oddzielnie, nie przepadam za Fenicjanami. I czy my się w ogóle zmieścimy w tych ich katakumbach? Słyszałem że są dużo mniejsze od naszych.
Eunika: Ej, Klaudiusz, nie szemraj. Mówisz tak dlatego, że zazdrościsz Fenicjanom smykałki do interesów. To bogobojni bracia. Ich katakumby nie są może tak przestronne jak nasze, ale za to bogato zdobione i mają wygodne siedziska.
Klaudiusz: Będę się tam czuł jak żebrak na ich łasce. W naszych katakumbach byliśmy zborem na swoim, własnymi rękami wszystko wznieśliśmy i remontowaliśmy, za własne pieniądze utrzymywaliśmy, aż tu nagle przyszedł list…
Eunika: Słuchać już tego powoli nie mogę, zaczyna przez ciebie przemawiać duch buntu i niezależnego myślenia, Klaudiuszu! Uważaj, żeby Szatan cię nie zwiódł i nie skłonił do czegoś złego, bo zawsze się zaczyna od szemrania. Przypomnij sobie jak to wyglądało w starożytnym Izraelu. Najpierw czegoś nie rozumieli, później byli niezadowoleni, następnie się buntowali, aż w końcu Jehowa musiał stanąć w obronie teokratycznego porządku i wymierzyć im karę.
Klaudiusz: Jakie buntowanie? Ja tylko chcę aby nasz zbór był silny i niezależny, jak dotychczas!
Eunika: Byle tylko nie niezależny od Jehowy i Niewolnika. Jedzmy, pieczeń gotowa.
IV. Katakumby rzymskiego zboru Fenicjan.
( Fenicjański chrześcijanin, Ahumm, prezentuje bratu Klaudiuszowi urządzoną w katakumbach salę królestwa tamtejszego zboru
Ahumm: Tutaj mamy krzesła, ręczna robota nazaretańskich cieśli. A tutaj, na ścianach, ręcznie wykonane przez artystów malowidła biblijne i scenki rodzajowe. Tak się cieszymy, że już wkrótce wasz zbór połączy się z naszym, mam nadzieję, że razem zaznamy wielu błogosławieństw.
Klaudiusz: Nie ma co, bogato to wygląda. Nasza sala jest dużo skromniejsza.
Ahumm: To prawda, Jehowa pobłogosławił nam smykałką do robienia interesów, więc zrozumiałym jest, że odpłacamy mu należycie urządzając miejsce wielbienia. Jakby to wyglądało, bogaty zbór, a biedna sala? Wszak sprawy królestwa zawsze na pierwszym miejscu.
Klaudiusz: Niby krzeseł dla wszystkich starczy, ale będzie nieco ciasno.
Ahumm: Przyjemna to ciasnota, gdy wokół ciebie sami bracia.
Klaudiusz: Tak, być może…
V. Rynek rzymski.
( Klaudiusz bijąc się z myślami i monologując krąży po rynku. Wokół statyści odgrywający role sprzedawców i kupujących, brat w kiczowatej todze z prześcieradła stoi przy stojaku ze zwojami, nieco dalej kroczy rzymski legionista, z głośników dobiegają odgłosy targowego gwaru)
Klaudiusz: Dłużej nie mogę tego znieść! Bogactwa Fenicjan, ich zadufania. „Jehowa pobłogosławił nam smykałką do robienia interesów”. A dlaczego mnie nie pobłogosławił?! Jedyne z czego jestem naprawdę dumny, to nasza sala, którą pomagałem zborowi budować. A teraz będzie sprzedana, a ja będę już do końca biedakiem w ciasnych katakumbach Fenicjan! Dlaczego nikt nie bierze pod uwagę moich uczuć, tylko przychodzi list do zboru i wszystko odgórnie postanowione? Jehowo, czy ja naprawdę chcę tak wiele? Gdybym tylko mógł coś zrobić, żeby wszystko zostało po staremu...Wiem! Doniosę Rzymianom gdzie jest sala Fenicjan, oni ją zamkną i wtedy nie dojdzie do sprzedania naszej sali i połączenia zborów!
(Klaudiusz rusza w stronę rzymskiego garnizonu, po drodze mija brata głoszącego przy stojaku, który jest właśnie aresztowany przez rzymskiego legionistę)
Legionista: Czyż nie wiedziałeś Fenicjaninie, że zgodnie z edyktem cezara praktykowanie i głoszenie waszej wiary jest w cesarstwie zakazane?
Stojakowy Fenicjanin: Wiedziałem, lecz stawiam na pierwszym miejscu prawa Jehowy, nie zaś ludzkie rozstrzygnięcia!
Klaudiusz: Och, wybacz mi Jehowo! Patrząc na oddanie tego fenicjańskiego brata doszedłem do opamiętania i oto zdaję sobie sprawę jakże dotąd błądziłem i jakże perfidnie zwiódł mnie Szatan! Nie dość, że poddawałem w wątpliwość decyzje Niewolnika, to nieomalże przyczyniłem się do zdrady jego sług. Moich braci w stosunku do których czułem nieuzasadnioną zazdrość, która z czasem przerodziła się w pogardę. Odtąd nie będę już polegał na własnym zrozumieniu. Z radością dołączę do zboru fenicjańskiego, ale najpierw udam się do więzień, by nieść pociechę naszym pojmanym, niezłomnym braciom!
VI. Współczesność, sala królestwa.
Grzegorz: To naprawdę niesamowita opowieść, bracie Rajmundzie. Uświadomiłeś mi, że moje wątpliwości co do decyzji Ciała Kierowniczego o połączeniu zborów i sprzedania naszej sali zborowi baptystów, mogą doprowadzić mnie do poważnej choroby duchowej, która może oddalić mnie od Jehowy i Organizacji. Prawdziwie niebezpieczna rzecz te niezależne myślenie, rozrasta się niczym tkanka rakowa.
Rajmund: Jest jednak prosty lek, bracie Grzegorzu – ufność, niedopuszczanie do siebie wątpliwości i skupienie się na tym co dobre. Pomyśl tylko ile okazji do duchowego wzrostu da połączenie zborów, ile potencjalnych nowych przyjaźni, terenów do opracowania!
Grzegorz: Masz pełną rację, bracie Rajmundzie!
Koniec