A ja znam osobę, która jeździła do Warszawy na sesję psychoterapeutyczne oraz osobę, która do tej pory cierpi w milczeniu, przez wiele lat (rzeczona pionierka). Żaden starszy nie pomógł, bo nie ma odpowiednich kwalifikacji.
I żaden starszy nie pomoże, chyba, że z wykształcenia jest psychologiem i psychoterapeutą w jednej osobie.
Problem chorób psychicznych w ogóle jest bardzo złożony, a w tej sekcie podwójnie, potrójnie, albo i poczwórnie.
Starsi, bez urazy, z zawodu: mechanicy, stolarze, budowlańcy, itd., są może i dobrzy w swoim fachu, ale nie do rozwiązywania tego,
z czym nawet czasami bardzo zdolni psycholodzy, mają problemy, by je pomóc rozwiązać w zaawansowanej chorobie.
Trudno, by w tym grzebał się ktoś pierwszy lepszy, bez odpowiedniego przygotowania.
Ta sekta nie przygotowuje starszych do rozwiązywania tego rodzaju problemów,
tylko do wykonywania korporacyjnych zadań i wypracowywania wyników.
Tu wizyta pasterska, z kilkoma odczytanymi wersetami, za wiele nie pomoże.
To bardzo smutne, że rzeczywiste życie ludzi w tej religii tak bardzo się nie liczy. I ludzie, uśmiechają się teatralnie, z rozkrojonym sercem na tysiąc kawałków, bo tu trzeba być szczęśliwym,
albo grać przynajmniej kogoś takiego.
Chowając w bólu to, co musiało by być wykrzyczane na dachach domów.
I zapadając na przypadłości psychiczne, ciężkie depresje, które nierzadko prowadzą do schizofrenii różnego rodzaju.
Bo chodzenie do psychologa, nie było dobrze widziane.
A jeśli nawet ktoś chodził, to to skrzętnie ukrywał.