Ja obserwując zagadnienie religijności ludzi i ich przynależności do grup religijnych dochodzę do wniosku, że jest tyle religii ile ludzi. Każdy niejako wybiera indywidualnie zestaw doktryn i praktyk z kanonu religii, w której wydaje mu się, że jest odrzucając te które mu nie pasują lub których nie pojmuje.
Tak robią na Zachodzie, zgodnie z duchem new age i logiką kapitalizmu. Religia jest wówczas tym samym co noszone przez ciebie buty, kolczyki albo samochód którym jeździsz - modą, elementem autokreacji, wzbogaceniem wizerunku. A to nie ma prawa tak działać, bo religia nigdy nie miała się dostosowywać do wiernych, lecz wierni do religii. Tak jak prawo nie ma się dostosowywać do widzimisię jednostkowego obywatela, lecz obywatel do prawa, co zauważyli już starożytni Rzymianie: Dura lex, sed lex.
Religia żywotna, religia o sile kulturotwórczej, wywierająca na wyznawcach poczucie pewności oddziałuje po całości - zgadzasz się z nią nie tylko wtedy, kiedy jest ci na rękę ale akceptujesz również to co idzie pod prąd twoim aktualnym interesom. Stąd pojęcie walki duchowej, walki z grzechem, niedoskonałości - to te momenty gdy religia mówi ci coś innego niż instynkty, a ty tego komunikatu nie olewasz, bo bierzesz ją na poważnie. Nie masz też wtedy rozkmin w stylu: która jest prawdziwa, bo po prostu wiesz. Wierzysz i dlatego bierzesz na poważnie.