Epizod 7. W którym Zachariasz ma do brata Bogumiła ważną sprawę
- Zachariasz, obiad, czekamy! – zawołała matka.
Zachariasz zbiegł po schodach ubrany w czarny, trzyczęściowy, szyty na miarę garnitur, który na jego gorącą prośbę zafundował mu niedawno ojciec. Obok krzesła postawił czarną skórzaną torbę.
- Wybierasz się gdzieś Zachariaszu? – po modlitwie zagadnął ojciec.
- A i owszem – odparł z podekscytowaniem Zachariasz – Jadę do brata Bogumiła, mam do niego sprawę.
- Zachariaszu, więcej pulpetów sobie nałóż – nagabywała matka, kobieta o tuszy tak pokaźnej, że jej samej restrykcyjna dieta dobrze by zrobiła – białko zdrowe, dobrze robi na tkanki. Przytyjesz trochę, będziesz miał więcej energii...
- Aldona! – wszedł jej w słowo mąż – Przecież nie raz już o tym rozmawialiśmy, w mojej rodzinie wszyscy są tacy. Szczupły nie znaczy od razu, że słaby. Zresztą jak podrośnie i dostanie pracę biurową, najlepiej w księgowości, jak ja, to krzepa i tak nie będzie mu do niczego potrzebna.
- Romualdzie, ale to dla jego dobra, żeby się zaokrąglił nieco.
- Ale przecież w ciągu ostatnich miesięcy trochę już przytył, nie zauważyłaś? Dałabyś choć raz zjeść w spokoju! No, powiedz synek, jak się garnitur nosi, pierwsza klasa, nie? – ojciec szturchnął Zachariasza w bok, zgrywając luzaka zawadiakę, ale wyszło mu sztucznie i nieprzekonująco, bo podobnych gestów nigdy nie miał okazji ćwiczyć, od zawsze będąc raczej wyciszonym introwertykiem, którego prawdziwi zawadiacy ignorowali lub prześladowali.
- Wspaniały, tato. Najlepszy prezent bez okazji, jaki dostałem na osiemnaste urodziny, których nie świętowałem.
- No nie? A ci powiem, że jak mnie poprosiłeś o pieniądze, to w pierwszej chwili miałem wątpliwości, bo to jednak wydatek. Po co taki z pracowni krawieckiej, jak na wieszakach gotowe wiszą za pół ceny i nikt różnicy nie zauważy. Ale teraz patrzę na ciebie i różnicę zauważam, faktycznie dopasowany. I po czasie myślę, że miałeś rację: teraz jesteś dorosły, to w zborze reprezentujesz rodzinę na równi ze mną czy matką, a to zobowiązuje. Inni by poprosili o rower albo o komputer, a ty o garnitur. Oprócz chrztu i lektorowania na zebraniu to kolejna prawdziwie dojrzała decyzja w twoim życiu, jesteśmy z matką dumni, prawda?
Zachariasz zerknął na zegarek.
- Autobus, muszę lecieć – porwał torbę i ruszył na przystanek.
- Ależ ten chłopak ma ostatnio energię! – zachwyciła się Aldona – cały czas gdzieś biega, wciąż w ruchu, wciąż poza domem. A pamiętasz jak jeszcze kilka miesięcy temu był tak straszliwie przygaszony, że ledwo nogami powłóczył, ze spuszczoną głową, wpatrując się we własne buty, a głos miał słaby taki, jakby na łożu śmierci leżał?
- Ta przemiana ma coś wspólnego z bratem Bogumiłem – stwierdził Romuald - Pamiętasz tę niedzielę ze cztery miesiące temu, jak nasz chłopak przed zebraniem mówił, że ma problem duchowy i musi poprosić starszego o pomoc? Brat Bogumił zabrał go wtedy do drugiej klasy i udzielił porady życiowej, po której Zachariasz podobno ujrzał naturę świata, siebie samego, a także swoje życiowe cele w zupełnie nowym świetle, cokolwiek to znaczy. Więcej wyjawić ani wyjaśnić mi nie chciał i chyba muszę zaakceptować, że mają z bratem Bogumiłem swoje sekrety. Nie wiem, może się chłopak o następne przywileje stara? Powiem ci jeszcze w zaufaniu, choć może to i niechrześcijańska postawa, ale zazdrosny jestem o brata Bogumiła. Jako głowa rodziny to ja powinienem wiedzieć wszystko o moim synu, udzielać Zachariaszowi porad, wskazywać mu kierunek, stanowić wzorzec męskości w który będzie się z uwielbieniem wpatrywał!
- Sosu chrzanowego sobie więcej nałóż, chrzan zdrowy, poprawia funkcjonowanie układu odpornościowego, będziesz miał mniej infekcji.
- Już nakładam, Aldona, już nakładam…
Brat Bogumił oddawał się lekturze Paście Trzodę Bożą gdy zadzwonił dzwonek. Pospiesznie ukrył podręcznik zborowy o najwyższej klauzuli tajności, po czym ruszył otworzyć. W drzwiach stał Zachariasz Pień w dopasowanym czarnym garniturze. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni czarną skórzaną torbę.
- Witaj, bracie Bogumile. Umawialiśmy się na szesnastą i jak sam możesz stwierdzić, jestem punktualnie.
- Powiem ci Zachariaszu, zaskoczyłeś mnie, taki tajemniczy byłeś przez telefon – stwierdził Bogumił wpuszczając gościa do mieszkania - Usiądź, porozmawiajmy, bo ciekaw jestem co cię sprowadza.
- Komputer, bracie Bogumile. Wpierw muszę mieć dostęp do komputera i wtedy porozmawiamy.
Zaskoczony Bogumił poprowadził Zachariasza do salonu, gdzie na biurko stał wysłużony, przynajmniej piętnastoletni PC.
- Ale jak coś specjalnego potrzebujesz, to sam się obsłuż, bo ja potrafię na nim tyle, żeby sobie biblioteczkę towarzystwa włączyć, na JW.ORG wejść albo emajla raz na jakiś czas napisać, nic więcej.
- Chwilka – Zachariasz uruchomił komputer – siądź tu blisko bracie Bogumile i zrób miejsce na biurku, bo sprawa jest poważna.
Bogumił ocenił wzrokiem zalegające na biurku szpargały, następnie wraz z uschniętą paprotką zgarnął je bezceremonialnie do kosza na śmieci. Odkąd owdowiał miał wyraźne problemy z utrzymaniem porządku w mieszkaniu, ale dla kogo miałby się starać, skoro na co dzień i tak jest sam?
Zachariasz tymczasem otworzył torbę i wydobył z nią tekturową, zapinaną na gumkę aktówkę, którą położył na zwolnionym przez szpargały miejscu.
- Co to takiego?
- Za chwilę – Zachariasz otworzył napęd CD i włożył do środka wydobytą z wewnętrznej kieszeni marynarki płytę. Umieścił nośnik w napędzie. Uruchomił odtwarzanie. Na ekranie pojawił się domyślny program do odtwarzania plików wideo. Nagranie ruszyło.
- Patrz, bracie Bogumile. Zrobiłem kompilację całego dochodzenia, tu jest wszystko!
Na ekranie pojawiła się siedząca w parku na trawie grupka młodzieży, pośród której można było dostrzec...Brajana Ogiera. Popularnego młodego brata, syna nawróconego recydywisty, którego to recydywistę niegdyś do Prawdy przyprowadził brat Bogumił. Brajan znany był w zborze ze swojego energetycznego usposobienia, otaczania się śmietanką zborowych młodziaków-luzaków, a także z pasji jaką żywił do ryzykownej jazdy ścigaczem, czym również budził u niektórych podziw.
- Zaraz, czy mnie się zdaje, czy ci ludzie wkoło niego to światusy? - zaniepokoił się Bogumił.
- Jeszcze jacy, bracie Bogumile! Spójrz tylko na koszulki i bluzy, co mają nawpisywane i nadrukowane: 666, imiona demonów, wizerunki demonów, nazwy i symbole zespołów metalowych i death metalowych. Takie to towarzystwo. Ale to dopiero początek, przewińmy o trzydzieści pięć sekund…
I oniemiały brat Bogumił ujrzał, jak Brajan przyjmuje i zapala papierosa, którym go poczęstowano.
- Skąd ty w ogóle masz te nagrania, Zachariaszu?
- Okulary szpiegowskie, w sklepie detektywistycznym kupiłem – stwierdził z dumą - Tu na oprawkach są takie mikro kamerki, obraz się zgrywa na kartę, z karty na komputer, a dalej to już można dowolnie obrabiać i na dowolne nośniki nagrywać. Kupiłem, a potem to już z pomocą Jehowy: szedłem tam, gdzie podejrzewałem, że może czaić się grzech wymagający interwencji starszych, zduszenia w zarodku nim wyda plugawe owoce.
- Zuch! - wyrwało się bratu Bogumiłowi, choć natychmiast uzmysłowił sobie, że sytuacja jest poważna i nie może sobie pozwolić na podobną poufałość, gdy w grę wchodzą poważne naruszenia prawa bożego, a być może i komitet sądowniczy. Musi zachować oficjalną pozę.
- Czy oprócz tego materiału masz coś jeszcze, Zachariaszu?
- Zachariasz uśmiechnął się złowrogo, a Bogumił zdał sobie sprawę, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy Zachariasz zmienił się w widoczny sposób. Chodził wyprostowany, sprężystym krokiem. Nie unikał kontaktu wzrokowego. Jego głos nabrał pewności siebie, a ciało masy. Nawet ostrzygł się modnie i ubrał stylowo. Ale jak, kiedy, dlaczego? Co takiego go obecnie napędzało?
- Bracie Bogumile, przed nami prawdziwa bomba!
Zachariasz przewinął video. Blok, a na jego tle siedzący na ławce Brajan i Sara Dajska, cieszący się słoneczną pogodą i popijający piwo z butelek. Sara ostatnimi czasy bardzo zbliżyła się do Brajana, co i rusz można ich było dostrzec jadących razem na ścigaczu, nawet w służbę. W pewnym momencie nagrania dłoń Brajana powoli, stopniowo, jakby od niechcenia poczęła się zbliżać ku dekoltowi Sary, aż wreszcie...wylądowała pod bluzką!
Bogumił otworzył z wrażenia usta tak szeroko, że aż siedzący obok Zachariasz poczuł smród jego nieświeżego oddechu.
- Ale to jeszcze nie wszystko bracie Bogumile. Bowiem najlepsza część tej kompilacji grzechu dopiero przed nami! Ostatnia część, nakręcona przedwczoraj!
Zachariasz przewinął video. Zapłakana Sara przed blokiem kłóci się z Brajanem, w pewnym momencie poirytowany Brajan wsiada na ścigacza i odjeżdża. Sara wrzuca do kosza na odpadki trzymaną w ręce foliową torbę i krokiem osoby pokonanej przez życie wraca do bloku. W tym momencie kamera poczyna się ruszać. Zachariasz z nagrania dopada kosza na śmieci, otwiera, wyciąga torebkę foliową, przegląda zawartość. W środku oprócz opakowań po kosmetykach jest…zużyty test ciążowy. Zachariasz wydobywa go na światło dzienne niczym świętego graala, kamera rejestruje wynik: jest pozytywny. Wideo zatrzymuje się.
Zachariasz wyciągnął z kieszeni marynarki test ciążowy i położył go na blacie biurka, obok aktówki.
- Teraz możesz zerknąć, bracie Bogumile.
Bogumił otworzył aktówkę. Wewnątrz były wydrukowane ujęcia z nagrania, które przed chwilą zademonstrował mu Zachariasz. Brajan palący papierosa, Brajan z ręką pod bluzką Sary, Sara wyrzucająca torebkę foliową, Zachariasz wydobywający z torebki test ciążowy.
Zapadła cisza na jakieś pół minuty.
- Zdajesz sobie sprawę – przerwał ją Bogumił – że to musi zostać między nami? To bardzo poważne zarzuty, bardzo poważne dowody i będę się tym musiał zająć szybko i z pełną stanowczością, ciebie natomiast poprosić o absolutną dyskrecję. Chciałbym też abyś wiedział, że Jehowa jest w tej chwili z ciebie bardzo dumny. Że ja jestem z ciebie bardzo dumny.
- Ależ oczywiście, bracie Bogumile, możesz liczyć na moją pełną dyskrecję, wszystkie materiały są rzecz jasna do twojej dyspozycji. Chodzi mi tylko o czystość zboru i bożą sprawiedliwość. Jako świadek jehowy stawiający sprawy królestwa na pierwszym miejscu i ubiegający się o kolejne przywileje, po prostu nie mogłem stłumić przeczucia, że ta para zbliżając się ku sobie zarazem stopniowo oddala się od Jehowy. I jak widać, miałem rację. Nie mogę sobie tylko wybaczyć, że zareagowałem tak późno, być może części tego zła udałoby się uniknąć.
Wpatrujący się w oczy Zachariasza Bogumił wreszcie pojął czym była owa skrywana siła, która napędzała go przez ostatnie miesiące i doprowadziła do przemiany. To była nienawiść.
- I proszę, bracie Bogumile, niech mój udział w całej sprawie zostanie tylko między nami, dobrze?
Bogumił skinął głową.
Zachariasz półleżał na wersalce zajadając się winogronami, które podrzucał w powietrze, a następnie łapał ustami. To był niezwykle udany dzień. Dzisiejsze spotkanie z bratem Bogumiłem uruchomiło tryby nieuchronnego w swym fatalizmie mechanizmu zwanego komitetem sądowniczym. Mechanizmu, który swymi zębatkami nieuchronnie przerabiał upadłych pomiędzy nie grzeszników na miazgę.
„Na początku było słowo”. A on, Zachariasz, był już po słowie, przedstawił niezbite dowody nieprzejednanemu bratu starszemu, który w najbliższej przyszłości poprowadzi komitet bądź komitety Sary i Brajana. Dzisiejszy dzień, cóż to było za preludium do nadciągającej tragicznej opery! Zachariasz z przymkniętymi oczami, w ekstazie przebierał w powietrzu palcami, jakby wygrywając melodię na niewidzialnym pianinie. A później kolejne akty. Wykluczenie, odrzucenie, skrucha, powrót. A wcześniej ślub, ślub i poród. I tak oto stopniowo, nieuchronnie Brajan i Sara staną się zaledwie cieniami młodych, pełnych energii i marzeń ludzi, którymi byli do niedawna. Złączyła ich namiętność, lecz owoce tej namiętności pod postacią oficjalnego związku i rodzicielstwa paradoksalnie z czasem doprowadzą do tejże namiętności śmierci. Codzienność wyssie romantyzm z ich życia. Ona po porodzie zapewne dorobi się rozstępów – oby były jak najrozleglejsze – przytyje i zgorzknieje. On utraci pozycję zborowego luzaka, rzesze głodnych flirtu sióstr, zastępy gotowych do szaleństw braci. Jego brzemieniem stanie się pozycja głowy rodziny, codzienna fizyczna harówka na etacie, nieustanny niepokój o to czy dotrwają finansowo do pierwszego.
Być może nawet z czasem znienawidzą się i w momentach rozgoryczenia jedno będzie oskarżać drugie o obrabowanie z perspektyw i najlepszych lat życia? Kto wie, wszak otchłanie potencjalnych pretensji są przepastne i och, jakże satysfakcjonujące!
Po przegubie Zachariasza wspinała się biedronka. Poczekał, aż znajdzie się po wewnętrznej stronie dłoni, po czym stopniowo, powoli zacisnął ją, miażdżąc owada, a następnie strzepując niedbale na dywan.
Zarechotał donośnie i począł cytować parodystycznym, groteskowym, a zarazem złowrogim tonem głosu słowa, które przed kilkoma miesiącami w drugiej klasie wyrzekł do niego brat Bogumił, dając mu przykład tego, jak rzekomo będą się do niego odnosić kobiety, gdy tylko nad sobą popracuje. Słowa, które Zachariasz doskonale zapamiętał:
- „Ach, spójrzcie tylko na Zachariasza, jak stawia Jehowę na pierwszym miejscu. Gorliwy, kulturalny, szarmancki, z szanowanej rodziny. Niech no tylko dojrzeje, podłapie dobrą pracę, a kompletnie zakręci nam w głowach. Mieć takiego męża to będzie chluba!”
Koniec epizodu siódmego