może poznamy lepiej rodzinę brata Bogumiła
Epizod 4. W którym brat Bogumił je obiad z rodziną
Brat Bogumił miał na sobie słomkowy kapelusz, czarne okulary przeciwsłoneczne kupione na targu za pięć złotych – więcej nigdy by nie dał – błękitny podkoszulek, zielone krótkie spodenki, czarne skarpety i założone na nie jasnobrązowe sandały. Na podkoszulce widniało wykonane białą czcionką i drukowanymi literami logo: „JW.ORG”. Ostatnio w internecie znalazł ofertę sprzedawcy odzieży, który na życzenie klienta wykonywał dowolne nadruki. Bogumił od razu wiedział, co chce mieć na swoim t-shirtcie. Po obiedzie u rodziny przejdzie się na molo, a w tym czasie milczące świadectwo podkoszulka wyda się dziesiątkom, setkom przechodniów, przekierowując ich myśli z bezmyślnej konsumpcji ku sprawom duchowym. Taki jest zmyślny!
Zasiadł za kierownicą wysłużonego Poloneza. Do odtwarzacza wsunął kasetę z nagraniem dramatu kongresowego z lat 90tych. Zanim włączył silnik odmówił modlitwę:
„Boże Jehowo, daj mi siłę, abym na tym spotkaniu nie przyniósł ci wstydu, lecz chwałę. Abym skierował mojego syna, synową, a zwłaszcza wnuczkę Weronikę na właściwe tory, ku tobie, Stwórco. Daj mi cierpliwość, abym znosił inspirowane przez Szatana złośliwe docinki Michała i abym nie reagował złem za złe, lecz pokornie nadstawiał drugi policzek. Aby z tego spotkania wynikł jakiś pożytek, niżeli tylko czcza gadanina i waśnie. Proszę cię zwłaszcza o to, abyś poprzez mnie ukierunkował umysł Weroniki ku czczeniu Ciebie, bowiem nie jest ona jeszcze skalana duchem tego świata w stopniu takim, jak jej przeciwni Prawdzie rodzice, a zwłaszcza mój syn. Kończąc proszę cię jeszcze o to, abym odbył tę podróż bezpiecznie i przysporzył ci chwały również poprzez stosowanie się do przepisów kodeksu drogowego, dając świadectwo uległości władzom świeckim we wszystkim co nie narusza twojej woli, Pierwszy Sekretarzu Najświętszej Organizacji. Amen”.
Odpalił silnik, uruchomił kasetę i ruszył w podróż.
Tematem przewodnim nagranego na audiokasecie kongresowego dramatu biblijnego były zagrożenia związane z rozrywką, a konkretniej z zalewem kina amerykańskiego popularyzowanego za pomocą odtwarzaczy vhs. Brat podróżujący Grzegorz goszczony na obiedzie przez braterstwo Malinowskich wdał się w dyskusję o budującej i niebudującej rozrywce z ich nastoletnim synem, Beniaminem. Młodzieniec z wypiekami na twarzy pochwalił się własną kolekcją nabytych na targu kaset i preferencjami gatunkowymi:
- Bracie Grzegorzu, bardzo lubię amerykańskie kino sensacyjne – wyznał prostodusznie chłopak, po czym wymienił zestaw cech, które go w nim szczególnie fascynują: wartka akcja, sceny walk, bohaterowie twardziele, pościgi, wybuchy, strzelaniny.
- Beniaminie - napominał łagodnym, budzącym zaufanie tonem głosu brat podróżujący - czy oglądanie przepełnionych podobnymi treściami filmów nie stanowi twoim zdaniem zagrożenia duchowego i nie zasmuca Jehowy? Czy potrafisz wyobrazić sobie, że podczas seansu takiego filmu razem z tobą w pokoju siedzi jakaś postać biblijna, przykładowo sędzia Jehu, i nie krzywi się widząc podobne sceny przemocy? Że nie kłóci się to z jego wyszkolonym na miernikach Jehowy sumieniem? Czy królowi Salomonowi sumienie pozwoliłoby obejrzeć do końca film w którym byłaby chociaż jedna, choćby najniewinniejsza scena erotyczna?
Chłopak finalnie uznaje swój błąd i wyrzuca do pieca przepełnione niebudującymi treściami kasety video, obiecując od tej pory karmić się wyłącznie tym co podaje Niewolnik oraz ewentualnie filmami przyrodniczymi, ukazującymi wspaniałość dzieła stwórczego, o ile oczywiście nie ma w nich mowy o kłamliwej teorii ewolucji.
Żeby w życiu wszystko udawało się tak gładko jak na dramatach biblijnych – rozmarzył się Bogumił. - Obcych do prawdy przyprowadziłem, a własnego gnoja nie dałem rady. Nawet chrztu skubaniec nie przyjął. Raz pewnie dlatego, że jak sam Prawdę poznawałem, to już nastolatkiem był, a nastolatka ciężko ukierunkować, nie to co od maleńkości. Dwa dlatego, że matka chłopaka też nie była względem Prawdy szczególnie entuzjastyczna: „Bogumił w naszym wieku i z naszą przeszłością taka radykalna zmiana poglądów o sto osiemdziesiąt stopni już nie przystoi, to dobre tylko na kabaret”; powtarzała mu żona. I konsekwentną ateistką będąc umarła, nad czym również ubolewał.
Pogrążony w podobnych rozmyślaniach zaparkował wreszcie przed sopockim domem zamieszkiwanym przez rodzinę syna. Zadzwonił dzwonkiem, trzymając w dłoniach zapakowany w ozdobną folię i przewiązany wstążką prezent dla wnuczki.
Otworzyła synowa Basia, jak zwykle emanująca pozytywną energią.
- Bogumił, miło cię widzieć, wejdź! - Stwierdziła z nieodłącznym uśmiechem - Wszyscy już czekają, zaraz podam do stołu.
Bogumił wszedł do jadalni.
- Dziadek! - Dziewięcioletnia Weronika podbiegła się przywitać.
- Proszę, to dla ciebie – Bogumił podał jej zawiniątko.
Spojrzała na niego pytająco.
- Prezent? Przecież urodziny miałam miesiąc temu.
Na dźwięk słowa urodziny Bogumił skrzywił się, jakby poraził go prąd. Równie dobrze dziewczynka mogłaby mu wyznać, że rodzice zabrali ją na czarną mszę.
- Zapamiętaj: dziadek zawsze daje ci prezent bez okazji – podkreślił.
Weronika odpakowała prezent. Wewnątrz była płyta dvd.
-„Zostań przyjacielem Jehowy” - przeczytała tytuł dziewczynka.
- Słyszałem, że bardzo lubisz bajki, a to wspaniała bajka. Też robiona w komputerze, jak wszystkie teraz. Jest w niej chłopiec Piotruś i dziewczynka Zosia, przeżywają masę przygód, uczą się mądrych rzeczy i mają troskliwych rodziców, którym na nich zależy.
- A czarodzieje i wojownicy też w niej są? – dopytywała Weronika.
- Weronika, podaj mi tę płytę – zażądał Michał, starając się, aby jego głos nie zabrzmiał zbyt kategorycznie. Przez moment studiował okładkę, usiłując zapanować nad rysującym się na twarzy niesmakiem, po czym odłożył płytę na pobliski stolik. - Najpierw obejrzyj te wszystkie zaległe Disneye które ci kupiliśmy – polecił - a później przyjdzie pora na następne filmy.
Zasiedli do posiłku: ryba w panierce, domowe frytki, kilka sosów, surówki.
Nie czekając na pozwolenie syna Bogumił zaczął modlić się na głos, głównie dziękując za szczęśliwą podróż, prosząc o to by spotkanie przyczyniło się do umocnienia więzów rodzinnych, a także by Jehowa wpłynął na serca i umysły tu zgromadzonych, tak by skierowali swój wzrok ku Prawdzie, a nie pustemu świeckiemu życiu i pogoni za złudnymi dobrami materialnymi, które mól i rdza niszczą, i które złodzieje kradną.
Po modlitwie zapadła cisza. Weronika szybko skończyła posiłek i poprosiła o możliwość powrotu na górę, na co ojciec zezwolił. Zostali przy stole w trójkę.
- To co słychać w pracy, jak tam w twojej korporacji, synu? - Zagaił niepewnie Bogumił.
- U mnie w porządku, rozwijamy się. A co słychać w twojej...korporacji, tato? – zrewanżował się chłodno Michał, podkreślając słowo korporacja.
- A nie myślicie, aby wyjechać teraz na wczasy we dwójkę, odpocząć na chwilę od rodzicielstwa? – Zmienił temat Bogumił.- Jakbyście potrzebowali aby ktoś zajął się przez ten czas Weroniką, to ja bardzo chętnie. I nie mówię tu nawet o Sopocie czy Warszawie, mogę ją zabrać do domku w górach, przecież to dla dziecka atrakcja taka sama jak morze. Gdy byłeś smarkaczem jeździliśmy tam całą rodziną i bardzo ci się podobało...
- Nie, tato – uciął Michał - Zagrajmy w otwarte karty: wolę zapłacić za światopoglądowo neutralną opiekunkę niż zostawiać Weronikę z tobą, bo wiem że będziesz usiłował ją indoktrynować. Zabierać na zebrania, opowiadać o Jehowie. Każdy prezent jaki jej dotychczas dałeś był powiązany z Organizacją, która stanowi twoją obsesję. Nawet teraz, podczas rodzinnego obiadu, robisz za jej słup ogłoszeniowy i nie mam złudzeń, że kiedykolwiek będzie inaczej, bo w tym wieku jesteś już niereformowalny, a być może zawsze taki byłeś
- Ja indoktrynuję?! - Oburzył się Bogumił – A kto sprawia, że moje prezenty znikają? Dałem „Mój Zbiór Opowieści Biblijnych” i przy następnym spotkaniu już go nie miała na półce, zniknął. Dałem długopisik JW.ORG jak zaczęła interesować się rysowaniem i przy następnym spotkaniu już go nie było. I tak dalej, mogę mnożyć przykłady, okradasz wnuczkę z moich prezentów, monitorujesz moje rozmowy z nią, to dopiero inwigilacja!
- Ja nie chcę aby czytała twoje książki! W tym "Zbiorze" leje się krew, są widoczne sceny przemocy. To wszystko jest przygnębiające jak jasna cholera i niewłaściwe dla rozwijającego się umysłu dziecka.
- Patrzcie go, jaki wrażliwy! Takie jest życie i te książki dobrze to obrazują, zupełnie jak w Biblii. Myślisz, że pojmanego Jezusa piórkiem po stopach łaskotali?!
- Nie, pojmany Jezus został zmasakrowany przez ówczesny odpowiednik SB, o czym powinieneś coś wiedzieć z własnego doświadczenia!
- To ja może kawy podam i ciasto? – uśmiechnęła się Basia.
- Co ja ci takiego Michał uczyniłem, że jesteś teraz wrogiem moim i Boga? - Lamentował Bogumił - Zawsze sobie żyły wypruwałem, żebyś w życiu miał jak najlepiej, nawet zanim Prawdę poznałem. Nigdy w kolejkach po mięso nie stałeś, codziennie było na stole, tak samo pomarańcze, banany. Co w Pewexie albo Baltonie widziałeś na wystawie i ci się spodobało, zaraz dostawałeś. W szkole wyglądałeś jakbyś z Ameryki przyleciał: dżinsy, sportowe buty, zegarek elektroniczny...
- W szkole mnie nienawidzili! - Wybuchnął Michał. Dobrze wiedzieli co z ciebie za jeden, więc mogłem się trzymać tylko z podobnymi sobie dzieciakami aparatczyków. A przynajmniej do momentu gdy tobie się nie odwidziało i nie postanowiłeś dla odmiany zostać świętym i odciąć się od dotychczasowego środowiska. Boga o wybaczenie za grzechy prosiłeś, ale rodziny nigdy. A ja pamiętam ile razy z bankietów wracałeś pijany, pachnąc intensywnie damskimi perfum, ze śladami szminki na kołnierzu. Matka też widziała, ale milczała. Upokarzałeś ją, upokarzałeś mnie i niewiele się pod tym względem zmieniło. Basiu, oto człowiek, który zawsze żył jak chciał, nie oglądając się na innych, ale zarazem wymagając by inni zawsze żyli jak on tego oczekuje.
- Oścista ta ryba – stwierdził Bogumił – zawsze mnie to rozprasza, jak się nie mogę skupić na jedzeniu, bo muszę ości spomiędzy zębów wyciągać. Macie może wykałaczki?
- Naprawdę nie zamierzasz odpowiedzieć na to co właśnie powiedziałem, zignorujesz ten rzadki moment szczerości między nami, jak gdyby nigdy nic?
Bogumił zamilkł. Obtarł wąsy chusteczką. Michał czekał w nerwowym napięciu z nabitym na widelec kawałkiem filetu.
- Chciałbym przeprosić – zaczął po chwili Bogumił
Michał rozwarł usta z wrażenia, nigdy nie słyszał ojca wypowiadającego podobne słowa.
- Przeprosić, że za sprawą ojcowskiego zaniechania wychowałem cię na rozpuszczonego, bezczelnego, egoistycznego narcyza pielęgnującego latami wyimaginowane urazy. A najgorsza jest w tobie ta złośliwa małostkowość: dziadek dał wnuczce książkę – spalić. Dał długopisik – wyrzucić. I tak dalej. Jak umrę, to nagrobek też wykopiesz i wywieziesz, żeby nie mogła znaleźć mojego grobu? Przepraszam cię z tego miejsca Basiu za postawę mojego syna. Naprawdę chciałbym cofnąć czas i wychować go na lepszego mężczyznę, odpowiedzialną, bogobojną głowę rodziny. Michale, jeśli przez swoją postawę nie będzie cię ze mną w Nowym Świecie, wiedz, że ostatecznie będzie w tym więcej mojej winy niż twojej i tak też przedstawię tę sprawę przed Jehową. Ale w nasze urazy proszę Weroniki nie mieszaj, ona wciąż jest do uratowania przed nadciągającym armagedonem.
Znów zapadła cisza, kawałek fletu spadł z widelca Michała z powrotem na talerz.
- Dobry ten biały sos! – Wypalił Bogumił naraz w dużo weselszym nastroju. - Czosnkowy, prawda? Miałem wątpliwości, ale jak się w nim filet zamoczy, to od razu ta rybka jest zjadliwa i nawet ości wtedy tak bardzo nie przeszkadzają. Spróbujcie sami!
Koniec epizodu czwartego