Ta historia to klasyczny przyklad zyciowego efektu motyla czy moze karmy ktora wraca a moze po prostu niewiele znaczaca anegdota w obliczu tysiecy codziennych zdazen.
Zaczela sie w barze Margharitta w Ostowcu Sw ktorego juz od wielu lat nie ma a szkoda bo serwowali tam najlepsze chickenburgery jakie kiedykolwiek jadlem. Moja siostra wowczas ok 16 letnia byla ich najwieksza fanka i orendowniczka na caly swiat. Kazdy kto ja zna nawet dzisiaj a uwaznie slucha, wychwyci ze nigdy juz nie bylo lepszych choc przemiezyla kawalek swiata.
Byla wowczas nie tylko gimnazjalistka ale tez tzw nieochrzczonym dzieckiem SJ z motylami w glowie i brakiem celu w zyciu zwyczajnie jak u nastolatkow.
Ja jestem jej starszym o 8 lat bratem i sila zeczy wowczas rowniez wzorcem i autorytetem. Ochrzczony, Sluga Pomocniczy, nawet przystojny, starszy super brat z ktorym mozna pogadac, pojsc na chickenburgery czy na tajemnicza wyprawe w srodku nocy.
Nie bylo dla nas rzadnych ograniczen ani tabu. Poza jednym. Nie wiedziala ze nosze w sobie pietno tajemnicy, ze podejrzewam iz nasza Prawda jest klamstwem.
Tu w Margharicie zebralem sie na odwage udzielilem jej niestandardowej rady. Wrocilem wlasnie z jakiegos wypadu i nie bylo mnie jakis czas w domu. Super wiadomosc ze zostala wlasnie glosicielem przyjalem niezbyt radosnie.
Powiedzialem wtedy : Musze ci udzielic przestrogi jako kochajacy brat. Nie spiesz sie z chrztem. Mozesz glosic i studiowac ale nie chrzcij sie zanim sie ze tak to nazwe nie wyszalejesz i nie dorosniesz na tyle zeby zobowiazac sie na cale zycie. Miala kwasna mine ale chyba zalapala. Przyznalem sie jej wtedy iz zaluje ze sie ochrzcilem mlodo i tylko tyle.
Nastepne lata to super zabawa w jej zyciu i ciagle lawirowanie na krawedzi zboru. Dla mnie tez super czasy ale z ciaglym pietnem podwojnego zycia. Juz zrezygnowalem z przywileju ale wciaz ta przynaleznosc. Wyjazd za granice pomogl troche pooddychac.Ten okres bardzo zblizyl nas do siebie, wzajemnie sie krylismy i widzielismy co nie tak jest ze zborem.
Nie ochrzcila sie i dzieki temu zbor nie odwracal sie od niej. Alkochol, sex, przyjaznie, ogniska wszystko co jest przywilejem mlodosci. Czasem ktos zucil docinke ze cos tam nie przystoi i luz. Do dzisiaj utrzymala przyjeznie z osobami wowczas ochrzczonymi.
Mysle ze uratowalem ja przed wykluczniem wtedy po raz pierwszy. Gdy widzialem te jej rzadne przygod oczka znad chickenburgera bylem pewien ze wyleci ze zboru po chrzcie. Byla tez zbyt beszczelna by w miare koniecznosci sie kryc. Niczego nieswiadoma nastolatka ktora mysli ze fajnie jest sie ochrzcic jak kolezanki.
Kilka lat pozniej zdecydowala sie na chrzest. Byla juz powazniejsza, 25 letnia, widac bylo ze tego chce ze nie potrafi zyc jak ja bez duchowosci. Jak mowila mi ze sie zglosila do chrztu to drzal jej glos. Widac bylo w jej oczach strach przed moim rozczarowaniem. Bylem wowczas juz na etapie wymiksowanego ze zboru (nie jestem wykluczony). Ale nie rozczarowala mnie. Powiedzialem ze przyjade ne kongres na chrzest mimo ze nie chodzilem juz na takie imprezy. Teokracja przestala stanowic dla mnie problem gdy sie od niej uwolnilem. Widzialem ze ona potrzebuje tej przynaleznosci ktora mi zawsze ciazyla. Tak naprawde nie bylem jeszcze wtedy swiadomy jak TS potrafi wyprac mozg. Bylem przekonany ze bede teraz mial najlepszego przyjaciela Swiadka Jechowy, w dodatku siostre biologiczna o ktorej wiem wszystko.
Bylem wlasnie w pracy na 11ym pietrze wierzowca gdy zadzwonil telefon. To bylo moze z rok po jej chrzcie. Mieszkamy w innych krajach i nie mielismy codziennego kontaktu. Nie jestesmy z tych ludzi co siedza codziennie na komunikatorach i wciaz o czyms rozmawiaja.
Zapytala czy moze do mnie przyjechac do Oslo.
-Pewnie- powiedzialem,- co za durne pytanie?
- Ale na dluzej.. moze na zawsze
-Dlaczego?
Pytam bo wiem ze nie podoba jej sie tu ,ze mieszkala tu prawie rok i nie chciala dluzej zostac.
-Chyba bede wykluczona powiedziala. Juz zwolany jest komitet i to tylko kwestia dni.
Przyjaciele bracia podkablowali nas na swoim komitecie sadowniczym. Z chlopakiem bedziemy wykluczeni za niemoralnosc.
Zapytalem ja czy ma chec mimo wszystko byc SJ i czuje sie nim. Powiedziala ze tak
Zasugerowalam ze przyjezdzajac do mnie napewno nie bedzie jej latwo znow nim byc. My prowadzimy laickie zycie a o zborze rozmawia sie w naszym domu raczej w formie zartobliwej. Nasi przyjaciele to dla SJ najgorszy sort spoleczny.
Powiedzialem jej ze jesli napewno chce byc nadal w zborze to powinna stanac przed tym sadem bo i tak wczesniej czy pozniej ja to czeka. Powiedzialem jej nawet co mniej wiecej mowic i takie tam. Co do chlopaka to zasugerowalem ze to odpowiedni moment na ulozenie relacji osobistych.
Nie wykluczyli jej. Przyjeta zostala skrucha, chlopak sie oswiadczyl i mielismy prawdziwe chrzescijanskie wesele. Happy end jak z bajki niestety do momentu gdy Wielki Brat zdecydowal ze tacy jak ja nie moga ukladac zycia takim jak ona nawet jesli zachecaja by byla im posluszna.
Po fali tendencyjnych wykladow i artykulow w koncu zadzwonila do mnie z dziwna wiadomoscia. Czulem ze cos wisi w powietrzu, ze inni czlonkowie rodziny cos kombinuja, ze wyciszaja relacje ale tego sie nie spodziewalem po niej mojej malej siostrzyczce.
Powiedziala ze dzwoni mnie poinformowac ze zamierza poinformowac zbor o wszystkich wykroczeniach jakich sie dopuscilem przez ostatnie - z gola 15 lat. Wybuchnalem smiechem bo nawet nie pamietam wiekszosci z nich a razem z nia te wspomnienia zawsze uwazalismy za najlepsze. Stwierdzila ze nie moze odzyskac spokoju duchowego i bracia zasugerowali jej ze pewnie cos ukrywa no i okazalo sie ze tak. Ukrywa moje grzechy sprzed lat i fakt ze nie wierze a wciaz figuruje w zborze.
Powiedzialem tylko zeby czynila swoja powinnosc skoro ma byc dzieki temu szczesliwa.
Tydzien pozniej usunela mnie i moja rodzine z Facebooka.
Dwa lata pozniej zadzwonilem do niej gdy bylismy z zona i synkiem w Londynie gdzie mieszka. Uplynelo troche czasu wiec mialem nadzieje ze cos sie rozmrozi.
Zapytalem czy chce sie z nami spotkac.
Tak. Bardzo chetnie powiedziala. Czesto o was mysle.
W jej glosie slyszalem te cudowna radosc ktora znam.
Wiedzialem ze nie przepuszcze tej szansy. Zadnej religii, zadnych wspomnien, trudnych tematow ani tlumaczen. Tylko MY tu i teraz jak wtedy w Margharicie gdy tsunami za oknem nie moglo by nic zmienic.
W dniu spotkania nie odbiera telefonu. Gdy w koncu sie dodzwaniam jak zza grobu pyta o czym ma byc nasza rozmowa.
O niczym szczegolnym odpowiadam. Tak po prostu.. jestesmy rodzina..
Pyta czy cos sie zmienilo w moich relacjach z Jehowa..
Czuje ze mi sie wymyka, ze kazda odpowiedz bedzie zla, ze zmierzam do niej niczym po cienkim lodzie tak cienkim ze boisz sie wciagnac powietrze zeby sie nie zalamal, widze niemal jak wielkie lapsko zza oceanu chwyta ja i zabiera ode mnie. Jeszcze cos tam mowi ja odpowiadam ale to juz tylko belkot osoby ktora zatonela w bagnie fanatyzmu.. zdazyla jeszcze przekazac ze jest bardzo szczesliwa i nie pozwoli zeby kontakt ze mna zniszczyl to szczescie.
Dzis juz niewiele zbor moze mi zrobic. Zagubiony gdzies w kartotekach zborow przez ciagle przeprowadzki wiode zycie o jakim zawsze mazylem.
Na pytanie czy jestem szczesliwy odpowiadam -Tak. Wiode bardzo satysfakcjonujace zycie i jestem szczesliwy. Ale wiem ze bylbym szczesliwszy niedyskryminowany przez rodzine.
Moja siostra ktora dwukrotnie uratowalem przed wykluczeniem wykluczyla mnie w swoim sercu.
Wiem ze na dzien dzisiejszy moze zadzwonic do mnie tylko w jednej sytuacji. Gdy ta sekta ja skrzywdzi. Taki brat ateista to skarb w takich chwilach. Jestem gotowy na ten dzien i choc to samolubne czasem budze sie rano i mysle ze moze to dzis jest ten wlasnie dzien. Czy za trzecim razem uda sie rozegrac to lepiej?
A moze po prostu zadzwoni kiedys z dobra nowina ze znow sprzedaja ta chickenburgery ktore byly przeciez najlepsze na swiecie