Natanie, mam pytanie: czy wykluczając "zatwardziałego" grzesznika (takiego który "nie okazuje skruchy") miałeś przekonanie że czynisz słusznie, czy czułeś dyskomfort i niepewność?
pisząc "dyskomfort" NIE pytam o ewentualny smutek że ktoś odrzuca Boże miłosierdzie albo smutek że ktoś wybiera trwanie w grzechu i podążanie drogami szatana... pytam o coś innego.
Wg Biblii Jezus dysponuje wszechwiedzą a Natan nie dysponuje (i nigdy nie dysponował) tym przymiotem, a więc jak można mieć pewność co do tego co dzieje się w sercu grzesznika i jak można mieć pewność że wyciągane wnioski o jego skrusze lub jej braku są poprawne...
Przecież skruchę można udawać, można nawet poćwiczyć sobie w domu przed lustrem jak się na pokaz rozpłakać na komitecie... Z drugiej strony, ktoś może być tak zawstydzony tym co zrobił że nawet mu się nie chce o tym gadać, bo wolałby się schować ze wstydu w mysią dziurę (a starszyzna może błędnie pomyśleć że on zatwardziały bo nie zadeklarował SŁOWAMI że bardzo żałuje).
Zakładam że nie jesteś biegłym psychologiem ale że wykonujesz jakiś dowolny inny zawód (i że tak samo było przed laty gdy pełniłeś obowiązki starszego zboru i zasiadałeś w komitetach.
Natanie, jak radziłeś sobie z niepewnością wynikającą z braku wszechwiedzy?
Odpowiadając na Twoje pytanie muszę powiedzieć, że różnie to ze mną bywało. Czasem byłem jako starszy oburzony postawą niektórych ludzi (a zdarzały się skandale, jak porzucenie żony i dzieci dla młodej kochanki) i nie odczuwałem żalu wykluczając ich. W innych wypadkach uznawałem za słuszne wykluczenie kogoś, gdy wszystkie środki prowadzące winowajcę do skruchy zostały wyczerpane i nie dał nam, jako starszym szansy, by mu pomóc. Dzisiaj wiem, jakie straszne konsekwencje wynikają z wykluczenia, jak ostracyzm, depresja, uczucie bycia odrzuconym i potępionym. Obecnie wstydzę się tego, że uczestniczyłem w tym procederze, bo tylko tak to mogę nazwać. Cały ten system związany z wykluczaniem i unikaniem u Świadków uznaję obecnie za niezdrowy. Są tam może pewne elementy prawdy, jak nazywanie po imieniu konkretnych nagannych czynów, ale ogólnie jest to system raniący i krzywdzący ludzi. Z moim obecnym doświadczeniem, gdy jestem dobrze po pięćdziesiątce, nie podjąłbym się zadania sędziego w komitecie sądowniczym, które pełniłem w przeszłości w swojej głupocie (zaślepieniu herezją) oraz w zbytnim zaufaniu do wykładni organizacji i do mądrości współstarszych. Teraz wiem, że szereg wykluczonych osób potrzebowało długofalowej terapii duchowej i profesjonalnej.
W jednym wypadku wykluczyliśmy pewną siostrę, którą komitet odwoławczy pozostawił w zborze, gdyż okazało się, że leczy się na depresję i bierze lekarstwa. Tutaj miałem wątpliwości, czy postąpiliśmy słusznie. O ile pamiętam, przeprosiliśmy tę siostrę. Pozostał w moim sercu niesmak, że się pomyliliśmy.
Nadal jestem zwolennikiem ekskomuniki w Kościele chrześcijańskim, ale tylko w uzasadnionych biblijnie przypadkach oraz po wyczerpaniu wszelkich form pomocy. Jestem natomiast przeciwnikiem organizacyjnego ostracyzmu w wydaniu Świadków Jehowy i powiązanych z tym wypaczeń.
Tak dla porównania. W moim ewangelicznym zborze mieliśmy odłączonego brata, który po prostu błądził. Ale zawsze życzliwie witaliśmy go na nabożeństwach i odnosiliśmy się do niego z szacunkiem. On dobrze wiedział, że zostanie z otwartymi ramionami przyjęty do rodziny Bożej. I tak też się stało. Po ponad 11 latach syn marnotrawny wrócił i został z wielką radością przyjęty do zboru. Lecz w międzyczasie nie było z naszej strony jakiegoś niemiłego traktowania go lub unikania tego brata. Przeciwnie, modliliśmy się za niego i prowadziliśmy z nim budujące rozmowy.
Mogą być jednak tacy ekskomunikowani, którzy - zgodnie z tym, co podpowiada zwykły zdrowy rozsądek - byliby niewłaściwym towarzystwem dla członków Kościoła, np. pedofile, gwałciciele, oszuści, osoby głęboko niemoralne lub głoszące drastyczne herezje. Takich naturalnym biegiem rzeczy trzeba by było unikać. Lecz woła o pomstę do Nieba to, co się dzieje w organizacji, że unika się przyzwoitych i moralnych ludzi, którzy po prostu odrzucili takie mity, jak 1914 rok lub naukę o "niewolniku", itp.