Jestem Świadkiem Jehowy, jestem jedną z tych "wychowanych w prawdzie".
Mam dużo żalu do świadków za to, że sprawili, że moje dzieciństwo i wczesna młodość nie były takie, jak tego chciałam. W moim przypadku "przebudzenie" nastąpiło dzięki mojej pasji, psychologii, potem już standardowo, blogi, vlogi na you-tube, kryzys sumienia, czytanie Waszych wypowiedzi na starym forum w kwestiach, które mnie interesowały, długie rozmowy z przyjaciółmi będącymi "w prawdzie", dyskusje nad kwestiami doktrynalnymi, czytanie Biblii i "starego" światła.
Chciałabym Wam o sobie opowiedzieć, ale muszę najpierw pozbierać myśli. Obecnie zajmuję się planowaniem przyszłości, a nie analizą tego co było. Inaczej bym zwariowała.
Ludzie mi bliscy, którzy są świadkami i znają nie od dziś, mniej lub bardziej "prawdę o prawdzie" mówią, że nic nie poradzą, że tak już jest, że może będą wolni... po śmierci własnych rodziców, nie chcą ich stracić, doprowadzić do głębokiej frustracji, będą udawać, grać, zakładać maskę, oddawać fikcyjne sprawozdania, a może nawet pójdą do służby raz na jakiś czas, dla świętego spokoju i będą modlić się, żeby nikt się nimi nadmiernie nie interesował i nie ciągnął za język.
Ja nie mogę tak dłużej. Nie widzę w tym sensu i nie godzę się na zmarnowanie sobie życia. Pewnie wyjdę na tą najgorszą, impulsywną egoistkę, której się coś pomieszało, myśli o sobie za dużo, że nie może uszanować - dla dobra rodziny- "kilku wskazówek ze strażnicy". Trudno.
Przyszłam do Was, ponieważ z jednej strony potrzebuję Waszego wsparcia. Z drugiej strony chciałabym uzyskać realną pomoc, poradę profesjonalisty, może być dobry psycholog, który zna się na temacie (Poznań). Sytuacja jest bardziej skomplikowana, ponieważ w mojej bliskiej rodzinie jest osoba całkowicie i ślepo zapatrzona w Strażnicę, prawdziwie fanatyczna, wyprana doszczętnie z własnej osobowości i własnych myśli, gorliwa do granic, w dodatku psychicznie chora - ciągle się zastanawiam, czy mogę tej osobie pomóc, wyleczyć ją z fanatyzmu? Z wpływu strażnicy? A może to przypadek beznadziejny, spisany na stratę? Wszyscy z nią postępują jak z jajkiem i chronią przed najmniejszą "złą" informacją, żeby nie potrzebnie jej nie martwić. I co tu począć...