Co odpowiedzieć komitetowi sądowniczemu na pytanie, czy uznaję rolę i pozycję "niewolnika wiernego i roztropnego"?
to pytanie rozstrzygające jeśli chodzi o ostateczny werdykt Komitetu, odpowiedź TAK -daje szansę na 'okazanie skruchy' NIE-wykluczenie
Nie ma szansy na tłumaczenie, liczy się pierwsze słowo. Warto je wcześniej przemyśleć
Zależy czy bardzo chcemy za każdą cenę zostać, czy zdajemy sobie sprawę, do kogo tak naprawdę należymy i jesteśmy skłonni bronić swojej pozycji, czyli swojej wiary w Chrystusa. Oczywiście, wiemy wszyscy jak to się wtedy skończy. Arogancją i brakiem pokory. Ktoś kiedyś napisał "lód Jehowy". Nie wiem, czy to była pomyłka, czy zamierzony czyn. Ale komitet sądowniczy należy właśnie do takiego "lódu jehowy", a nie "ludu". Nawet bym powiedział, że do 'lodu jehowy'. Mają całkiem zamrożone umysły i serca.
.
A jeśli chodzi o pozostałe propozycje, to trzeba was zgromić. Nie macie krzty pokory ani respektu przed tak wysokim Sanhedrynem.
Bożydar jeszcze nazywa ich 'strasznymi z boru', czyli straszydłami z lasu. Tacy są nieokrzesani. A może to straszni z BOR-u? Biuro Ochrony (nie) Rządu KC (kierowniczego ciała). Ach! Żeby wielu z nas miało wtedy taką wiedzę, jak stawaliśmy przed tym "lodem", jaką dysponujemy teraz, to jasne, że komitety już by nie istniały do dzisiaj. My byśmy ich wykluczyli! A co ? niech zobaczą, jak to smakuje.
Ja co prawda nie wiem jak to jest, bo nie stałem nigdy przed komitetem tzn., że siedziałem. No nie, żartuję sobie. Przyszło trzech na niezapowiedzianą wizytę, ja ich nie chciałem wpuścić do mieszkania i tłumaczyłem im przez zamknięte drzwi,że mają wizytę zapowiedzieć wcześniej, ale żona ich wpuściła. Wśród nich był delegat wyznaczony przez Nadarzyn, gdzie pisałem o pomoc. Ani się nie zająknęli, że tworzą komitet sądowy, ani ten delegat nie powiedział kim jest. Mieli mnie za niewartego wyjaśnień. Mnie Jehowa ochronił, kazali mi się z żoną modlić na osobności, to się pomodliliśmy. A po ich wyjściu zorientowałem się, że tak mnie omotali, że nie zauważyłem jak ani razu nie wspomnieli o tym problemie jaki sam zgłosiłem. A insynuowali, że cały problem tkwi w moim małżeństwie. A chodziło o zdarzenie kryminalne, bowiem ochrzczony młody świadek wraz z 5 osobami ze swojej rodziny napadł mnie w moim domu, przypilnowawszy wcześniej abym był sam. Miałem do niego zaufanie, bo bywał w moim domu i sam mu otworzyłem drzwi ( reszta bandy się schowała). Wśród nich były dwie osoby wykluczone i jeden zdeklarowany pijaczek. Myślicie, że coś ugrałem? Przestałem chodzić na zebrania, bo już nerwowo nie mogłem na tę obłudę patrzeć. Po paru latach wykluczyli mnie telefonicznie. Przeszkodą było to, że zgłosiłem na policję, a poza tym miałem świadka, który słyszał przez telefon początek napadu (rozmawialiśmy przez telefon stacjonarny- nie było jeszcze komórek). Świadek był światusem, ani o nim nie wspominali. Na policji też kicha. Ich była cała rodzina, a ja sam. Jak może kiedyś pozbędę się całkowicie emocji, to może zdążę przed zejściem z tego padołu to opisać. Największe starania były o to prawdopodobnie, żeby świat się nie dowiedział, co naprawdę się zdarzyło, a ja nie chciałem milczeć. I za to mnie zaocznie skasowali.
Propozycja Raymonda też jest niezła. Jeśli ją przemyślimy i przygotujemy się do takiej obrony, zadamy pytania w sposób swobodny i naturalny, tak, jakby wynikały z naszych przemyśleń, to mogą dać Wysokiemu Sądowi, a nawet Najwyższemu Sadowi w orgu wiele do myślenia. A już całkiem skuteczne i naturalne to będzie, jak akurat naprawdę w to co powiemy będziemy wierzyć. Z drugiej strony, to na luzie i poza KS-m, to się lekko i swobodnie zachowujemy, ale jak byśmy nawet ponownie stanęli przed tym gremium, to nie wiadomo, czy nie doznalibyśmy i dzisiaj przynajmniej lekkiej tremy. Ciekawe, że pisząc te słowa zauważyłem, że ks -komitet sądowniczy ma taki sam skrót jak, ks-kara śmierci. Niejeden po raz pierwszy wżyciu właśnie tam usłyszał wyrok - ks - zginiesz w Armagedonie.