Takie rzeczy już robili kiedyś.
„Niektóre części Biblji nie są natchnione, jak na przykład: słowa Szatana do matki Ewy, słowa obłudnych nauczycieli i faryzeuszy, słowa trzech mężów, obwiniających Hioba, ani słowa proroków Baala, nieprzyjaciół Izraela, ani Piłata, Heroda, ani mężczyzn i niewiast, którzy byli opanowani przez demonów” (Strażnica 15.08 1930 s. 253 [ang. 15.05 1930 s. 154]).
w tym co napisali najbardziej kontrowersyjne jest "niedomknięcie katalogu" nienatchnionych fragmentów Biblii.
Nawet jeśli wielu chrześcijan (zastrzegając że przytoczony cytat jest "niefortunnie sformułowany") zgodziłoby się z zacytowaną wypowiedzią strażnicy (w tym zakresie zgodziłoby sie że np. nie podzielają sceptycyzmu Piłata który pyta retorycznie "czymże jest prawda?" albo nie zgadzają sie z opiniami faryzeuszy twierdzących że Jezus wyrzucał demony mocą władcy demonów) to wyjątkową przebiegłością jest użycie wyrażenia "jak na przykład".
Wyrażenie to ("jak na przykład") sugeruje, że istnieją jakieś inne nie wymienione w tym cytacie, a także nienatchnione części Biblii i może stać się pożywką do różnych spekulacji "co by tutaj wyrzucić jako nienatchnione".
Nie jestem zbyt mocny w teologii, ale wydaje mi się że w taką pułapkę wpadli chrystadelfianie
Nie trzeba być nawet człowiekiem wierzącym aby zrozumieć że takie podejście jest niesamowicie rujnujące dla wiary chrześcijańskiej bo podważa jej fundament jakim jest zaufanie do autorytetu Pisma Świętego.
Swoją drogą ciekawe, że Rutheford nie zauważył po jak niebezpieczny dla niego samego argument sięgnął. Przecież jeśli różne fragmenty Biblii mogą być nienatchnione, to równie dobrze można podważyć słowa "ta ewangelia będzie głoszona po całej ziemi" (a wtedy cały "biznes ewangelizacyjny" przestaje mieć jakikolwiek sens).