Może oni czytają inną przypowieść o synu marnotrawnym?
Może w ich przypowieści ojciec nie wita skruszonego syna?
domyślam się, że miało to być pytanie retoryczne, ale odpowiedź niestety jest... twierdząca!
Do dzisiaj pamiętam wykład na sali królestwa w którym mówca wyraźnie podkreślił że ojciec syna marnotrawnego nie szukał go i nie wysyłał za nim listów nawołujących do powrotu, ale spokojnie czekał. "Wróci to dobrze, nie wróci to trzeba ten wybór uszanować".
Mówca wyraźnie podkreślił że miejsce na radość jest dopiero wtedy gdy grzesznik zdecyduje się na powrót ale nie wcześniej
Mówca wyraźnie podkreślił że syn marnotrawny wrócił do domu ojca i okazał skruchę i dopiero po okazaniu skruchy został przez ojca uhonorowany.
Mówca wyraźnie podkreślił że syn marnotrawny wrócił do domu ojca sam (bez towarzyszących mu prostytutek), a więc wcześniej musiał zerwać ze złym postępowaniem i dowieść swojej przemiany czynami.
I jeszcze kilka takich odniesień, jakby (wbrew całokształtowi przesłania) przypowieść opisywała
współczesne procedury sądownicze w zborze ŚJ.
Mimo że od tego wykładu minęło ponad 20 lat, do dzisiaj jestem w szoku, że ktokolwiek może w tak dziwaczny sposób odczytywać proste przesłanie tej przypowieści.
A tak na marginesie, to chciałbym wiedzieć czy to jest indywidualna twórczość jednego starszego czy też ten dziwaczny wykład pochodzi ze szkicu który wygłaszany jest w całej Polsce, dlatego zapytam: czy ktoś oprócz mnie słyszał w swoim zborze podobne myśli na wykładzie publicznym? Albo czytał podobne myśli zawarte w jakimś "paściu" albo liście nadarzyńskim do starszyzny zborowej?