W książce pt.: "TRWAJCIE W MIŁOŚCI BOŻEJ" wydanej przez świadków Jehowy w 2008 roku ...
W materiale dodatkowym na stronie 223, w przypisie jest powiedziane tak:
"Może się również zdarzyć, choć niezwykle rzadko, że chrześcijanin dopuści się na szkodę współwyznawcy
przestępstwa, takiego jak: GWAŁT, NAPAŚĆ, MORDERSTWO czy poważna KRADZIEŻ.
W tej sytuacji zawiadomienie władz NIE JEST CZYNEM NIECHRZEŚCIJAŃSKIM, mimo że prawdopodobnie skończy się
postępowaniem karnym w sądzie."
Mam pytanie za 1000 punktów.
Jeżeli w sprawach wyżej wymienionych, podanie sprawy do sądu, nie jest czynem niechrześcijańskim ...
To dlaczego, kiedy jest zakładana sprawa w sądzie, np., o przemoc domową, ludzie są wyrzucani ze zboru?
A w delikatniejszej wersji ...
Jeśli nie są wyrzucani, to ponoszą inne, dotkliwe konsekwencje, takie jak np., naznaczenie takiej osoby w zborze?
Co również wiąże się z pewnego rodzaju wykluczeniem jej z życia zborowego, jako osoby, która nie daje dobrego przykładu?
Ostracyzm zbór stosuje w różnej postaci.
Ale jeśli sami piszą, to co wyżej zacytowałam, w książce, o tak szumnym tytule ...
To ja pytam ...
GDZIE TA MIŁOŚĆ BOŻA, W MOMENCIE, GDY JAKAŚ OSOBA ZNAJDUJE SIĘ W TAKIEJ SYTUACJI?
Że musi iść do sądu, bo czuje zagrożenie życia w swoim własnym domu?
To, co ta sekta wyprawia z ludźmi, przechodzi wszelkie pojęcie.
Sami sobie zaprzeczają.
Z jednej strony piszą, że można iść do sądu.
A jak już ktoś się na to zdecyduje, to walą go w łeb, z każdej możliwej strony.
Serce łamie się od tej ich hipokryzji, jak się obserwuje, jak w praktyce ta sekta "stosuje" swoje zalecenia.
Jeden czysty obłęd.