Witam!
Przeczytałam tu wiele ciekawych historii, po krótkim namyśle postanowiłam podzielić się swoją.
W późnych latach osiemdziesiątych moja przedwcześnie owdowiała mama zainteresowała się organizacją ŚJ Pogrążona w żałobie z dwójką małych dzieci poznając '' prawdę'' zyskała wsparcie, zainteresowanie i poczucie ciepła. Pamiętam czarno białe publikacje Strażnica i Opowieści Biblijne . Pochodzimy z małej wsi na Podlasiu. Możecie sobie wyobrazić jaki szok w okolicy wywołała decyzja mojej mamy, dochodziło do incydentów , obelgi i zastraszanie były na porządku dziennym . W krótkim czasie do mojej mamy dołączyli jej rodzice ,przyjęli chrzest . Przeprowadziliśmy się do pobliskiego miasteczka. Zbór składał się z trzech rodzin . Niestety w nowej szkole nie było lepiej w wieku 11 lat dziecko oczekuje akceptacji , nawiązuje pierwsze przyjaźnie ... Wyzwiska typu ''Wiara'' '' Jehówka '' , uśmieszki nauczycieli i inne naganne zachowania z którymi przyszło mi się zmierzyć po latach uważam za ważne , to mnie zahartowało ...
Uczęszczałam na zebrania , angażowałam się w służbę , uczestniczyłam w studium biblijnym. Pamiętam pierwszy kongres na stadionie dziesięciolecia w wa-wie. W pewnym momencie około 14 roku życia zaczęłam czuć się ''osaczona'',odczuwałam silną presję ze strony najbliższych, ze powinnam podjąć decyzję o swoim chrzcie. Ten czas , gdy świat najsilniej przyciąga jest powiedzmy momentem próby. Odizolowana maksymalnie od ''świata'' , zaczęłam analizować ile wiary jest we mnie , w moim sercu ,wnioski mnie przestraszyły , nie czułam więzi z Bogiem, którego ''podano mi na tacy'' . Wcześniej praktykowana religia to oczywiście Katolicyzm ,byłam chrzczona i byłam u komunii , ufałam mojej mamie , gdy mi tłumaczyła, ze teraz to jest prawda dla nas i wierzymy w to.. a tamto wyznanie jest nieprawdziwe . Nie zdecydowałam się na chrzest, powoli manifestowałam narastający brak zaufania , a już po chorobie mojej mamy , gdy w zasadzie zostałyśmy same z siostrą (ja 16 lat, ona 13) coś we mnie pękło. Bracia w tamtym czasie bezradnie rozkładali ręce, ba za przyczynę upatrywano moją postawę , ze mama dostała ciężkiej depresji na wieści o moim wahaniu ... i braku decyzji co do mojej drogi w wierze .
Odczekałam do chwili aż mama mogła funkcjonować i zdecydowałam obwieścić jej moją decyzję. W krótkich słowach wyjaśniłam , ze nie zostanę ŚJ bo nie czuję tego w sercu , że postąpię wbrew sobie , a jeśli spróbuje mnie zmuszać, to weźmie na siebie odpowiedzialność przed swoim Bogiem , bo zrobię to dla niej a nie dla siebie. Zrozumiała, pozwoliła mi rozwijać się duchowo tak jak tego potrzebowałam.
I to byłby dobry finał
niestety nie jest . Idąc w swoją stronę zostałam pozostawiona sama sobie , mama otoczyła się gronem bliskich przyjaciół - braci , wyszła za mąż mieszka na pomorzu . Żyje złudzeniami i marzy o przyszłym życiu w Raju. Nie mam do niej żalu , wybaczyłam .
Dziś jestem dojrzałą kobietą , niezwykle bogatą w doświadczenia
. Mam swoją rodzinę, spełniam się zawodowo mam dwie córki. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji, młodsza siostra poszła w moje ślady , jesteśmy ze sobą bardzo blisko . Odczuwamy spokój ducha na myśl że mama jest szczęśliwa w swoim związku . Odległość nam pomaga ... nie mamy poczucia wyobcowania .
Puenta jest taka. Jeśli coś robisz wbrew sobie , to wcześniej czy później , to się obróci przeciwko tobie. Nie warto.
Być może zbyt chaotycznie opisałam swoją historię , ale to wcale łatwe nie jest , takie wynurzanie