Trudno mówić o groźbie karalnej w sytuacji, w której każdy normalny prokurator w tym kraju (i nie tylko) potraktuje takie "grożenie" jak element rzeczywistości równoległej, alternatywnej, lecz zarazem... całkiem niegroźnej
Sprawa nie miałaby szans, żeby stanąć na wokandzie.
Najbliższy presji, którą wywierają SJ, wydaje się art. 191 KK: "§ 1. Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Teoretycznie wszystko gra, tyle tylko, że w orzecznictwie wskazuje się na czerpanie wymiernych korzyści z takiego zaniechania. Np. jest to artykuł stosowany w przypadku, gdy ktoś podsuwa komuś pod nos do podpisania akt notarialny, w celu przejęcia nieruchomości. Namawianie do studiowania publikacji nie jest też działaniem poprzez groźbę bezprawną czy przemoc.
Co zyskuje przeciętny głosiciel swoimi metodami "terroru"? Rodzaj spełnienia, satysfakcji, ale na pewno nie bezpośredni zysk. Zyskiwać może centrala, ale to już inny temat. Powtórzę: żadna prokuratura w tym kraju nie dopatrzyłaby się w takim działaniu wyczerpania znamion czynu zabronionego. Do tego dochodzi prawo do wolności wypowiedzi i swobody wyznania. Równie dobrze można przecież stwierdzić, że KK straszy piekłem