Już mi przykro nie jest.. pozostała pustka
owszem do dziś budzę się zlana potem że byłam oszukiwana np dziś obudziłam sie po okropnym śnie o 6 myślałam że zbiore się na zebranie ale znowu usnełam. boje się tylko o moje dziecko któremu nie wiem co powiedzieć... łatwo jest wylać dziecko z kąpielą.
My tłumaczyliśmy 12 letniemu synowi, który widział gwałtowne zmiany w naszym nastawieniu, mniej więcej tak:
"Kochanie, inaczej niż bracia zapatrujemy się na pewne kwestie, dlatego mamy inne zdanie. Nie chcemy żeby przez to dochodziło do jakichś przykrości, dlatego szanujemy ich zapatrywania, ale widzimy także pewne rzeczy, które wpływają na nasze przekonanie w niektórych kwestiach (tu rozmawialiśmy o konkretnych przykładach).
Nie musisz się z tego tłumaczyć, a gdyby ktoś ciebie podpytywał, odsyłaj go do nas. Bracia chcą dobrze, dlatego rozumiemy ich troskę" A zatem, generalnie trzymaliśmy się zasady, że dziecko i jego spostrzegawczość należy traktować
poważnie i najlepiej
mówić prawdę, oczywiście dostosowaną do jego pojmowania i uwzględniając jego psychikę.
Jeśli on zadawał jakieś pytania, to wyjaśnialiśmy, jak to widzą bracia, oraz co wpływa na to, że my postrzegamy to inaczej.
Zawsze podkreślaliśmy, że trzeba szanować poglądy innych. Ale też pokazywaliśmy, że wiara musi się opierać na osobistym poznaniu
i pozostawać w zgodzie z własnym sumieniem.
Dzięki szczerym rozmowom z nami, nasze dziecko wiedziało dobrze, jak zbór może zareagować na jakieś "inne poglądy", jeśli tylko dotrą one do innych w zborze; rozumiało też dlaczego tak reaguje, a także wiedziało, jakie konsekwencje mogłyby wyniknąć z tego, gdyby ktoś zrobił użytek z takiej wiedzy na niekorzyść naszej rodziny. Tak że, ogólnie mówiąc - prostolinijna szczerość z naszej strony, dostosowana do potrzeb i poziomu naszego 12 letniego wówczas syna, połączona ze staraniami, by on mimo wszystko szanował SJ za ich wiarę i zaangażowanie - to był kurs który z powodzeniem obraliśmy. Dzieci są mądre i bardzo spostrzegawcze, są prostolinijne. To działało najlepiej w wielu aspektach złożonego problemu naszego wybudzania się i jego konsekwencji. Nie chcieliśmy, by syn utracił wiarę w Stwórcę, ani wiele dobrych pragnień, które wcześniej staraliśmy się mu wpajać, jeszcze będąc niewybudzeni.