Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie  (Przeczytany 25009 razy)

Offline Litwin

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #60 dnia: 24 Luty, 2017, 23:28 »
Świetny list, prosty, szczery i nie przekombinowany. Dociera w samo serce. Myślę, że jest skrojony idealnie, bo zaboli adresatów tym ukrytym pięknem ,dzięki któremu Ty poczułaś się wolna i silniejsza. Tak trzymaj :)

Wiecie co, dziś wracałam z pracy "autostradą" A1 , mijałam Knurów i Pyskowice  ;D ;D ;D  i takie nowe światło na mnie spłynęło  8-), a nie , sorry, to były światła TIR-a  ;D, no więc nie ważne, i tak poraziła mnie pewna myśl. Że ci, którzy tkwią w wts i nie umieją odejść, wyrwać się z różnych przyczyn, otóż te osoby mają wiele wspólnego z kobietami- ofiarami przemocy domowej. Bita kobieta usprawiedliwia agresora :
- sprowokowałam go,
-na ogól jest dla mnie dobry,
- gdzie ja pójdę, co zrobię bez niego
- muszę się bardziej starać , żeby zasłużyć....
Ofiara wts mówi :
- zostałem skarcony, bo zgrzeszyłem
- to jedyna prawdziwa organizacja, karci, bo inaczej grzech zaraziłby innych
-całą rodzinę tam mam, gdzie ja pójdę, odtrącą mnie i co się ze mną stanie,
- muszę więcej głosić, dawać kasy i czyścić kibel, żeby nie zasmucać Boga,
Obie te grupy, żeby się uratować potrzebują kilku rzeczy, przede wszystkim uświadomić sobie swój problem, chcieć dokonać zmiany i pozwolić sobie pomóc.
Zadane w obu przypadkach rany goją się równie długo,poczucie własnej wartości, tak stłamszone, musi się odbudować, bez znaczenia, czy to bita kobieta czy wolontariusz z wts.
Oj Julita,  Julita...Nie zagalopowałaś się czasem z tymi swoimi przemyśleniami? Poczytaj co piszą  na tym forum, ci którzy nie odeszli, a są  mentalnie poza. Dlaczego dalej tam są. Pozdrawiam


Offline dziewiatka

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #61 dnia: 26 Luty, 2017, 12:30 »
Julita psychologiem nie jesteś i nie będziesz.Oceniasz innych nawet ich nie znając,deprecjonujesz ich postawę bo wybrałaś inaczej.To jest wirus WTS-u.


Offline Julita

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #62 dnia: 26 Luty, 2017, 15:05 »
Nikogo nie deprecjonuję, tym zajmuje się wts dzieląc na tych, co w organizacji i tych, co będą nawozem po armagedonie.
To wolne forum, gdzie każdy może podzielić się swoimi przemyśleniami, mając jednocześnie świadomość ,że inni uczestnicy mogą się z tym zgodzić lub też nie, w przeciwieństwie do wts, gdzie nie ma wyboru.
Nikogo nie obraziłam, opisałam swoje spostrzeżenia i dziękuję tym, którzy się ze mną zgodzili.
Masz inne zdanie ? To dobrze, szacunek dla Twoich spostrzeżeń.

Życie moje było przez wiele lat związane bezpośrednio z wts, teraz zdecydowanie mniej , bo mam tam matkę,jednak teraz z racji pracy zawodowej spotykam często osoby będące ofiarami przemocy domowej. Reakcje tych, którzy wyrwali się z jednego lub drugiego, ich walka o odzyskanie swojej tożsamości są podobne w obu przypadkach, choć każdy przypadek może być inny.
Nikogo nie oceniam, a ci, którzy tam tkwią, bez względu na powody, zawsze znajdą u mnie uśmiech i dobre słowo,nawet pomocną dłoń, jeśli tylko będą na to gotowi, czego nie dało mi wts, skazując na śmierć i zapomnienie w armagedonie, bo mój wybór był niezgodny z wytyczoną przez nich drogą.
Nie jestem dyplomowanym psychologiem, tak jak nie był nim żaden ze starszych, którzy oceniali moje życie w zborze i próbowali zmusić mnie , bym uwierzyła, że oni wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre. Jako samodzielny manager i kierownik od prawie 20 lat muszę mieć rozeznanie w postawach ludzi, skoro ich zatrudniam  i odpowiadam za nich.
A ci, którzy tkwią w wts, choć mentalnie odeszli?
Mogę sobie wyobrazić, jakie rozterki przechodzą i jak to na nich wpływa, ale nie mam zamiaru oceniać ich wyboru. Trzeba to uszanować, bo w perspektywie wybrali bardzo trudną drogę.

Ktoś mądry kiedyś powiedział : jeśli nie docenimy tych wszystkich niedoskonałych ludzi, jakich mamy wokół, skazujemy się na samotność, bo ci niedoskonali są jedynymi, jakich spotkamy na swej drodze życia.

I tym optymistycznym  ;D smacznego niedzielnego obiadu życzę  ;D
 
Są 3 rzeczy, które przemijają i nie wracają nigdy więcej : słowa, czas, szanse. Nie rzucaj, nie trwoń, nie marnuj.


Offline salvat

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #63 dnia: 27 Luty, 2017, 19:52 »

Wiecie co, dziś wracałam z pracy "autostradą" A1 , mijałam Knurów i Pyskowice 

No walnęłaś jak łysy grzywką o kant kuli!
Pyskowice i A1?
Jak piszesz w odniesieniu do topografii terenu to spójrz proszę na Google Maps.
Jak nazwać człowieka, który mając trochę władzy mówi jedno, a robi coś co tym słowom zaprzecza?

https://www.youtube.com/watch?v=cZMCsCO9hYw


Offline Julita

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #64 dnia: 27 Luty, 2017, 20:25 »
Napisałam, że mijałam Pyskowice,a nie, że przez nie przejeżdżałam. Mijałam miasto, jadąc A1. Jeśli jedziesz od Wrocławia, to można tam zjechać z A4, jeśli od Ostrawy to z A1. Wkleić link ?
Dziękuję za bardzo "kulturalne" zwrócenie uwagi.
« Ostatnia zmiana: 27 Luty, 2017, 20:36 wysłana przez Julita »
Są 3 rzeczy, które przemijają i nie wracają nigdy więcej : słowa, czas, szanse. Nie rzucaj, nie trwoń, nie marnuj.


Offline Kamira

  • Nieochrzczony głosiciel
  • Wiadomości: 38
  • Polubień: 277
  • Kiedyś będzie nas więcej
    • Wyzwolona ona
Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #65 dnia: 28 Luty, 2017, 13:50 »
Wszystko zaczęło się, gdy miałam 4 lata. To co opowiem, może nie jest łatwe do przełknięcia, jednak ma to duży wpływ na moje rozumowanie i życie.
Pamiętam, gdy moja ciężarna mama, tuż przed porodem, wchodziła do basenu w białym t-shirt'cie i została zanurzona. Nie był to dla niej łatwy krok.
Mimo przyjętego chrztu, nadal miała problemy z rzuceniem nałogu palenia papierosów i potem zdarzały jej się epizody zapalenia fajki. Widok jej z papierosem pamiętam.

Pamiętam, gdy mama czytała nam do snu Mój zbiór opowieści Biblijnych, była to jedna z ulubionych książek dla dzieci, bo jedyna.

Były to czasy,gdy kobiety mogły pozwolić sobie na to, by siedzieć z dziecmi w domu. Siostry ze zboru spotykały się ze sobą często, wraz z dziećmi, i było wesoło.

Moja mama miała sporo dzieci, była nas już 6 dzieciaków, była w kolejnej ciąży, do tego ogromne mieszkanie do ogarnięcia. Nie miała ani czasu, ani chęci, by wychodzić z nami na dwór i nas pilnować - tak to widzę.

Tak więc gromadka dzieci w wieku 5,6,9,10 i 12 lat wychodziła sobie sama na dwór. Podwórze otoczone było blokami, wokół było mnóstwo zieleni, drzew owocowych oraz mnóstwo dzieci. Było bezpiecznie, z pozoru. Moja mama ufała, że przecież jesteśmy pod domem, mamy fajnych sąsiadów, to co nam się może stać.

Wówczas nie patrzyłam tak na to, jednak większość mieszkańców naszego podwórka oraz dzieci pochodziło z patologii(mam na mysli rodziny alkoholowe, dzieci zaniedbane, które czasem nie jadały obiadu, rodzice zajęci sobą, mieszakący z dziećmi w jednym pokoju i dzieci niejedno widziały). Ja pochodziłam z normalnej rodziny, tak mi się wydawało.

W czasach mojego dzieciństwa, całe dnie spędzało się na dworze, bez jako takiej kontroli, bo wszystko przecież działo się pod oknem.

Wraz z innymi dziećmi uwielbialiśmy bawić się w indian, tarzanów, podróżników, odkrywców...i zaczęło się odkrywanie. Pod blokiem znajomych braci, znajdowały się łajnie ułożone krzaki, które wraz ze starszymi kolegami przerobiliśmy na bazę. Głównie zadawałam się z chłopcami, bo byłam chłopczycą, siostrzyczką stworzoną z myślą, by być towarzystem dla mojego brata. Miałam w sumie samych kolegów, z którymi później grywałam w nogę.

W tejże bazie również przebywałam z kolegami. Pamiętam, miałam 6 lat, gdy jeden z nich przyniósł do bazy czasopismo z nagimi kobietami. Chłopak ten mieszkał na jednym pokoju z rodzicami pijakami i siostrą. Niejedno widział. Był ciekawy, a ja byłam nieświadomym naiwnym dzieckiem, które nie widziało co się dzieje. Skąd miałam wtedy wiedzieć, że ściągnięcie mi majtek, dotykanie i wkładanie tam palców jest złe? Przecież nikt mnie nigdy nie ostrzegał przed tym. Moja mama, która była Świadkiem za bardzo ufała ludziom, więc nie czuła potrzeby przestrzec swoje dzieci.
Tak zaczęło się molestowanie.
Jednak nie byłam tego świadoma.

Wszystko zmieniło się, gdy parę lat później organizowaliśmy sobie bazę w piwnicy, za namową kolegów oczywiście. Była nas tam całkiem spora ekipa, a do tego moje dwie młodsze siostry. Miały wtedy  6 i 8, a ja 9. Najmłodsza z nich była prześliczną dziewczyną o dużych oczach, delikatną i głupiutką. Była też moją ukochaną siostrą i ogółem wszyscy ją w jakiś sposób kochali, lubili.
W czasie pobytu w bazie były durne zabawy, a jeden z kolegów-"cygan", chyba miał 11-12 lat przejawiał niewłaściwe zainteresowanie tą moją siostrzyczką. Wtedy zaczęłam widzieć, że to nie jest normalne. Pewnego razu, podczas zabawy, zgasło w piwnicy światło. Oczywiście były śmiechy chichy, szukanie wyjścia itp. Ale moja siostrzyczka nie  czuła się komfortowo. Dopiero potem zobaczyłam, że "cygan", dziwnie ją trzyma od tyłu, dość mocno, bo nie mogła się wyswobodzić, i całuje po głowie...i miałam wrażenie jakby to go podniecało(?). Nie umiem określić, było to obrzydliwe. To był moment, gdy poczułam, że to co dzieje się "na dworze" nie jest właściwe...i że nie pozwolę, by ktoś robił tak mojej siostrze.

CDN
Religia to wytwór ludzki, wiara pochodzi od Boga.


Offline Kamira

  • Nieochrzczony głosiciel
  • Wiadomości: 38
  • Polubień: 277
  • Kiedyś będzie nas więcej
    • Wyzwolona ona
Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #66 dnia: 01 Marzec, 2017, 09:39 »
Dorastałam sobie spokojnie, nadal na podwórku przesiąkniętym niewieloma dobrymi rzeczami. Ale by wzrastać duchowo, mama zachęciła mnie do studium biblijnego z pewną siostrą (dziś obie jesteśmy poza organizacją, ale nie potrafię nawiązać z nią kontaktu). Lubiłam mieć studium, bo zawsze mogłam pobyć w jakimś bezpiecznym towarzystwie, pośmiać się. Jednak unikałam osobistych odpowiedzi.

Wciąż grałam w nogę z kolegami, bujałam się w sumie tylko z nimi. Jednak coś zaczęło dziać się wewnętrznego. Zaczęłam odczuwać bardzo mocno poczucie sprawiedliwości, mocno odczuwałam go ktoś komuś wyrządzał krzywdę, nie umiałam przejść obok czegoś takiego obojętnie. Kiedy mogłam broniłam jedne dzieci przed starszymi, chcącymi dokuczyć.
Pojawiły się tzw. wojny międzypodwórkowe, nie lubiłam ich, bo potrafiły być naprawdę zacięte i agresywne.

Pewnego dnia wychodząc na dwór pograć w nogę , zauważyłam, że banda starszych chłopaków stała i krzyczała między sobą. Podeszłam bliżej, bo byłam po prostu ciekawa. Okazało się, że grozili jednemu rówieśnikowi z drugiego podwórka. Naprawdę źle to wyglądało, a znałam ich z agresywności i bałam się. Mimo to, weszłam jak ta owca między wilki i stanęłam w obronie tamtego chłopaka. Pamiętam jaki strach wtedy czułam i jak trzęsły mi się nogi, że jeszcze mi dadzą w ryj. Ale nie dali. Ulżyło mi, a Bartek stał się kumplem. Do czasu.

W późniejszym czasie zdarzyła się sytuacja, w której o mało mnie nie skrzywdził...chciał nie najzwyczajniej zgwałcić. Za co potem przepraszał, ale nie umiałam już się nie bać. Jednak nie rezygnował, nachodził mnie w domu, wywoływał bym wyszła na dwór...nie umiałam. Gdy dzwonił na domofon zapytać czy jestem w domu, rodzice odpowiadali „Kamira mówi, że jej nie ma w domu”. Nie byli niczego świadomi, bo też nie chcieli nic widzieć. Ale czy normalne jest, by z dnia na dzień nie wychodzić z domu, urwać wszelki kontakt z otoczeniem? Poza szkołą oczywiście.

"Nie rozumiem, przeciez ona jest taka pogodna i koleżeńska. Ciężko mi uwierzyć, że po szkole jej stan może się tak drastycznie zmieniać"

B. widział, że nie wyjdę już z domu, by pobyć ze znajomymi z podwórka, to znalazł inny fortel. Zaczął nachodzić mnie w szkole i opowiadać, że jest moim chłopakiem, i różne dziwne inne rzeczy...  Zaczęłam bać się chodzić do szkoły. Na przerwach nie wychodziłam z sali, bo bałam się, że on mnie dorwie. Nauczycielka coś tam zauważyła i zakazała mu przychodzić do naszej klasy podczas przerw. Jakiś czas później była przeprowadzona ankieta odnośnie poczucia bezpieczeństwa w szkole oraz poza nią. Była anonimowa, więc napisałam tam jak się czuję. Był to okres, gdy w szkole potrafiłam się uśmiechać do innych lecz w domu popołudniami i wieczorami płakałam. Nie radziłam sobie. Zaczęłam mieć myśli samobójcze, nie umiałam spać w nocy. Problem ten pozostał już na lata. Moja mama nie rozumiała też, dlaczego tak często płaczę na studium biblijnym, nie rozumiała, że potrzebna do tego była otwartość, a ja tak się jej bałam...więc płakałam, czy nie umiałam pewnych rzeczy wyrazić. Mama skonsultowała się z wychowawczynią, czy aby na pewno nie zauważyła jakichś dziwnych zmian w moim zachowaniu. Opowiedziała, że po szkole zamykam się w swoim pokoju i płaczę. Nauczycielka była naprawdę zdziwiona, bo moich depresyjnych stanów w szkole w ogóle nie było widać.

 Jakiś czas później Bartek zadzwonił do mnie na domowy i powiedział, że rzucił się pod samochód, bo już nie chcę go znać. Zrobił to faktycznie, połamał sobie tylko ręce. Wciąż chciał wzbudzić we mnie litość, wspominał nawet o tym, że umarła mu matka i jest sam... ale się go bałam. Pewnego razu, poszłam zanieść zeszyty choremu koledze z klasy, mieszkał na drugim podwórku, u niego się zagadaliśmy się i gdy wracałam do domu, robiło się już ciemno, a mama zawsze mówiła „gdy się ściemnia, wracajcie do domu”. Nasze dwa podwórka dzieliło przejście, tzw. tunel w bloku. Nim do niego doszłam widziałam, że z drugiej strony idą starzy kumple z mojego podwórka, naprawdę nie miałam czego się bać. Gdy już spotkaliśmy się pośrodku, wystraszyłam się, bo był tam mój prześladowca. Wraz z drugim kolegą chwycili mnie i dostawili do muru (łatwiej mi o tym pisać, niż mówić, naprawdę, bo nie słychać jak drży mi głos).Wszystko działo się tak szybko, bałam się niesamowicie, słyszałam jak ugadują się z resztą, który pierwszy, pamiętam jak jeden ściągał mi spodnie...zaczęłam szarpać się, kopać nogami i piszczeć, a potrafiłam tak, że uszy więdły. Udało mi się uciec do domu. Wszystkich kumpli, których lubiłam przekreśliłam w jednej chwili. Już więcej  się z nimi nie zadawałam. B. wyjechał do ojca do Hiszpanii i tylko go widziałam. Mogłam spokojnie chodzić do szkoły.
 Pierwszy raz o tych doświadczeniach powiedziałam w wieku 21/22 lat mojemu mężowi. Rodzice do dzisiaj żyją w błogiej nieświadomości wszystkiego, co przeszłam. Nie wylewam tu wszystkiego, bo musiałabym książkę napisać, tylko istotne sytuacje, które wpłynęły na moją osobę.

Okres wzrozstu

W wieku 13 lat zaczęłam bardziej angażować się w sprawy Królestwa. Zaczęłam być bardziej świadoma zebrań, powoli orientować się w kwestiach damsko-męskich, relacjach itp.
Z perspektywy czasu, był to chyba jeden z moich najlepszych okresów w życiu – kreatywny czas, rozwój, towarzystwo tak samo postrzelone jak ja, pierwsze miłostki i już zauważalne pewne problemy osobowościowe.

Całe gimnazjum odważnie broniłam swej religii. Swojej? Pewna nie jestem. W każdym razie wówczas w szkole była nas garstka – dzieci Świadków Jehowy – a inni byli po prostu ciekawi lub chcieli nam dokuczyć. Już w tym wieku zaczęłam mieć wojnę między tym co słuszne, a tym co nie. Chciałam angażować się dalej i lubiłam to, jednak chciałam również nie separować się od rówieśników i zakochałam się. Taka pierwsza platoniczna dziecięca miłość. Mimo to, miałam z jej powodu wyrzuty sumienia. Pranie mózgu organizacji, kto w niej był ten wie, że serce jest zdradliwe i przenigdy nie wolno się go słuchać.

Starałam się jakoś zrównoważyć moje zakochanie z życiem zborowym. Mimo, że chciałam w sobie zagłuszyć jakiekolwiek uczucia(czysta, platoniczna miłostka, bez żadnych podtekstów) tego typu , bo przecież były złem– działanie wbrew swej naturze, obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem. Jakoś dawałam radę to wszystko godzić, do czasu, jak zostało mi złamane serce. Jako, że wszelkie emocje odczuwałam mocniej niż ogół, bardzo to przeżywałam potem przez kolejnych kilka lat. Zaczęłam się ciąć, różnymi przedmiotami upuszczałam krew, nie bolało mnie to wcale...czułam jak wszelki wewnętrzny ból ze mnie ulatywał, czułam ulgę. Zawsze robiłam to na lewej ręce, którą potem zakrywałam mnóstwem bransoletek, by nie było nic widać. Doszło do tego, że jeśli kogoś skrzywdziłam w najmniejszym stopniu, potem w ten sam sposób się karałam, uspokajałam sumienie. Wiele emocji opisywałam w swoim pamiętniku oraz wyrażałam w rysunkach.


"Dzień dobry, chciałabym porozmawiać o Bogu..."


W wieku 14 lat zostałam głosicielką. Nigdy nie byłam jakaś otwarta w służbie, po prostu nie potrafiłam, wolałam ludzi „czuć” jacy są niż z nimi rozmawiać. Nie umiałam rozmawiać. Zawsze bałam się, że w rozmowie dam się zapędzić w kozi róg, nie będę wiedziała co powiedzieć, że będę zawsze na przegranej pozycji – miałam takie myślenie, bo przecież jak widać było w innych życiowych przeżyciach byłam na straconej pozycji, jako ta słabsza. Bałam się sobie do tego przyznać, a co dopiero komuś powiedzieć o moich odczuciach lub o tym co myślę. No i nie oszukujmy się, takie typowe formułki stosowane do ludzi, były nienaturalne... cały czas było to wbrew mnie. Ja czułam, że służba powinna być mniej oficjalna, a bardziej ludzka, przypadkowa.

Pamiętam pewną służbę z pionierką stałą, żoną starszego, do dziś pionieruje. Byłam zdumiona, gdy na szybko chciała zaczepić jakiegoś przechodnia, by spróbować wręczyć traktat, by zacząć odmierzać czas...już wtedy tego nie rozumiałam. Dla mnie było to po prostu nie do końca uczciwe, ale siedziałam cicho. 10 lat później przestałam składać sprawozdania, dochodząc do wniosku, że są zbędne i nie o czas tu powinno chodzić, a o jakość. To był czas, gdy zaczęłam mówić o tym głośno o tym co wiem i co myślę – moje poglądy nie spotykały się poklaskiem, bo wychodziły poza ramy organizacyjne organizacji (celowo to tak sformułowałam).

Powoli byłam zmęczona tym, że nie potrafię być tak dzielna w swych wierzeniach, jak moja kumpela ze zboru zielonoświątkowego. Zawsze potrafiła mieć pewne rzeczy w dupie, a nawet wydawało mi się, że jest dumna ze swej religii. Nie to co ja z „kociej wiary”. Był to okres naprawdę wszechstronnego rozwoju duchowego. Nawet wyjście do parku zaczęło przybierać wymiar duchowy.
Bywałam u tej koleżanki codziennie, bo przychodziłam po nią w drodze do szkoły. Często jeszcze wraz z nią i jej dużą rodzinką jedliśmy śniadanie – świeży, domowy chleb. W pamięci mam momenty, gdy jej ojciec czytał Biblię, po czym chwytali się za ręce, on rozpoczynał modlitwę, potem każdy członek rodziny dziękował Bogu osobiście i gdy modlitwa zatoczyła koło, głowa rodziny zakańczała ją.


Nie łudzę się, że ktokolwiek to przeczyta, bo długie strasznie, a jeszcze wiele przede mną. Jednak, może kiedyś komuś się to przyda i wyniesie coś dla siebie.
CDN



Religia to wytwór ludzki, wiara pochodzi od Boga.


Offline mati89

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #67 dnia: 01 Marzec, 2017, 09:58 »
Ja przeczytałem i ciesze sie ze wyrzucasz to z siebie, to rownież forma własnej terapii i oczyszczenia siebie . Na mnie mozesz liczyć :)
Byłem, nie jestem i już nie będę...


Offline Lechita

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #68 dnia: 01 Marzec, 2017, 12:17 »
Kamira ja podobnie jak kolega mati89 :)

Świetnie się czyta! Proszę pisz dalej.

Pozdrawiam  :)
"Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą"  William "Bill" Cooper


Offline salvat

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #69 dnia: 01 Marzec, 2017, 13:24 »
Zaniemówiłem....
Czyta się to jednym tchem.
Jeśli takie otwieranie się na forum przynosi ci ulgę - pisz :)

PS. Czyżby nowa Tazła nam tutaj wyrastała? :D
Jak nazwać człowieka, który mając trochę władzy mówi jedno, a robi coś co tym słowom zaprzecza?

https://www.youtube.com/watch?v=cZMCsCO9hYw


Offline Startek

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #70 dnia: 01 Marzec, 2017, 19:30 »
Zaniemówiłem....
Czyta się to jednym tchem.
Jeśli takie otwieranie się na forum przynosi ci ulgę - pisz :)

PS. Czyżby nowa Tazła nam tutaj wyrastała? :D

Dla tych co zostali w WTSie jest zła , bardzo zła . Dla mnie to wspaniała dziewczyna , i nie tylko . Chwała Panu .


Offline Zvi

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #71 dnia: 16 Marzec, 2017, 14:28 »
Cześć Kamira,

dużo przeszłaś dziewczyno, nie każdy by sobie poradził z taką przeszłością.

Życzę ci wszystkiego dobrego!


Offline TomBombadil

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #72 dnia: 16 Marzec, 2017, 15:08 »
Dziękuję!


Offline Kamira

  • Nieochrzczony głosiciel
  • Wiadomości: 38
  • Polubień: 277
  • Kiedyś będzie nas więcej
    • Wyzwolona ona
Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #73 dnia: 21 Sierpień, 2017, 23:30 »
Długo nie pisałam, dużo się dzieje w moim życiu ostatnio i ciężko mi zebrać myśli. Jednak napisał do mnie pewien były świadek, który przeczytał tą historię i zmusił mnie do wspomnień.

Gimnazjum był to ciekawy okres. Zaczęłam odnajdywać siebie. Nadal poruszałam się w mieszanym towarzystwie pod względem wyznaniowym, było to ciekawe i rozwojowe. Już wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego w organizacji nie ma ekumenii, przecież nie wszystkie wyznania są takie złe. W każdym wyznaniu przecież można było znaleźć uczciwe, wierzące osoby oraz nieuczciwych hipokrytów. Jednak mimo to, dzielnie broniłam swych wierzeń, nieraz przed całą klasą. Pamiętam do dziś jakie to było dla mnie stresujące, i tak naprawdę w ogóle niepotrzebne.

Był to też okres pierwszych miłostek, chodzenia po znajomych. Byłam troszkę starsza, więc nawet mogłam wyjść do znajomych braci na dłużej, do wieczora...lub nocy.

Pamiętam, jak z moim bratem poszliśmy do braci z naprzeciwka. Umówiliśmy się z synem starszego, jego rodzeństwem i moją ówczesną przyjaciółką, że wpadniemy obejrzeć jakiś film. Przecież lepiej ogląda się z kimś, można porzucać się czipsami, paluszkami i pożartować, a byliśmy niezłymi żartownisiami. To miło wspominam. Ale nie wszystko. Pamiętam, jak akurat tego dnia nie było rodziców w domu. Najstarszy z chłopaków, akurat tem u którego byliśmy w gościach, wciągnął mnie w udawanie, że jesteśmy parą. Taka tam dziecięca zabawa. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wziął sobie tego zbytnio do serca.

Parę dni później dostałam od niego smsa na moją cegłę, że jego siostra chciałaby pogadać. Przyjaźniłyśmy się, więc czemu miałabym nie przyjść do niej pogadać, gdy wiedziałam, że ma pewne problemy. Poszłam, ale okazało się, że nie ona chciała ze mną porozmawiać tylko on. Podczas gdy ona była w salonie, my gadaliśmy u niego w pokoju. Tam zaczął mnie obłapywać i nie chciał mnie wypuścić z pokoju. Tak bardzo przylgnął do mnie, przysuwając mnie ciasno do ściany, że musiałam się nasiłować, by od niego uciec. Ale udało mi się, byłam dość zwinna i nie lubiłam być do niczego przymuszana. Uciekłam z jego pokoju i natychmiast wyszłam z mieszkania. Jego siostra nic nie podejrzewała. Potem jeszcze kilka razy chciał mnie zwabić do siebie, ale już więcej z nim nie miałam ochoty rozmawiać. Nikomu o sytuacji nie powiedziałam, bo kto by mi uwierzył.

Niecały rok później pojawiła się podobna sytuacja, tyle że miałam już chłopaka. Spotykałam się ze starszym ode mnie bratem, wówczas studiował, był przyjacielem rodziny i codziennie u nas bywał. Znaliśmy się od kilku lat, gdy byłam o wiele młodsza, widział jak dorastałam. Byłam już pannicą, 16 lat to przecież nie przelewki. Podejmowałam różne prace dorywcze w tym czasie, zaczęłam być bardziej odpowiedzialna, jeździłam na ośrodki weekendowe sama z tym bratem, rodzice nie mieli zastrzeżeń, a nawet pozwolili mi wyjść za mąż, gdy skończę 16 lat, co miało być niebawem.

Pamiętam, że był to akurat okres, gdy leciały jakieś mecze w telewizji, ale niezbyt się znam, więc nie pamiętam czy to było przypadkiem jakieś EURO. W każdym razie, On przychodził do nas codziennie, wiec i na meczach się widywaliśmy. Mecze czasem trwały do późna, rodzice nas znali, mu ufali bardziej niż mi, więc niejednokrotnie zostawaliśmy sami w pokoju. Przyznam, że czasem mnie te mecze nudziły, gdy były monotonne, to przysypiałam. To wtedy pierwszy raz zebrał się na odwagę, by tu rękę pod bluzkę włożyć , pogłaskać po brzuszku pod kocykiem. Niby takie niewinne, ale ja starałam się wówczas być porządna, więc co się przebudzałam, to rękę sio ode mnie.
Chodziliśmy też do jednego klubu, z porządną muzyką, w którym mój tata i ja byliśmy i nadal jesteśmy klubowiczami. Właśnie tam mój tata zauważył, że on zaczął tu się do mnie przytulać, tu obejmować i to się mu nie spodobało.
Dostałam zakaz na wspólne wyjazdy na ośrodki weekendowe.
Tak więc On jeździł sam.
A potem mi opowiadał jak było. Nie podobało mi się, że otwarcie mówił mi o tym, jak podrywał inne siostry. Przykre to było, bo ja naprawdę widziałam swoją przyszłość z nim, mieliśmy plany, a on mi takie rzeczy robił. I jeszcze śmiał mówić, że przecież on ma potrzeby i byle gówniarą się nie zadowoli.
Gdy to usłyszałam, taka złość we mnie wezbrała, że pewnie niejedna osoba zobaczyła dym z moich uszu. Cały czas byłam grzeczną dziewczynką, przestrzegałam wszelkich zasad, i na co mi to było? Miałam dość. Postanowiłam pokorzystać z życia, a tak naprawdę zrobić wszystkiemu na przekór. Zaczęłam wychodzić z domu w nocy, spotykać się z ówczesnymi znajomymi, pić alkohol i poluzować wszelkie hamulce. Stałam się wtedy niegrzeczną dziewczynką. Pierwszy raz w życiu uprawiałam seks, z jednym chłopakiem, z drugim, a z trzecim to mi się już nie chciało. Balowałam, paliłam, próbowałam marihuany. Jak szaleć to szaleć. Nagle tak się zbuntowałam wszystkiemu, a najbardziej chciałam zrobić Mu na złość. Tym razem to ja opowiedziałam mu o tym, co robiłam, a co zamiast to zezłościć, nawet zadowoliło. Stwierdził, że teraz więc i z nim mogłabym się przespać. Byłam naprawdę zszokowana, bo w życiu się takiego tekstu nie spodziewałam. Odmówiłam mu i powiedziałam, że choćbym była ku*wą, to w życiu bym z nim nie poszła do łóżka. Wtedy zaczął mnie szantażować, że jeśli się z nim nie prześpię, to opowie mojej mamie o pewnych moich tajemnicach, których nie chciałam żeby znała. Czułam się okropnie i jakby w kropce, ale mimo wszystko nie umiałam tego zrobić, bo po prostu nie chciałam. Tego samego dnia wyjawiłam mojej mamie moje tajemnice, w które zresztą nie uwierzyła, a jemu kazałam spadać na drzewo. Już nie musiałam się niczego obawiać.
Oczywiście, nadal widywaliśmy się dość często, bo był przyjacielem rodziców, ale spotykał się z chłodem z mojej strony.
Potem jeszcze kilka razy sugerował mi pewne rzeczy i bajerował, ale byłam bardzo oschła dla niego. Mimo wszystko, mieliśmy poprawne stosunki, aż do czasu, gdy wyszłam z organizacji. Był już wtedy żonaty.

Czasem jak na to wszystko patrzę wstecz, teraz się z tego śmieję, ale jednak spory niesmak to pozostawiło w moim życiu.
Pod koniec gimnazjum dokonałam pierwszej próby samobójczej i wbrew niektórym opiniom, nie robiłam tego na pokaz, ale właśnie tak, by nikomu się to nie rzuciło w oczy.


buntu ciąg dalszy

Od tamtego momentu bunt trwał. Moja siostra została wykluczona, ja przestałam chodzić na zebrania i aż z dumą i przekąsem mówiłam, że teraz w domu to dwóch antychrystów mamy(mówiąc antychrystów, miałam wówczas na myśli odstępców od orga). Mama za to nie była dumna. Na początku pierwszej klasy technikum, kolejny raz chciałam się zabić, ale jak widać musiałam żyć.

Nadeszli nowi znajomi, nowe towarzystwo. Przestałam się utożsamiać ze Świadkami, nikt w klasie nie wiedział, że kiedykolwiek miałam z nimi styczność. Zaczęły się wagary, alkohol pomiędzy lekcjami, haszysz i durnot ciąg dalszy. Pierwszy raz w życiu całowałam się z dziewczyną, przełamywałam wszelkie dotychczasowe granice.

Zaczęłam spotykać się z jednym gitarzystą, starszym ode mnie, co niezbyt się rodzicom podobało, ale robiłam na przekór wszystkim.  Imprezowaliśmy, piliśmy alkohol, albo czasem on upijał mnie. Lubiłam tracić hamulce i nie myśleć. Wątpię, bym teraz była z tego dumna. Tak też zaczęliśmy ze sobą sypiać. Cały czas myślałam, że mam nad wszystkim kontrolę i nie czułam żadnego zagrożenia. Niby korzystałam z życia, ale tak naprawę czułam się źle, nie chciało mi się żyć i planowałam wówczas moją trzecią już próbę samobójczą, która wiem, że w końcu powiodłaby się po mojej myśli, ale...

tuż po moich 17tych urodzinach zorientowałam się, że jestem w ciąży. Nie musiałam udawać, że się nie przejmuję, bo faktycznie się tym tak nie przejmowałam, bo wiedziałam, że świetnie sobie dam radę, ale cierpiałam tylko z tego powodu, że musiałam żyć.

Wyłam jak bóbr, pytając w eter czemu muszę żyć. Nie umiałam zabić i siebie i dziecka. Od razu miałam wyobrażenie płodu, jako mojego dziecka, widziałam oczami wyobraźni, jak to dziecko dorasta, chodzi, mówi, żyje, staje się dorosłym... Miałam tak silne poczucie obowiązku za to dziecko, że po prostu nie umiałam się zabić.

C.D.N.
Religia to wytwór ludzki, wiara pochodzi od Boga.


Offline HARNAŚ

Odp: Prawda, Świat i Prawda o Prawdzie
« Odpowiedź #74 dnia: 25 Sierpień, 2017, 07:13 »
Tak to już jest  , że gdy dzieci próbują żyć jak dorośli, to się  w główkach  przewraca