Świetny list, prosty, szczery i nie przekombinowany. Dociera w samo serce. Myślę, że jest skrojony idealnie, bo zaboli adresatów tym ukrytym pięknem ,dzięki któremu Ty poczułaś się wolna i silniejsza. Tak trzymaj
Wiecie co, dziś wracałam z pracy "autostradą" A1 , mijałam Knurów i Pyskowice
i takie nowe światło na mnie spłynęło
, a nie , sorry, to były światła TIR-a
, no więc nie ważne, i tak poraziła mnie pewna myśl. Że ci, którzy tkwią w wts i nie umieją odejść, wyrwać się z różnych przyczyn, otóż te osoby mają wiele wspólnego z kobietami- ofiarami przemocy domowej. Bita kobieta usprawiedliwia agresora :
- sprowokowałam go,
-na ogól jest dla mnie dobry,
- gdzie ja pójdę, co zrobię bez niego
- muszę się bardziej starać , żeby zasłużyć....
Ofiara wts mówi :
- zostałem skarcony, bo zgrzeszyłem
- to jedyna prawdziwa organizacja, karci, bo inaczej grzech zaraziłby innych
-całą rodzinę tam mam, gdzie ja pójdę, odtrącą mnie i co się ze mną stanie,
- muszę więcej głosić, dawać kasy i czyścić kibel, żeby nie zasmucać Boga,
Obie te grupy, żeby się uratować potrzebują kilku rzeczy, przede wszystkim uświadomić sobie swój problem, chcieć dokonać zmiany i pozwolić sobie pomóc.
Zadane w obu przypadkach rany goją się równie długo,poczucie własnej wartości, tak stłamszone, musi się odbudować, bez znaczenia, czy to bita kobieta czy wolontariusz z wts.