Czy jest sens wybudzać "starych" ludzi?
Religia, jako nadzieja kolejnego lepszego życia została stworzona między innymi po to, żeby było łatwiej odejść z tego świata.
Istnieje ryzyko, że po odkryciu prawdy o organizacji ich światopogląd przesunie się w stronę ateizmu, być może agnostycyzmu. Raczej nie skierują się do innych kościołów, a jeżeli są to ludzie mało aktywni też nie zaangażują się w inne mniejsze liczebnie grupy wyznaniowe. Zostaną sami, z poczuciem straconych kilkudziesięciu lat swojego życia i o mało co zniszczonym życiu swoich dzieci.
Człowieka nie powinno pozbawiać się nadziei, często dla wielu może to być wszystko co im zostało. Tym bardziej osób starszych, którzy mają świadomość, że zostało im być może lat kilka...
Kolejna sprawa to towarzystwo. Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Nawet typy osobników potrzebują kogoś więcej niż małżonka. Po odejściu od zboru kto ich będzie odwiedzać? Młodzi, aktywni towarzysko ludzie szybko wypełnią lukę, odnajdą się w towarzystwie, czy to kolegów ze studiów, szkoły, z siłowni, z koła zainteresowań. A starsi? Co dla nich?
Chociaż ja z rodziną jesteśmy całkowicie poza zborem od 2 lat (wciąż jako nieczynni) moi rodzice dopiero po roku odważyli się zapytać czy nie chcemy już w ogóle chodzić na zebrania. Odpowiedziałem co myślę o organizacji, o niesprawdzonych proroctwach, psychomanipulacji, itd. I nie będę próbować wybudzać moich rodziców. Wychowali mnie w swoim przekonaniu najlepiej jak mogli, za co im dziękuję i z szacunku dla nich nie chcę burzyć im spokoju. Sami dostrzegają wiele nieprawidłowości w religii SJ, zmienność proroctw, słabość do pieniędzy przez CK, lecz wciąż mają nadzieję, że jest to prawda i jako prawi ludzie będą mieć w kolejnym życiu mniej trosk, wspanialsze życie i pewnie modlą się, żeby ich syn z rodziną znaleźli się u ich boku w raju.