„Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975” Nadarzyn, bez daty wydania, s. 34-36:
Wkrótce po tym, jak brat Rutherford został prezesem Towarzystwa Strażnica, zawiązał się prawdziwy spisek. Zasiane zostało nasienie buntu i zaczęły się pojawiać trudności, o których mowa poniżej.
C. T. Russell dostrzegał potrzebę wysiania kogoś z Biura Głównego do Wielkiej Brytanii, aby po wybuchu I wojny światowej pokrzepić tamtejszych Badaczy Pisma Świętego. Zamierzał tam skierować Paula S. L. Johnsona, Żyda, który przed poznaniem prawdy Bożej porzucił judaizm i został pastorem luterańskim. Johnson służył jako jeden z podróżujących mówców Towarzystwa i był dobrze znany ze względu na swe zdolności. Szanując wolę Russella, komitet wykonawczy kierujący dziełem w krótkim okresie przed wybraniem Rutherforda na prezesa, wysiał Johnsona do Wielkiej Brytanii, wyposażając go w pewne dokumenty, by mu ułatwić przyjęcie w tym kraju. Johnson miał się dokładnie zapoznać z postępami dzieła w Wielkiej Brytanii i nadesłać do Towarzystwa dokładne sprawozdanie, ale nie miał dokonywać żadnych zmian personalnych w brytyjskim Biurze Oddziału. Wydaje się jednak, że przyjęcie, z jakim się spotkał w Wielkiej Brytanii w listopadzie 1916 roku, „uderzyło mu do głowy” i zagłuszyło zdrowy rozsądek, gdyż jak napisał A. H. Macmillan, „doszedł do śmiesznego wniosku, iż jest ‚szafarzem’ z przypowieści Jezusa o groszu. Później uważał, że jest arcykapłanem świata”. W przemówieniach do Badaczy Pisma świętego w Anglii Johnson przedstawiał siebie jako następcę Russella, utrzymując jakoby spadł na niego płaszcz pastora Russella, jak płaszcz Eliasza spadł na Elizeusza (2 Król. 2:11-14).
Wysokie aspiracje Johnsona najwyraźniej rozwinęły się dużo wcześniej, ponieważ Edythe Kessler wspomina: „W roku 1915 opuściłam Betel i przed wyjazdem do Arizony odwiedziłam pewne znajome małżeństwo, z którym przyjaźniłam się od lat. Kiedy tam byłam, podejmowali akurat pielgrzyma nazwiskiem P. S. L. Johnson. Szatan już wtedy ujawnił swe ohydne i podstępne metody zmierzające do tego, by za wszelką cenę przejąć nadzór nad dziełem. Johnson powiedział: ‚Chciałbym z tobą porozmawiać. Przejdźmy do salonu’. Kiedy tam weszliśmy, rozpoczął od słów: ‚Siostro, wiem, że brat Russell może w każdej chwili odejść, ale bracia nie powinni się lękać, kiedy się to stanie. Mogę zająć jego miejsce i przejąć wszystko bez powstrzymywania dzieła’”.
Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii Johnson usiłował przejąć całkowity nadzór nad tamtejszą działalnością. Próbował nawet bez upoważnienia usuwać niektórych członków biura zarządu w Londynie. Wynikło z tego tyle zamieszania, że nadzorca oddziału poskarżył się bratu Rutherfordowi. Z kolei Rutherford wyznaczył komitet złożony z kilku braci z Londynu, nie należących do tamtejszego zarządu. Bracia ci po zapoznaniu się z faktami zalecili odwołanie Johnsona. Rutherford polecił mu więc wrócić. Zamiast się podporządkować, Johnson wysłał listy i depesze oskarżające komitet o stronniczość i usprawiedliwiające jego postępowanie. Usiłował stworzyć wrażenie, że jest niezastąpiony w Wielkiej Brytanii. W tym celu nadużył dokumentów, w jakie go zaopatrzyło Towarzystwo, i przejął fundusze zdeponowane w londyńskim banku. Aby odzyskać te pieniądze, trzeba było później skierować sprawę do sądu.
W końcu Johnson wrócił do Nowego Jorku, gdzie uparcie próbował nakłonić J. F. Rutherforda, żeby znowu wysłał go do Anglii, lecz nic nie wskórał. Johnson był zdania, że Rutherford nie nadaje się na piastowane stanowisko i że to on sam powinien zostać prezesem Towarzystwa. Szukał poparcia u członków zarządu. Przeciągnął na swą stronę czterech z nich (spośród siedmiu), wmówiwszy im, jakoby brat Rutherford nie miał kwalifikacji do pełnienia funkcji prezesa. Owa czwórka wystąpiła przeciw prezesowi Towarzystwa, jego zastępcy i przeciw sekretarzowi-skarbnikowi. Odstępczy członkowie zarządu usiłowali pozbawić prezesa jego uprawnień administracyjnych.
J. F. Rutherford spotykał się z oponentami i próbował ich przekonać. A. H. Macmillan pisze, że Rutherford „przyszedł nawet do kilku z nas i pytał: ‚Czy powinienem ustąpić i przekazać ster moim oponentom?’ Każdy z nas odpowiadał: ‚Bracie, to Pan cię postawił na tym miejscu i rezygnacja lub ustąpienie oznaczałyby nielojalność względem Pana’. W dodatku pracownicy biura zagrozili, że odejdą, jeżeli tamci ludzie przejmą kierownictwo”.
W roku 1917 odbyło się w poszerzonym składzie zebranie statutowe, na którym czterech opozycyjnych członków zarządu próbowało przedstawić rezolucję w sprawie poprawek do regulaminu Towarzystwa, zmierzających do przekazania uprawnień administracyjnych w ręce członków zarządu. Ponieważ było to sprzeczne zarówno z porządkiem organizacyjnym obowiązującym za urzędowania brata Russella, jak i z wolą członków Towarzystwa, Rutherford nie umieścił tego wniosku w porządku obrad i cały plan został udaremniony. Odtąd opozycja stała się jeszcze bardziej zacięta, niemniej nastąpiły pewne wydarzenia, których oponenci nigdy by się nie spodziewali.
„Dokonana tajemnica”
Kiedy brat Russell był prezesem Towarzystwa, decyzje o wydawaniu nowych publikacji podejmował wspólnie z wiceprezesem i sekretarzem-skarbnikiem. Nie konsultowano się w tej sprawie z całym zarządem. Rutherford postępował podobnie. Stąd tez po jakimś czasie tych trzech członków prezydium zarządu Towarzystwa podjęło ważką decyzję.
Charles Taze Russell napisał sześć tomów Brzasku Tysiąclecia, inaczej Wykładów Pisma Świętego, ale często wspominał o tomie siódmym. „Napiszę siódmy tom, kiedy tylko znajdę klucz”, mawiał, „a jeśli Pan da ten klucz komu innemu, to on go napisze”. Prezydium zarządu Towarzystwa postanowiło, ze dwóch Badaczy Pisma Świętego, Clayton J. Woodworth oraz George H. Fisher, opracuje książkę zawierającą komentarze do Objawienia, Pieśni nad Pieśniami i Księgi Ezechiela. Obaj współredaktorzy zgromadzili materiał do tej publikacji z pism brata Russella, a owoc swej pracy wydali jako siódmy tom Wykładów Pisma Świętego, nadając mu tytuł Dokonana tajemnica. Ponieważ zawarto w nim głównie myśli i komentarze C. T. Russella, nazwano go „pośmiertnym dziełem Pastora Russell’a”.
Nowa książka ukazała się w połowie roku 1917. Nastał znamienny dzień 17 lipca. „Miałem dyżur w jadalni [domu Betel w Brooklynie], kiedy zadzwonił telefon” — wspomina Martin O. Bowin. „Przygotowywaliśmy się do obiadu. Byłem najbliżej telefonu, wiec podniosłem słuchawkę. Dzwonił brat Rutherford. ‚Kto jest z tobą?’ — zapytał. ‚Louis’ — odpowiedziałem. Kazał nam szybko przyjść do swego gabinetu i dodał: ‚Nie traćcie czasu na pukanie’. Wręczył nam stos książek i polecił rozłożyć po jednej przy każdym nakryciu, zanim rodzina zejdzie się na obiad”. Wkrótce jadalnię napełnili członkowie rodziny Betel.
Oto dalszy ciąg relacji brata Bowina: „Jak zwykle podziękowaliśmy Bogu. A wtedy się zaczęło! (...) Rozpoczęła się demonstracja przeciw drogiemu bratu Rutherfordowi, (...) której przewodził P. S. L. Johnson. (...) Głośno wykrzykując złośliwe oskarżenia, chodzili tam i z powrotem — przystawali przed stołem brata Rutherforda, wygrażali mu pięściami i obsypywali go zarzutami. (...) Wszystko to trwało jakieś 5 godzin. Potem wszyscy wstali od stołów, na których pozostały wszystkie dania i mnóstwo nietkniętego jedzenia, a bracia musieli posprzątać, choć nie mieli już na to sił”.
Incydent ten wykazał, że niektórzy członkowie rodziny Betel sympatyzowali z przeciwnikami. Gdyby taki stan rzeczy potrwał dłużej, w końcu zupełnie by sparaliżował pracę Betel. Toteż J. F. Rutherford przystąpił do uzdrowienia sytuacji. Chociaż znał dokładnie strukturę prawną Towarzystwa, zwrócił się do wybitnego adwokata z Filadelfii, znawcy prawa o stowarzyszeniach, by wypowiedział się na temat statusu prawnego członków zarządu Towarzystwa. Otrzymał na piśmie opinię, że w świetle prawa czterej oponenci nie są członkami zarządu. Dlaczego?
Otóż weszli oni do zarządu wskutek zamianowania przez C. T. Russella, tymczasem statut Towarzystwa wymagał, aby zarząd wybierali przez głosowanie akcjonariusze Towarzystwa. Rutherford mówił Russellowi, że nominacje te należy zatwierdzić przez głosowanie na najbliższym dorocznym zebraniu statutowym, ale Russell tego nie dopilnował. Zatem tylko osoby wybrane na dorocznym zgromadzeniu statutowym w Pittsburghu były faktycznymi członkami zarządu. W świetle prawa wspomniana czwórka nie wchodziła w jego skład. Rutherford wiedział o tym przez cały ten krytyczny okres, ale nie poruszał tej sprawy w nadziei, że oponenci zaprzestaną sprzeciwu. Postawa ich świadczyła jednak, iż nie nadają się na członków zarządu. Rutherford słusznie ich zwolnił i wyznaczył czterech nowych członków zarządu, których nominację można było zatwierdzić na następnym zebraniu statutowym Towarzystwa, zaplanowanym na początek roku 1918.
Brat Rutherford nie usunął jednak tych byłych członków zarządu z organizacji chrześcijańskiej. Zaproponował im działalność w roli pielgrzymów. Nie przystali na to i z własnej woli opuścili Betel, po czym zaczęli siać niezgodę, wszczynając w USA, Kanadzie i Europie rozległą kampanię pisania listów i wygłaszania przemówień. W rezultacie od lata 1917 roku w wielu zborach Badaczy Pisma Świętego istniały dwie grupy: do jednej należały osoby lojalne wobec organizacji Jehowy, do drugiej — ludzie ospali duchowo, którzy złapali się na lep gładkich słówek przeciwników. Ci ostatni odmawiali współpracy i nie uczestniczyli w dziele głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym.
Daremne starania o przejęcie kontroli
Opozycyjna grupa, która opuściła Betel, myślała, że uda się jej zdominować kongres Badaczy Pisma Świętego zorganizowany w Bostonie w stanie Massachusetts w sierpniu 1917 roku. Mary Hannan, biorąca udział w tym zgromadzeniu, donosi: „Brat Rutherford wiedział o ich zamiarach; był czujny i przez całe zgromadzenie nie dał im sposobności do wejścia na podium. Cały czas przewodniczył programowi”. Kongres był bardzo udany i przyniósł chwałę Jehowie, przeciwnicy nie zdołali zakłócić jego przebiegu.
J. F. Rutherford wiedział, że doroczne zebranie statutowe, przypadające na 5 stycznia 1918 roku, może stać się dla oponentów nową okazją do przejęcia kontroli nad Towarzystwem. Żywił uzasadnione przekonanie, że ogół Badaczy Pisma świętego nie poparłby tego. Jednakże nie mieli oni możliwości wyrażenia opinii w głosowaniu, ponieważ brali w nim udział wyłącznie członkowie korporacji prawnej Strażnica — Towarzystwo Biblijne i Traktatowe. Cóż mógł więc zrobić? Mógł dać szansę wyrażenia swego zdania wszystkim oddanym sługom Jehowy. Toteż w angielskim wydaniu Strażnicy z 1 listopada 1917 roku zaproponowano, aby w każdym zborze odbyło się referendum. Do 15 grudnia nadesłało swoje głosy 813 zborów. Okazało się, iż na 11 421 głosujących 10 869 opowiedziało się za J. F. Rutherfordem jako prezesem Towarzystwa. Referendum wykazało też, że wszystkich wiernych członków zarządu, zamianowanych w lipcu 1917 roku, przedkładano nad buntowników, którzy rościli sobie prawo do członkostwa w zarządzie.
Na dorocznym zebraniu statutowym akcjonariuszy Towarzystwa, w sobotę 5 stycznia 1918 roku, największą liczbę głosów otrzymało następujących siedmiu braci: J. F. Rutherford, C. H. Anderson, W. E. Van Amburgh, A. H. Macmillan, W. E. Spill, J. A. Bohnet i George H. Fisher. Nikomu z przeciwników nie udało się dostać do zarządu. Następnie spośród wybranego w sposób prawomocny zarządu wyznaczono prezydium: na prezesa wybrano przez aklamację J. F. Rutherforda, na wiceprezesa — Charlesa H. Andersona, a sekretarzem-skarbnikiem został W. E. Van Amburgh. Tak oto zgodnie z prawem ustalono skład prezydium zarządu Towarzystwa. Próba przejęcia kontroli przez oponentów spaliła na panewce.
Pojednanie wiernych braci oraz przeciwników stało się niemożliwe. Grupa opozycyjna uformowała odrębną organizację, kierowaną przez „Komitet siedmiu”. Rozłam dopełnił się jeszcze przed 26 marca 1918 roku, kiedy to przeciwnicy obchodzili Pamiątkę śmierci Chrystusa poza wiernymi zborami ludu Bożego. Jedność grupy oponentów trwała jednak krótko, ponieważ na ich kongresie w lecie 1918 roku powstały różnice zdań i dokonał się rozpad. P. S. L. Johnson utworzył grupę z siedzibą w Filadelfii, gdzie wydawał pismo Teraźniejsza Prawda i Zwiastun Epifanii Chrystusowej. Pozostał tam aż do śmierci, nazywając siebie „wielkim arcykapłanem ziemi”. Od roku 1918 kolejne rozbieżności spowodowały dalszy podział, aż wreszcie pierwotna grupa dysydentów, którzy się odłączyli od Towarzystwa Strażnica, rozpadła się na kilka poróżnionych ze sobą odłamów.