No przeciez wiadomo, że odejście od śJ to nie jest zmiana religii jako taka tylko odrzucenie świętości inspirowane przez Szatana.
Na tym własnie rzecz polega. To kolejny przykład dwojakiej miary stosowany przez WTS, która wykastrowała w swych członkach poczucie wolności i tolerancji. Zwykłe ludzkie odruchy również.
Kiedy rodzina szykanuje lub wyrzeka się kogoś za przystąpienie do jw.ogr, albo kiedy władze jakiegoś kraju dają bana na działalność, wówczas WTS chętnie powołuje się na konstytucję, prawa człowieka do swobody wyznania, tolerancję itp.
W przypadku odwrotnym, gdy ktoś chce opuścić organizację, to już tak nie działa. To znaczy teoretycznie masz prawo do wszystkiego, bo przecież na siłę cię nikt nie zatrzyma.
Musisz jednak liczyć się z tym, że stracisz przyjaciół, rodzinę, możesz być zwolniony z pracy przez współwyznawcę, znajomi omijają cię na ulicy, a na zebraniu zostaniesz przyrównany do ostatniej swołoczy i przypisane tobie zostaną najgorsze z możliwych występków, przy których pedofilia i zabójstwo to pikuś, bo przecież "mogłeś okazać skruchę" i pozostać w przenajświętszej. Tymczasem odstępca nawet gdyby chciał do zboru powrócić, musi często liczyć się z okresem karencji o wiele dłuższym niż w wypadku innych przewinień.
Na forach świadkowskich często da się przeczytać komentarze, że dla opuszczających organizację nie ma już nadziei, ponieważ znając "prawdę" i porzucając ją popełniasz niewybaczalny grzech. Tak więc za życia już jesteś osądzony jako martwy. Filmiki z kongresów potwierdzają to aż nadto.
Znamienne jest też to, że szczegółowe informacje na temat traktowania wykluczonych i odłączonych są bardzo pobieżnie opisane w podręcznikach do studiowania Biblii, a ŚJ pytani o bliższe szczegóły nie kwapią się z dokładnymi wyjaśnieniami albo odsyłają do internetu.
Ogromna asymetria pomiędzy szacunkiem i tolerancją wobec ludzi z tzw. świata a byłymi współwyznawcami, którzy de facto do tego świata znów należeć zaczęli, świadczy o tym że hipokryzja tej organizacji sięga szczytu.