Partyzantka jest potrzebna przez jakiś czas, ale (tak, jak piszecie) kiedyś wreszcie żołnierz wyklęty musi wyjść z lasu:). Nie wyobrażam sobie, żebym miał to ciągnąć długimi latami, chciałbym w bliskiej przyszłości poczynić pewne konkretniejsze kroki- choćby dla własnej higieny psychicznej. Na zebraniach się czuję jak jedyny trzeźwy koleś na imprezie, po ostatnim spędzie regionalnym dochodziłem do siebie ze trzy dni. Inna kwestia to danie do wiadomości bliskim, że serio jest coś nie tak, a nie tylko wysyłanie komunikatów, które mogą być interpretowane w stylu: "och, pewnie trochę osłabł duchowo", "przejdzie mu, tylko więcej zaangażowania w sprawy duchowe". Z nowym rokiem zamierzam spisać swoją listę "wątpliwości" i wszem i wobec oznajmić, że dalej nie zamierzam uczęszczać na sesje sekciarskiej indoktrynacji. Pewnie będzie płacz, łzy i pretensje, ale trudno. Kiedyś trzeba rozpocząć operację "Amputacja".